W Polsce brakuje 50 tysięcy kierowców samochodów ciężarowych oraz ciągników siodłowych z naczepą - alarmuje branża. I z braku innej możliwości zatrudnia kierowców zza granicy.
We wtorek odbyła się konferencja prasowa "Brak kierowców zagrożeniem dla polskiego transportu drogowego" zorganizowana przez Zrzeszenie Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce oraz Krajową Sekcję Transportu Drogowego NSZZ "Solidarność".
Jak wynika z danych przedstawionych na konferencji, w Polsce działa ok. 100 tys. przedsiębiorstw transportu drogowego zatrudniających ok. 260 tys. kierowców pojazdów ciężarowych. Brakuje na naszym rynku 50 tys. kierowców pojazdów kategorii C (samochód ciężarowy) oraz C+E (ciągnik siodłowy z naczepą). W związku z tym deficytem przewoźnicy zatrudniają coraz więcej kierowców zza wschodniej granicy. Liczba wydanych świadectw dla takich kierowców w 2015 r. wyniosła niemal 21 tys., a w 2016 r. wzrosła do ponad 41 tys.
Prezes ZMPD Jan Buczek wskazał, że w kwestii kierowców ciężarówek pojawiły się dwa problemy. Jednym z nich jest to, że Polska stała się w Unii Europejskiej "ofiarą" swojej dobrej oferty transportowej. Drugim problemem jest trudność z pozyskiwaniem chętnych do pracy w tej branży. - Doskwiera nam brak kierowców, którzy mogliby wykonywać zadania transportowe na określonym poziomie - powiedział.
Buczek podkreślił, że kierowca musi mieć sporą wiedzę: znać międzynarodowe przepisy, przepisy celne, finansowe, dotyczące bezpieczeństwa oraz mocowania ładunków. Ocenił też, że "państwo nie dbało o to, żeby w tym bardzo poszukiwanym zawodzie kształcić młodych, polskich obywateli".
Obecny na konferencji przewodniczący Krajowej Sekcji Transportu Drogowego NSZZ "Solidarność" Tadeusz Kucharski wyjaśnił, że niedobór kierowców jest spowodowany upadkiem polskich przedsiębiorstw państwowych. Jak tłumaczył, kiedyś kierowców z kat. C oraz C+E kształciły szkoły znajdujące się przy zakładach PKS, a nawet wojsko.
Buczek wskazał, że uzyskanie normy prawnej do uruchamiania kształcenia kierowców w systemie oświatowym zajęło pięć lat. Zawód kierowca-mechanik wrócił do szkół w 2015 r., natomiast w roku szkolnym 2016/2017 w całej Polsce powstało 45 klas o tym profilu. Jednak - jak przypomniano na konferencji - żadna szkoła zawodowa ani technikum nie kształcą kierowców kategorii C oraz C+E. Podstawa programowa daje szkołom możliwość kształcenia kierowców kategorii B, co umożliwia jedynie poruszanie się samochodami do 3,5 tony.
- Młodzi ludzie bardzo interesują się tym zawodem. Przychodzą do szkół, jednakże kiedy dowiedzą się, że otrzymają tam kategorię B, a kategorię C będą musieli zdobyć we własnym zakresie, rezygnują z podjęcia nauki w tym zawodzie - mówił prezes ZMPD. Jak dodał, kurs na kierowców kategorii C i C+E to koszt rzędu 10 tys. zł.
Przewoźnicy apelują o stworzenie w Polsce dwustopniowego systemu kształcenia kierowców. Chcą, aby powstały szkoły branżowe I stopnia, które będą kształcić kierowców-mechaników z kategorią C oraz szkoły branżowe II stopnia kształcące techników transportu drogowego z kategorią C+E.
Jak dodał Buczek, młody człowiek, który uzyskałby prawo jazdy kat. C lub C+E, nie mógłby od razu podejmować pracy. - Mógłby, zanim osiągnie wiek niezbędny - 21 lat, znakomicie przygotować się do tej pracy, wykonując zadania dystrybucji w przewozach ładunków mniejszym samochodem po to, żeby zdobyć niezbędne doświadczenie - tłumaczył.
Kucharski powiedział, że Polska nie chce sprowadzać kierowców ze Wschodu, dlatego ma nadzieję, że uda się nam stworzyć pięćset, a nawet tysiąc klas kształcących kierowców z kat. C lub C+E.