Amerykański gigant wrócił do Filipin po dwutygodniowym zawieszeniu. Ale powrót kosztował firmę 10 mln dol. Prawie 4 mln to kara od władz kraju, a pozostałe 6 - rekompensata dla kierowców, którzy nie mogli pracować.
O co poszło? Jak przypomina CNN, kilka tygodni temu władze Filipin poprosiły Ubera oraz jego największego konkurenta - firmę Grab, o niepodpisywanie nowych umów z kierowcami do czasu opracowania nowych przepisów.
Grab do zakazu się zastosował, Uber postanowił go zignorować. Z tego powodu został zawieszony na tamtejszym rynku. Decyzja zapadła 15 sierpnia.
Dwa tygodnie później kierowcy jednak wrócili na drogi. Ale nie za darmo. Uber zapłacił prawie 4 mln dol. kary i niemal 6 mln dol. rekompensaty dla kierowców, którzy przez dwa tygodnie pozostawali bez pracy.
Pierwsze auta pojawiły się już we wtorek, ale pełna dostępność ma być przywracana nawet do końca bieżącego tygodnia.
"Jesteśmy wdzięczni za wsparcie, które otrzymaliśmy nie tylko od klientów, ale również od naszych kierowców w ostatnich tygodniach" - napisał Uber.
CNN podkreśla, że firma nie ma w ostatnim czasie najlepszej passy. Choćby ze względu na rezygnację prezesa Travisa Kalanicka, który kilka tygodni temu postanowił odejść ze stanowiska.
Jego następcą ma być Dara Khosrowshahi, który wcześniej zarządzał firmą podróżniczą Expedia (właściciela m. in. marek Hotels.com czy trivago).