Donald Trump napisał w niedzielę na Twitterze, że jeśli impas w Senacie w sprawie budżetu prowizorycznego będzie się utrzymywał, republikanie powinni zastosować "opcję nuklearną", czyli zagłosować zwykłą większością nad długoterminowym budżetem. Od północy w piątek w USA obowiązuje zawieszenie rządu USA.
"To wspaniałe widzieć, jak republikanie ciężko walczą o naszych żołnierzy i bezpieczeństwo na granicy. Demokraci chcą, by nielegalni imigranci bez kontroli napłynęli do naszego kraju" - napisał prezydent USA.
Trump nazwał wybór zwykłej większości "opcją nuklearną", ponieważ oznaczać to będzie zmianę obowiązujących zasad głosowania w Senacie, które w przypadku zastosowania obstrukcji parlamentarnej wymagają uzyskania 60 głosów poparcia dla każdej ustawy.
W praktyce wymóg uzyskania 60 głosów w 100-osobowej izbie wymusza na partii, która w danym czasie ma większość w Senacie, konieczność uzyskania poparcia części senatorów opozycyjnych.
Mechanizm ten służy blokowaniu rozwiązań, które wzbudzają gwałtowny opór opozycji. Ponieważ przewaga jednej z partii - Republikanów lub Demokratów - zarówno w Senacie, jak i Kongresie USA jest dość nietrwała, pozwala to unikać sytuacji, gdy ustawy są uchwalane, a niedługo później uchylane.
Rzecznik Mitcha McConnella, lidera republikańskiej większości w Senacie, powiedział w niedzielę, że senatorowie sprzeciwiają się zmianom zasad głosowania nad ustawami.
Zwykła większość zamiast większości kwalifikowanej
Jak zauważa serwis Politico, republikanie mogliby mieć nawet problem z uzbieraniem odpowiedniej większości głosów, by osiągnąć próg 51 proc. W piątek czterech, w tym McConnell, zagłosowało przeciw prowizorium budżetowemu.
Z drugiej strony, groźba Trumpa jest o tyle realna, że jego poprzednia zapowiedź użycia "opcji nuklearnej" w Senacie została spełniona. W kwietniu 2017 roku na sędziego Sądu Najwyższego został wybrany Neil Gorsuch, pomimo tylko 54 głosów poparcia. Nastąpiło to po tym, gdy republikanie usunęli z regulaminu izby wyższej wymóg uzyskania 60 głosów poparcia dla kandydata na sędziego Sądu Najwyższego.
Bez winy nie są jednak także demokraci. To oni w 2013 roku - także przełamując obstrukcję opozycji - znieśli próg 60 głosów w przypadku zatwierdzania prezydenckich nominacji na sędziów sądów niższej instancji.
Wideo: politycy PiS o wizach do USA dla Polaków
Jak ocenił na antenie TVN24 BiS Artur Wróblewski, amerykanista z Uczelni Łazarskiego, winę za całe zamieszanie ponosi sam Donald Trump, który we wrześniu unieważnił dekret Baracka Obamy, tymczasowo legalizujący pobyt w USA dzieciom nielegalnych imigrantów.
Ekspert wskazał, że Trump wybrał na to bardzo zły moment, ponieważ rok fiskalny trwa w USA do 30 września. W tej sytuacji Demokraci postawili warunek, że zgodzą się na prowizorium budżetowe, tylko jeśli uregulowany zostanie status dzieci nielegalnych imigrantów.
Z kolei Trump chce, by sprawa dzieci nielegalnych imigrantów została połączona z finansowaniem muru na granicy z Meksykiem, ale na to z kolei nie ma zgody Demokratów.
1,5 mld dol. dziennie
Zawieszenie działalności rządu USA trwa już od północy z piątku na sobotę. W poniedziałek 800 tys. amerykańskich urzędników pozostanie w domu, a obywatele będą musieli uzbroić się w cierpliwość, gdyż nie będą mogli załatwić wielu spraw w urzędach.
Eksperci szacują, że każdy dzień zawieszenia działalności rządu kosztuje ok. 1,5 mld dol.
Do pracy przyjdą wyłącznie ci, których praca jest niezbędna ze względu na zachowanie trwałości różnych systemów lub konieczni ze względów bezpieczeństwa państwa - np. policja i służba zdrowia, czy samorządu lokalnego. Działalności nie zawiesi poczta ani kontrolerzy ruchu lotniczego.
To nie pierwszy raz, gdy rząd federalny w USA zawiesza działalność. Po 1977 r. zdarzyło się to już 18 razy. Najdłuższy "shutdown" - w 1996 r. - trwał 21 dni. Ostatni przykład "zamknięcia rządu federalnego" miał miejsce 1 października 2013 r.