Nowelizacja ustawy o publicznym transporcie zbiorowym ma wejść w życie - jak planuje rząd - od stycznia 2019 roku. Zakłada, że przewozy w komunikacji wojewódzkiej, gminnej i powiatowej będą mogły być realizowane tylko przez tych przewoźników, którym samorząd udzieli zamówienia. Jest jednak problem.
Jak zauważa"Dziennik Gazeta Prawna", już dziś jest pewne, że nie ma szans, by samorządy zdążyły do końca przyszłego roku. Nie uda im się bowiem przeprowadzić niezbędnych przetargów. Ba, nie uda im się nawet ich rozpocząć.
- Rząd zapomniał bowiem, że unijne przepisy wymagają zgłoszenia zamiaru ich zorganizowania do Dziennika Urzędowego UE na rok przed rozpoczęciem całej procedury - zauważa "DGP".
A to oznacza, że albo regionalni przewoźnicy przestaną obsługiwać pasażerów, albo trzeba będzie raz jeszcze przesuwać datę wejścia w życie ustawy.
Dziennik zauważa też, że możliwa jest trzecia opcja. Chodzi o umowy z firmami, które zobowiążą się do przewożenia pasażerów w wymiarze mniejszym niż 50 tys. km rocznie.
Jednak, jak mówi "DGP" Zdzisław Szczerbaciuk, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Transportu Samochodowego i Logistyki, w tak małym limicie "mogłyby się zmieścić dwie linie w malutkiej gminie".