"W latach 2012–2017 dwukrotnie wzrosły nieprawidłowości naruszające międzynarodową konwencję o przewozie towarów niebezpiecznych" – alarmuje Najwyższa Izba Kontroli w raporcie, do którego dotarła "Rzeczpospolita".
Każdego dnia na tory wyjeżdża ok. 22 tys. pojazdów przewożących wybuchowe, żrące lub trujące ładunki. Powinny być w szczególny sposób zabezpieczane, ale nierzadko przewoźnicy nie wykonują obowiązków w tym zakresie, gdyż oznacza to większe koszty i wymaga poświęcenia czasu.
Takie lekceważenie wymogów bardzo niepokoi NIK.
– Brak należytego nadzoru nad przewozem towarów niebezpiecznych jest niepokojący. Zwłaszcza w sytuacji ogólnoświatowego potencjalnego zagrożenia atakami terrorystycznymi, do których niewłaściwie zabezpieczone transporty mogą zostać wykorzystane – powiedział w rozmowie z "Rz". Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.
Nie jest to wymyślony problem. Z każdym rokiem notuje się coraz więcej wypadków na drogach z udziałem pojazdów transportujących ryzykowne towary. W 2012 r. było ich 1,1 tys. w 2012 r., w zeszłym - już 1,6 tys. W ostatnich sześciu latach życie w ich efekcie straciło 188 osób, a 5,8 tys. odniosło rany.
Do wypadków dochodzi m.in. wskutek łamania przepisów. Kontrole Inspekcji Transportu Drogowego (ITD) wskazują na lawinowy wzrost nieprawidłowości, naruszających międzynarodową konwencję w zakresie przewozu towarów niebezpiecznych (ADR), którą Polska ratyfikowała w 1975 r.
Skalę problemu obrazuje wzrastająca liczba interwencji straży pożarnej, która np. usuwa rozlane chemikalia.
– Są to akcje trudne, długotrwałe, angażują grupy specjalistyczne. Najsłabszym ogniwem jest człowiek – mówi Paweł Frątczak, rzecznik PSP.
Najwięcej wypadków jest w Małopolsce i na Śląsku.
Czytaj też: * *Jak Akademia Morska rozliczała się ze swoją własną spółką. NIK o nieprawidłowościach na gdyńskiej uczelni
Pozorne oszczędności
Najczęstsze błędy przewoźników? Nieprawidłowy załadunek towarów, niedostosowanie pojazdów do rodzaju przewożonego ładunku. Do tego nieprawidłowe oznakowanie niebezpiecznych materiałów, co utrudnia służbom usuwanie skutków awarii.
- Harmonogram, jak i trasy przewozów nie uwzględniają pór i miejsc zwiększonego ryzyka: transporty odbywają się również w czasie dużego natężenia ruchu i przez miejsca gęsto zaludnione, w sąsiedztwie osiedli, szkół, centrów handlowych – czytamy w raporcie.
To nieprawidłowości zaliczane do tzw. I kategorii naruszeń, czyli stwarzają duże zagrożenie dla ludzi i środowiska, co wymaga szybkiej reakcji. Z tym jest problem. Gdy transport zagraża bezpieczeństwu, pojazdy nie trafiają na parking awaryjny, bo w dziesięciu województwach ich nie ma, a w innych jest ich za mało.
Przepisy są nieskuteczne
Choć ustawa o przewozie towarów niebezpiecznych, która miała kompleksowo uregulować zasady prowadzenia działalności w zakresie krajowego i międzynarodowego przewozu drogowego, koleją i żeglugą śródlądową, weszła w życie 2012 r., to bezpieczeństwo przewozu nie poprawiło się jakoś odczuwalnie.
Do 2012 r. nadzór nad przewozem towarów niebezpiecznych sprawował wojewoda, później zastąpił go minister ds. transportu.
Do dnia dzisiejszego minister nie zadbał o właściwy monitoring, co wytyka NIK w raporcie. Z kolei władzom wojewódzkim brak analiz ryzyka związanego z transportami, złe nadzorowanie kursów dla kierowców i dla doradców ds. bezpieczeństwa.
Na pogorszenie sytuacji wpłynęło także to, że ustawa pozbawiła m.in. Inspekcję Pracy, straż pożarną i Transportowy Dozór Techniczny uprawnień do kontroli w siedzibach firm, które organizują przewozy ryzykownych towarów, na parkingach i drogach – dziś kontrole może robić tylko ITD.
Prezes Najwyższej Izby Kontroli wezwał ministra infrastruktury m.in. o utworzenie centralnego systemu monitorowania przewozów towarów niebezpiecznych oraz przywrócenia wspomnianym służbom uprawnień do kontroli. Potrzeba też zwiększenia liczby parkingów awaryjnych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl