To byłaby rewolucja. Blisko 136 tys. rodzin bez 500+, za to w budżecie zaoszczędzone 800 mln zł - taki byłby efekt zmian w programie, które właśnie zaproponował polityk Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec.
- 500+ sprawia, że rodzice, którzy od lat nie pracują, są trwale bezrobotni. Nie podejmują pracy, bo mają 500+. To jest szkodliwe i trzeba to zmienić - zapowiedział w rozmowie z "Super Expressem" rzecznik PO Jan Grabiec. O sprawie piszemy tutaj. Pomysł jest prosty: 500+ nie dostaną te rodziny, które tkwią w bezrobociu od lat. Mowa o dwóch niepracujących rodzicach.
Gdyby z programu wyrzucić rodziny bez pracy, to świadczenie straciłoby nawet 136 tys. gospodarstw domowych - wynika z szacunków money.pl. To armia około 366 tys. osób (dorosłych i dzieci). W ciągu roku z budżetu trafia do tej grupy blisko 816 mln zł. Oszczędności byłyby jednak zdecydowanie mniejsze. Zbudowanie systemu do obsługi takiej zmiany kosztowałoby kilkadziesiąt milionów złotych.
Szczegóły pomysłu? Brak. Nie ma projektu, więc nie ma ani wyliczeń kogo właściwie zmiany dotkną, ani jak mają w ogóle wyglądać. Nie ma żadnych technicznych detali tak dużej zmiany. A to one są kluczowe.
Przykład: Co z tymi, którzy w ciągu roku stracą pracę? Będą otrzymywać świadczenie do końca okresu, czy stracą je w przyszłym miesiącu? W jaki sposób udokumentować aktywne poszukiwanie pracy, by jednak otrzymywać pieniądze? I ostatnie: Czy wystarczy umowa zlecenie na jakąkolwiek kwotę, by wciąż otrzymywać świadczenie? W końcu w Polsce pracować można na podstawie różnych umów.
Próbowaliśmy skontaktować się z posłem Platformy Obywatelskiej, jednak nie odbierał telefonu.
Bezrobotne rodziny
Jak liczyliśmy? Zgodnie z danymi Centrum Badania Opinii Społecznej - bezrobocie dotyka w tej chwili 13 proc. rodzin w całej Polsce. To jednak statystyka, która uwzględnia rodziny z chociaż jednym bezrobotnym. A te - zgodnie z propozycją Grabca - będą jednak pieniądze otrzymywać. Przyjęliśmy w wyliczeniach, że stopa bezrobocia wśród rodzin korzystających z programu jest identyczna jak wśród Polaków. Wzięliśmy pod uwagę bezrobocie rejestrowane, które wynosi 5,7 proc. Dane GUS podał w poniedziałek. W efekcie wyliczyliśmy po prostu bezrobotne rodziny wśród wszystkich z programu.
To jednak tylko szacunki. Ani Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, ani Główny Urząd Statystyczny nie publikują informacji, ile "zupełnie bezrobotnych rodzin" jest w Polsce. Takie dane do żadnego z programów nie były potrzebne. Żeby wprowadzić zapis o obowiązku pracy przynajmniej jednej osoby, trzeba stworzyć odpowiednią bazę danych i ją później aktualizować.
W resorcie rodziny pomysł Grabca zbyt długo nie był dyskutowany.
- Nie ma konkretów, więc nad czym się zastanawiać? Porozmawiajmy o szczegółach. Obawiam się jednak, że tych ani Grabiec, ani Platforma Obywatelska po prostu nie mają - mówi money.pl osoba związana z kierownictwem resortu. I zwraca uwagę, że istotą programu "Rodzina 500+" jest niski koszt obsługi i prosty wniosek. Gdyby w systemie pojawiały się kolejne wyłączenia – skomplikowałyby system. A skomplikowany system kosztowałby jeszcze więcej.
Kilkadziesiąt milionów złotych miała kosztować sama próba identyfikowania wysokości zarobków i wprowadzenie górnego limitu. Aktualizowany na bieżąco system z informacjami o pracujących rodzicach generowałby jeszcze wyższe koszty. Z drugiej strony - obejście takich zapisów byłoby banalnie proste. Wystarczyłaby umowa zlecenie na niewielką kwotę i... pieniądze i tak by się należały.
Pomysł pojawia się od miesięcy
To nie pierwszy pomysł Platformy Obywatelskiej na zmiany w programie "500+". W kwietniu ubiegłego roku Grzegorz Schetyna w programie "Kropka nad i" zapowiedział, że Platforma Obywatelska chce zmienić sztandarowy program PiS. Twierdził wtedy, że pieniądze powinny przysługiwać już na pierwsze dziecko - jednak pod warunkiem, że jego rodzice pracują lub szukają pracy.
- 500+ musi iść do tych, którzy są aktywni zawodowo. Jeżeli rodzina nie pracuje - nie powinna dostać 500+ - mówił kilka miesięcy temu Ryszard Petru, były lider Nowoczesnej. Grabiec swoją wypowiedzią wrócił do tez stawianych przez środowisko od dawna.
Teza o masowym rozleniwianiu Polaków, czyli o dezaktywizacji zawodowej, jest jednak trudna do obrony. I wynika to wprost z danych Głównego Urzędu Statystycznego. GUS informacje o rynku pracy opublikował w poniedziałek - w ten sam dzień, gdy pomysł Grabca trafił na czołówki gazet.
Liczba biernych zawodowo kobiet w ciągu dwóch lat spadła o 143 tys. W tym samym czasie liczba mężczyzn biernych zawodowo spadła o 122 tys. Jednocześnie coraz mniej osób deklaruje, że zostaje w domu z przyczyn rodzinnych. W 2016 roku było to 1 mln 845 tys., w tym roku 1 mln 800 tys. Równie duża grupa w domu zostaje z powodu choroby.
Pracujących w Polsce jest w ostatnim czasie więcej. Współczynnik zatrudnienia wyniósł 54,6 proc. - co oznacza mały, ale jednak wzrost o 0,2 pkt proc. w porównaniu do poprzedniego kwartału oraz o 0,6 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Jednocześnie w górę poszedł wskaźnik aktywności zawodowej - wyniósł 56,8 proc. To oznacza wzrost o 0,3 pkt proc. w porównaniu do poprzedniego kwartału.
Dziennikarz money.pl Jacek Frączyk już kilka miesięcy temu wskazywał, że pierwsze teorie o rozleniwianiu Polaków przez 500+ nie okazały się prawdziwe.Jak tłumaczył - nawet praca w Biedronce niewarta rezygnacji dla 500+.
Przyjmijmy, że wyznacznikiem możliwości znalezienia pracy dla osób nawet bez formalnych kwalifikacji jest sieć handlowa Biedronka. Na wstępie pracownicy dostają tam 2300 zł brutto, czyli 1669 zł na rękę. Gdyby zrezygnować z tej pracy w zamian za 500 zł netto za pierwsze dziecko, to w budżecie domowym robi się dziura prawie 1,2 tys. zł. Czy zalepią ją inne zasiłki, które trzeba "wychodzić" po urzędach i potem udowadniać, że jest się biednym? Marne szanse.
Do tego po trzech latach w Biedronce zarabia się 2600 zł brutto (1877 zł), a są spore dodatki np. za "niechorowanie". Ponad 2,5 tys. brutto otrzymuje się na wstępie w Lidlu. Czy nawet mało zarabiająca kobieta z niskimi kwalifikacjami ma motywację, żeby to wszystko rzucić w zamian za 500 zł? Na zdrowy rozum nie. Oczywiście są patologie, ale najwyraźniej stanowią margines, niezauważalny z poziomu badań ankieterów GUS.
500 zł dodatkowego dochodu na pierwsze dziecko dla rodziny nie wydaje się stanowić już motywacji, żeby pracę rzucać, bo pensje w gospodarce idą w górę. Na koniec czerwca średnie wynagrodzenie było o 4,6 proc. wyższeniż rok wcześniej, a realnie o 2,7 proc., tj. biorąc pod uwagę inflację 1,9 proc.
Kobiety rezygnują więc z pracy prawdopodobnie głównie w tych rodzinach, gdzie i tak takie plany były, a jedna z osób zarabia tyle, że wystarczy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl