Krzysztof Janoś: Wygląda pan na zadowolonego z wyniku wyborczego. Wydaje się jednak, że po tej stronie Oceanu jest pan w mniejszości.
Maciej Cybulski: Cieszę się, bo to była najwyższa pora, by zmienić przy władzy demokratów, którzy rządzili w USA przez ostatnie 8 lat. To jednak republikanie bardziej koncentrują swoją uwagę na biznesie, a nie na kwestiach socjalnych jak czynią to demokraci. Dlatego to dobra wiadomość.
Strach przed globalnym kryzysem jest więc nieuzasadniony?
Zupełnie tego nie rozumiem. Trump jest wzorem biznesmena. To człowiek, który kilkukrotnie był w tarapatach, ale umiał z nich wyjść. To typowy przykład na to, jak wygląda realizacja amerykańskiego snu. Nie wiem, dlaczego przypina mu się łatkę przyszłego sprawcy światowego kryzysu.
Może dlatego, że jest nieobliczalny, co wielokrotnie pokazał podczas kampanii wyborczej. Tak też oceniają go rynki, które zareagowały paniką na decyzję Amerykanów.
Pamiętajmy jednak, że w USA nie ma dyktatury. Prezydent ma swój gabinet, jest jeszcze Kongres i Senat. Trump nie będzie sam o wszystkim decydował. Zupełnie nie boję się tych nowych rządów.
Jednak na giełdach ciągle spada, frank drożeje.
Tego też nie mogę do końca zrozumieć. Oczywiście wynika to z tego, że inne były przewidywania co do ostatecznych wyników. Zapewne jest to reakcja na taką właśnie niespodziankę. Inaczej byłaby odebrana prezydentura Hillary Clinton, która byłaby kontynuacją kierunku gospodarczego wyznaczonego przez Obamę. Ta reakcja na nieznane będzie jednak krótkotrwała i rynki się uspokoją.
Co Trump w Białym Domu oznacza dla polskiego biznesu w USA?
Dla 40 proc. Amerykanów, którzy głosowali na Trumpa najważniejsze było to, że to już najwyższy czas na zmiany. Dla polskich przedsiębiorców, którzy działają na rynku amerykańskim, to znakomita wiadomość. Zmiany mogą być tylko pozytywne. Trump rozumie biznes i na pewno będzie go wspierał.
Ale wspierać będzie swoich przedsiębiorców. Ten nacisk na rozwój USA i firm z tego kraju jest bardzo wyraźny w jego retoryce. Dlaczego miałby wspierać firmy zagraniczne?
Nie wydaje mi się, żeby było tak jak pan mówi. Moim zdaniem będzie zachęcał do inwestowania w Stanach. Tutaj będzie otwarte pole również i dla polskich firm. Co jeszcze bardziej cieszy, jesteśmy na to przygotowani, bo w ostatnich kilku miesiącach obserwujemy w Izbie gwałtowny wzrost zainteresowania naszych firm działalnością w USA. Już teraz nasze inwestycje w Stanach przekroczyły poziom 4 mld dolarów. To już jest poważna kwota i myślę, że będzie tylko lepiej.
Nowy prezydent jednak zapowiada też wprowadzenie ceł na produkty zagraniczne. Na razie mówi o Meksyku i Chinach, ale nie jest powiedziane, że na tej liście nie znajdą się też kraje europejskie.
Prezydent Trump z całą pewności będzie proamerykański, jeżeli chodzi o gotowe już produkty. Jednak jest zasadnicza różnica między inwestycjami, a importem.
Wojna celna może jednak USA popchnąć do izolacji i trudno przewidzieć co się może wydarzyć również i w dziedzinie inwestycji zagranicznych.
Podniesienie ceł nie prostą sprawą. Potrzebne jest do tego poparcie Kongresu i Senatu. Wolałbym też, żeby to była akurat ta zapowiedź, której Trump nie zrealizuje. Jednak nawet gdyby tak się stało, nie powinno to mieć żadnego wpływu na możliwości inwestycyjne. Paradoksalnie może to nawet oznaczać większe otwarcie na biznes.
Stanie się tak, kiedy większa ilość produktów sprzedawanych w Stanach będzie tam produkowana. Tego przecież chce nowy lokator Białego Domu. Ktoś to przecież będzie wytwarzał i tu jest miejsce dla polskich inwestycji i dla polskiego biznesu, którym będzie teraz łatwiej na tamtejszym rynku.
Co konkretnie ma pan na myśli?
To logiczna konsekwencja zdynamizowania rozwoju gospodarczego, która jest zapowiadana przez nową administrację. Liczne były przecież zapowiedzi tworzenia zachęt dla inwestorów zagranicznych do tego żeby produkowali w Stanach, zamiast eksportować do tego kraju.
Już teraz każdy ze stanów prowadzi politykę zachęt inwestycyjnych. Spodziewam się, że teraz powstanie na szczeblu federalnym cały spójny system tego dotyczący. Mogą to być nawet dopłaty do infrastruktury czy ulgi.
Uważam, że to nierealne. Po pierwsze dlatego, że ten kraj został zbudowany przez imigrantów, a po drugie ktoś musi wykonywać te prace, których nie chcą podejmować się Amerykanie. Dlatego nie spodziewałbym się jakieś blokady dopływu imigrantów, którzy przecież tworzą też innowacje w tym kraju, a nie tylko sprzątają w domach i wywożą śmieci.