"Niektórzy ludzie nie lubią brać odpowiedzialności za własne gówno i obwiniają o wszystko innych" - naskoczył na kierowcę prezes Ubera Travis Kalanick, wysiadając z auta. Wybuchł złością po tym, gdy kierowca zarzucił prezesowi, że przez niego stał się bankrutem. Awanturę nagrała kamera, a nagranie właśnie wyszło na jaw. Zrobił się skandal. Nie pierwszy. Uber ma ostatnio całą serię wpadek. Nad firmą zbierają się czarne chmury przepełnione oskarżeniami o molestowanie seksualne i rasizm.
Wieczór 5 lutego był sensacyjny. Na stadionie w Houston pod koniec trzeciej kwarty młoda i niedoświadczona drużyna Atlanta Falcons posyłała do diabła weteranów futbolu amerykańskiego New England Patriots. Kibice nie mogli uwierzyć w to, co się dzieje podczas Super Bowl - jednego z najważniejszych wydarzeń sportowych na świecie.
Ostatecznie po dogrywce Atlanta Falcons przegrali z New England Patriots 34:28. Tego wieczoru również Travis Kalanick, prezes Ubera, przegrał z opinią publiczną, wbijając gola do własnej bramki.
O jego porażce świat dowiedział się jednak dopiero teraz. We wtorek 28 lutego Bloomberg ujawnił nagranie, na którym widać, jak prezesowi firmy wycenianej na 69 mld dolarów puszczają nerwy.
"Gówno prawda"
Tego wieczoru Travis Kalanick jechał w towarzystwie dwóch kobiet z jednym z kierowców UberBlack. W luksusowym czarnym aucie grał Maroon 5 "Don't Wanna Know". Pod koniec kursu, zanim prezes wysiadł z auta, kierowca rozpoczął rozmowę, w której wytknął prezesowi, że ten obniżył ceny za przejazdy w ramach luksusowej usługi UberBlack.
- Podnosicie wymagania dotyczące standardów aut, a jednocześnie obniżacie ceny - powiedział prezesowi kierowca Fawzi Kamel.
Rozmowa szybko przerodziła się w awanturę. - Zbankrutowałem przez pana - powiedział w końcu Kamel. Kierowca twierdził, że wziął w leasing luksusowe auto, a w międzyczasie firma zaczęła obniżać ceny przejazdów, przez co stracił 97 tys. dolarów. - Ludzie już wam nie ufają - powiedział Kamel.
To tak rozsierdziło prezesa, że dał się ponieść. - Gówno prawda - odpowiedział kierowcy. I dodał: "niektórzy ludzie nie lubią brać odpowiedzialności za własne gówno i obwiniają o wszystko innych".
Nagranie wywołało sporo zamieszania i z pewnością jest gigantyczną wizerunkową wpadką. Prezes Ubera szybko to zrozumiał i przesłał do wszystkich pracowników e-mail z przeprosinami, który został również upubliczniony na firmowym blogu.
Travis Kalanick przyznał, że musi dorosnąć i zmienić się jako lider. "Powiedzieć, że jest mi wstyd, to nic nie powiedzieć" - napisał prezes i dodał, że po raz pierwszy zdał sobie sprawę z tego, że potrzebuje pomocy w zarządzaniu i zamierza po nią sięgnąć. Na koniec zaś przeprosił kierowcę, który wiózł go feralnego dnia jak i całą społeczność Ubera.
Seksualny skandal
To już kolejny problem, z jakim musi zmierzyć się Uber w ostatnich tygodniach. Kilka dni temu firma poprosiła jednego ze swoich najważniejszych inżynierów - Amita Singhala - o to, żeby odszedł. Sprawa jest o tyle sensacyjna, że Singhal został ściągnięty do Ubera od konkurencji zaledwie miesiąc wcześniej i to w świetle reflektorów. Teraz okazało, że w poprzedniej firmie - w Google - Singhal był oskarżony o molestowanie seksualne i toczyło się przeciwko niemu śledztwo, co ujawnił branżowy serwis Recode.
Inżynier nie przyznaje się do winy, mimo to reakcja prezesa Ubera była natychmiastowa. To dlatego, że Uber zaledwie tydzień wcześniej musiał zmierzyć się z podobnymi oskarżeniami. Skandal seksualny wybuchł 19 stycznia, a wywołała go była już pracownica Ubera - Susan Fowler.
"Moja przygoda w Uberze to dziwna i fascynująca historia, która powinna zostać opowiedziana" - napisała Fowler na swoim blogu. Ta historia nie wygląda jednak różowo. Fowler od początku pracy dla Ubera spotkała się molestowaniem. Jej przełożony przez firmowy czat opowiadał jej, że jest w wolnym związku, a jego partnerka znajduje sobie przygodnych partnerów. Żalił się jednocześnie, że on do takich przygód szczęścia nie ma. Nowa pracownica od razu odczuła, że to propozycja pójścia do łóżka. Poszła z tym do działu HR, ale sprawa została zamieciona pod dywan.
Ona sama zmieniła zespół, w którym pracowała, ale przez kolejne miesiące poznawała kobiety, które również słyszały podobne propozycje. Kiedy jej wpis na blogu rozszedł się w mediach, rozpętała się prawdziwa burza.
"Przestań być płaczliwą suką"
W serwisie Medium pojawiła się kolejna historia, tym razem napisana pod pseudonimem Amy Vertino. Kobieta opowiada już nie tylko o molestowaniu seksualnym.
"Szowinistyczne, rasistowskie i homofobiczne postawy były tam więcej niż normalne. (...) Dla niektórych facetów było zupełnie normalne nazywane innych facetów „pedałami”, kiedy nie uczestniczyli w imprezach, na których był seks i narkotyki. Było zupełnie normalne dla nich, żeby publicznie odnosić się do swoich koleżanek „dziwko”, kiedy nie chciały się z nimi umówić" - pisze Amy.
Któregoś dnia od jednego ze swoich współpracowników usłyszała: "przestań być płaczliwą suką". To był człowiek, który wcześniej nie raz ją molestował.
Amy twierdzi, że podobnie jak Susan, w kadrach powiedziano jej, żeby odpuściła, bo jej kolega to dobry pracownik i nigdy nie było na niego skarg. Okazało się to nieprawdą.
Co więcej, dziewczyna twierdzi, że prezes Travis Kalanick o wszystkim wie i znany jest z tego, że chroni managerów na wysokich stanowiskach niezależnie od tego, jak obraźliwi i opresyjni są wobec swoich podwładnych.
Oficjalnie prezes Kalanick się oburzył. Po tym, jak sprawa Susan Fowler wyszła na jaw, napisał oświadczenie, w którym ogłosił rozpoczęcie śledztwa. Zapowiedział też, że każdy, kto myśli, że takie rzeczy ujdą mu płazem, powinien się pakować.
"Wszystko co zostało opisane na blogu jest przerażające. I jest zupełnie przeciwne temu, w co wierzymy w Uberze" - napisał również na Twitterze. A potem zatrudnił Erica Holdera - byłego Prokuratora Generalnego za kadencji prezydenta Baracka Obamy, żeby to on poprowadził wewnętrzne śledztwo.
Poparcie Trumpa i oskarżenia o kradzież
Uber ma jednak nie tylko problemy z kobietami w firmie, a raczej z tym, jak traktują je mężczyźni. „#DeleteUber” pojawił się już wcześniej, kiedy Travis Kalanick publicznie poparł Donalda Trumpa, jeszcze jako kandydata na prezydenta.
Wobec Ubera pojawiły się też oskarżenia o kradzież tajemnic handlowych. Wysunął je oddział koncernu Alphabet ds. autonomicznej jazdy. W tej sprawie wpłynął już nawet do sądu pozew.
Polscy kierowcy będą wypraszać klientów z auta?
W Polsce Uber też zaczyna mieć problemy, choć zupełnie innej natury. Na Facebooku, w grupie, która łączy polskich kierowców Ubera od tygodni wrze z powodu nieopłacalności długich kursów.
Rzecz w tym, że stawki w Uberze skalkulowane są w taki sposób, że kierowcom opłaca się wozić pasażerów tylko po mieście, natomiast trasy pomiędzy miastami są jedynie stratą czasu. Przykład? Jak pisał niedawno cashless, trasa z Warszawy do Poznania, którą pokonał z klientem jeden z kierowców, zajęła mu siedem godzin pracy, bo to ponad 600 km. Zarobił na niej jedynie 28 zł na czysto - tyle zostało po odliczeniu prowizji dla Ubera, kosztu paliwa czy opłat za przejazd autostradą.
Centrala na skargi polskich kierowców, że stawka na trasy międzymiastowe jest źle skonstruowana odpowiada w skrócie: rozumiemy, że to sytuacja niekomfortowa, ale nasza platforma ma służyć przede wszystkim do przejazdów w obrębie miast.
Niektórzy kierowcy wobec tego zapowiadają, że jeśli trafi im się długa trasa, będą odmawiać przejazdu, wypraszając klientów z samochodu. A to może być kolejny cios w wizerunek przewoźnika, tym razem na naszym lokalnym podwórku.
Na razie jednak, mimo że na Twitterze hasztag „#DeleteUber” staje się coraz bardziej popularny, a w styczniu ponad 200 tys. osób na całym świecie zlikwidowało swoje konta w aplikacji, firma z San Francisco wciąż rośnie z tygodnia na tydzień.
Uber jest obecny w 400 miastach na całym świecie, a spółka zatrudnia ponad 11 tys. pracowników korporacyjnych i miliony kierowców. Ci ostatni jednak są jedynie niezależnymi współpracownikami zatrudnionymi na kontraktach.