Mówiąc wprost, blokuje na koncie przewidywaną kwotę za kurs, która ma zostać uiszczona. Gdy jednak ta będzie różnić się od rzeczywistej końcowej opłaty, zablokowane zostaną dodatkowe środki.
Preautoryzacja ma minimalizować ryzyko, że zamawiający nie zapłaci za usługę. Ten mechanizm od lat stosowały hotele i wypożyczalnie aut. Od niedawna blokowanie niewielkich kwot stosuje również znany przewoźnik Uber– pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Rozliczenie nie stanowi żadnego problemu, kiedy przewidywana kwota za kurs pokrywa się końcową opłatą. Schody zaczynają się w momencie, kiedy - z różnych przyczyn – różnią się od siebie. O jakie przypadki może chodzić? Np. skrócenie kursu, postój i oczekiwanie kierowcy na klienta w trakcie kursu, albo rezygnacja z usługi.
Choć Uber zapewnia, że aplikacja momentalnie unieważnia preautoryzację, kiedy klient się rozmyśli i nie skorzysta z przejazdu, to i tak w banku blokada może się utrzymywać jeszcze przez kilka dni.
Różnica w końcowym rachunku, a kwotą preautoryzowaną może również oznaczać zablokowanie dodatkowej - rzeczywistej kwoty do zapłaty. Choć koniec końców Uber odwoła preautoryzację i naliczy właściwą kwotę za przejazd, to na zdjęcie obu blokad środków z karty klienta w banku będzie trzeba poczekać nawet tydzień pisze "DGP".
To może oznaczać problem przede wszystkim dla osób, które balansują na granicy limitu na karcie – przypomina "Dziennik Gazeta Prawna".
- Preautoryzacja jest standardową praktyką wzmacniającą bezpieczeństwo transakcji i istnieje w praktycznie wszystkich biznesach tego typu – tłumaczy na łamach dziennika rzecznik Ubera, Ilona Grzywińska.
Jednak kroku Ubera nie zamierza powtarzać konkurencja. Mytaxi nie planuje wprowadzać preautoryzacji. – Pasażer zatwierdza po zakończonym przejeździe. W przypadku braku środków na koncie kierowca i pasażer od razu mają sygnał, że muszą rozliczyć się w inny sposób – drugą kartą lub gotówką – informuje Krzysztof Urban dyrektor zarządzający mytaxi w Polce.
Na profilu facebookowym Ubera już pojawiły się liczne komentarze niezadowolonych klientów. Jeden z nich wprost nazywał to "starzałem w kolano" firmy. Inny, że Uber sam zachęca, by klienci korzystali z konkurencji.