Największe sieci rzuciły wszystkie siły, by nauczyć klientów przychodzenia na większe zakupy w soboty. Kuszą spotami, obiecują otwarte wszystkie kasy. - To w zasadzie już wojna o klienta. Polscy mniejsi przedsiębiorcy tak ostrej gry mogą nie wytrzymać - mówi Andrzej Faliński, ekspert handlowy.
Lidl zachęca do przyjścia na zakupy w sobotę piosenką. "Jak sobota to tylko do Lidla, do Lidla", "Jak sobota kup więcej, kup więcej" i tak dalej. A do tego niższe ceny wybranych produktów. Efekt? W ubiegłą sobotę w wielu sklepach półki świeciły pustkami, chociaż sklep był czynny w handlową niedzielę. W najbliższą sobotę pewnie będzie podobnie. Pustki i tłumy.
Sprawdź, kiedy zrobisz zakupy
Biedronka - główny rywal niemieckiej sieci - nie pozostaje dłużna. Wydłuża godziny otwarcia sklepu i zapewnia, że kolejek nie będzie. W tym celu do pracy wyśle 5 tys. pracowników więcej niż zwykle. To głównie osoby przestawione z niedzielnych dyżurów. - My jesteśmy gotowi - przekonuje w spocie uśmiechnięty pracownik. - W godzinach szczytu wszystkie kasy czynne - mówi kolejna kasjerka. A zaskoczona klienta odpowiada: naprawdę szybko idzie.
Zobacz także: "Weekendowy shopping w Czechach". Tak Polacy mieszkający przy granicy ominą zakaz handlu
I politycy PiS, i przedstawiciele handlowej Solidarności unikali jak ognia stwierdzeń, że zakaz handlu ma pomóc małym, polskim przedsiębiorcom. Ale to była oczywista intencja twórców ograniczenia. Wyłączając z pracy na jeden dzień dużych graczy, mieli mieć możliwość powiększenia zysków.
Może się okazać, że będzie zupełnie odwrotnie.
Zobacz też: Paliwowa fuzja. "Orlen z Lotosem będzie i tak mikrusem"
- To klasyczna niedźwiedzia przysługa - mówi w rozmowie z money.pl Andrzej Faliński, ekspert rynku handlowego. Przez 17 lat był dyrektorem Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
- Mniejsze, w większości polskie przedsiębiorstwa handlowe, będą miały ogromny problem. Wystarczy zobaczyć, co się właśnie dzieje, co robią najwięksi gracze na rynku. Inwestują ogromne pieniądze w promocję, w nowe formy sprzedaży, inwestują w lepszą organizację czasu pracy i wyposażenie sklepów. Media lubią sformułowanie „wojna handlowa”. To już tak wygląda - przekonuje.
- Zmiana, która miała przynieść wytchnienie małym przedsiębiorcom i im pracownikom, nic takiego nie da. Będą musieli stanąć oko w oko z gigantyczną konkurencją. Największe firmy zaczęły prawdziwy szturm, żeby przyciągnąć Polaków w piątek i sobotę. Gdy tam zrobią duże zakupy, to do osiedlowego sklepiku nie będą już mieli po co iść - dodaje.
Zobacz także: Zakaz handlu w praktyce. Przedsiębiorcy nie wiedzą, jak interpretować przepisy. A pomóc ma im... sąd
Zdaniem Falińskiego nie tylko bieżąca walka o klientów będzie utrudniona. W dłuższym okresie zdobycie nowych pracowników będzie w zasadzie misją niemożliwą. Już teraz handel boryka się z ogromnymi problemami kadrowymi. - Duże firmy będą szukały taniej siły ze Wschodu. Pensje im oczywiście przyjdzie to łatwiej, bo mają środki i zasoby kadrowe. Małe firmy tak łatwo sobie nie poradzą - dodaje.
- Ustawa o zakazie handlu coraz bardziej przypomina klasyczne włożenie kija w szprychy. Chaos w wielu wymiarach to najmniej potrzebna w biznesie sprawa - dodaje.
Co ciekawe, takie zdanie potwierdzają też osoby, które początkowo wspierały ideę ograniczenia pracy w weekendy.
- Już na etapie prac nad ustawą podnosiłem, że polskim przedsiębiorcom będzie trudniej rywalizować z zagraniczną konkurencją po wprowadzeniu zakazu handlu w takim kształcie. I tak właśnie się dzieje, zdania nie zmieniłem - mówi money.pl prezes jednej z polskich sieci handlowych. Nie chce komentować działań rywali, więc woli pozostać anonimowy. Jak tłumaczy oczywistą intencją twórców zakazu było wsparcie polskiego kapitału. Ostatecznie może się okazać, że wcale tak dobrze nie będzie.
Jego zdaniem "dla najmniejszych sklepikarzy największym rywalem staną się stacje benzynowe, które nie muszą stawiać na żadną kosztowną promocję, żadne kosztowne zmiany" - Wystarczy, że dostawią kilka regałów i już mogą handlować większą liczbą artykułów spożywczych - argumentuje.
- Mogą zyskać te sieci handlowe, które wykorzystają luki w przepisach - komentuje z kolei Piotr Szumlewicz, ekspert Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. - Nawet Państwowa Inspekcja Pracy zgadza się, że zakaz handlu można łatwo obejść. Podczas konferencji przedstawiciel PIP zgodził się, że sklepy na dworcach mogą być otwarte w siódmy dzień tygodnia. Jednocześnie eksperci wskazują, że wzrośnie rola sklepów internetowych, których nie obowiązuje zakaz - dodaje. A przecież małe przedsiębiorstwa nie wejdą w sprzedaż przez internet.
Zobacz także: OPZZ: ustawa o handlu w niedziele do kosza. "Ani dla konsumentów, ani dla pracowników, ani dla sprzedawców"
- Zamiast mnożyć zakazy przeplatane niezrozumiałymi wyjątkami, warto radykalnie podnieść wynagrodzenia za pracę w niedzielę. 2,5 razy wyższe wynagrodzenia za każdą pracę w niedzielę to znacznie lepsze rozwiązanie niż niedopracowana ustawa - analizuje.