Tak twierdzi "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung", którego dziennikarz pisze, że "odmowa solidarności drogo kosztuje" i kraje, które wyłamią się z obowiązku przyjęcia uchodźców mogą stracić koło 12 mld euro. Pieniądze zostaną przekazane krajom wyrażającym gotowość do przyjęcia uchodźców.
To nie koniec problemów. Komisja Europejska zdecydowała się pozwać nasz kraj do TS Unii Europejskiej w związku z niewywiązaniem się z umowy dotyczącej relokacji uchodźców z września 2015 r. Wtedy na ostatniej prostej swoich rządów gabinet Ewy Kopacz zadeklarował, że ze 160 tys. migrantów przebywających we Włoszech i Grecji nasz kraj będzie w stanie przyjąć 7 tys. osób.
Zapytaliśmy polityków reprezentujących różne partie, czy Polska realnie powinna obawiać się takiego scenariusza – czy może rząd ugnie się i przyjmie choćby kilkuset uchodźców?
Joanna Scheuring Wielgus: PiS o miłosierdziu tylko mówi
Joanna Scheuring-Wielgus, posłanka Nowoczesnej, nie ma złudzeń.
- Nie wierzę w dobre serce polityków PiS. W kościele zawsze siedzą w pierwszych ławach i najgłośniej śpiewają, ale ich postawa nie ma nic wspólnego z miłosierdziem - nie przebiera w słowach.
Dodaje, że skoro PiS ma worek pieniędzy, to niech płaci wszystkie kary, jakie w przyszłości zostaną na nasz kraj nałożone. Zapytana, czy opozycja ma zamiar przekonywać rząd do zmiany decyzji w sprawie uchodźców, zaprzecza.
- To nic nie da. Przez te dwa lata zorientowaliśmy się, że oni są zaprogramowani tak, jak postanowi Kaczyński. Jeśli Kaczyński zmieni zdanie, to i rząd inaczej będzie mówił - przekonuje.
Zdaniem posłanki błędem polityków PiS była rezygnacja z kontynuowania polityki poprzedniego rządu. Skoro rząd PO zobowiązał się do przyjęcia 7 tys. uchodźców, to kolejny powinien się do tego dostosować.
Janusz Piechociński: Kary mało prawdopodobne
Były poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego uważa, że PiS wytworzył atmosferę strachu i zagrożenia, a teraz kreuje się na obrońcę i z tej roli nie zrezygnuje.
Nie wierzy, by decyzja o nałożeniu kar mogła zapaść szybko (jeśli w ogóle, bo nie dostrzega podstaw, które by je umożliwiały), ale bardziej obawia się spadku zaufania do Polski i, co za tym idzie, dalszego marginalizowania jej.
- Kawał swojej polityki PiS zbudowało na nieprzyjmowani uchodźców i mówieniu, jacy w związku z tym jesteśmy zapobiegliwi, jak dbamy o bezpieczeństwo Polaków. Tymczasem realna polityka nie polega na tym, by politycy licytowali się na to, ile decyzji unijnych zakwestionowali, ale pokazywaniu, jak wiele udało się im załatwić.
Podkreśla, że rząd Ewy Kopacz, który zgodził się na przyjęcie 7 tys. uchodźców, określił kryteria, według których będą przyjmowani. Mieli to być młodzi, wykształceni ludzie z kręgów chrześcijańskich. Tymczasem wokół sprawy wytworzono taką atmosferę, że nawet ci ludzie zostali przedstawieni jako "kandydaci na terrorystów".
Poproszony o ocenę listu Tuska, mówi, że były premier chciał zachęcić przywódców europejskich, aby jeszcze raz zastanowili się, czy na pewno podjęli wszystkie niezbędne środki do tego, by rozwiązać problem uchodźców.
Karol Karski: Najgorsze to płacić życiem obywateli
- Szkoda, że do wniosków z listu Tusk nie doszedł dwa lata temu, ale zobaczymy też, jak długo w nowych przekonaniach wytrwa – punktuje przewodniczącego Rady Europejskiej europoseł Karol Karski (PiS).
Perspektywa kar nie działa na jego wyobraźnię.
- Droga do nich daleka, może się zresztą okazać, że kolejna Komisja Europejska wycofa wniosek z Trybunału Sprawiedliwości. Najważniejsze jest dla nas bezpieczeństwo Polaków, bo ono nie ma ceny – wyjaśnia.
Przytaczam rozmowę z Januszem Piechocińskim, który jasno powiedział, że przyjęci zostaną tylko ludzie spełniający określone kryteria (wykształceni chrześcijanie).
- Takie mówienie obraża inteligencję Polaków. Kierowano do nas określonych ludzi, a polskie władze weryfikowały ich tożsamość. Żadna z tych osób nie spełniała kryteriów bezpieczeństwa.
Pytam, czy mówi o "żadnej z siedmiu tysięcy"?
- Nie wiem, czy mówimy o 7 tysiącach. Przedstawiano nam kolejne osoby i nikt nie dawał nam wyboru, mówiono tylko: "macie ich przyjąć". Przyjęlibyśmy kilka tysięcy, a w ciągu roku liczba wzrosłaby geometrycznie w wyniku łączenia rodzin. Na pytanie, kim są "oni", europoseł opowiada, że policja i straż graniczna były oddelegowane do przeprowadzenia czynności w obozach.
Niemiecki zamysł był taki, by przyjąć milion uchodźców i tych, którzy nadają się do pracy, zostawić w Niemczech, a pozostałych – a więc osoby żyjące z pomocy społecznej i niebezpieczne – relokować do innych krajów. Nie mogliśmy się na to zgodzić.
Ryszard Kalisz: Cała polityka oparta na strachu
Ryszard Kalisz z kolei nie wierzy, by rząd poszedł po rozum do głowy.
- To populiści. Rząd tak rozbuchał nastroje antyimigranckie, a zwłaszcza antymuzułmańskie, że już od tego nie odejdzie i będzie musiał konsekwentnie iść tą drogą.
Kalisz zwraca uwagę, że cała polityka bezpieczeństwa ministra Błaszczaka opiera się na tym strachu.
- Przy każdym ataku terrorystycznym Błaszczak podkreśla, że Polski takie niebezpieczeństwo nie dotyczy, bo jesteśmy mądrzejsi i nie przyjmujemy uchodźców.
Nie wierzy, by groźba jakichkolwiek kar finansowych mogła zachęcić rząd Prawa i Sprawiedliwości do zmiany decyzji. Populizm charakteryzuje się tym, że nie przejmuje się konsekwencjami. To forma utrzymania władzy bez względu na koszty – wyjaśnia były szef MSWiA.
Zbigniew Kuźmiuk: Mówienie o karach to tylko straszenie bez pokrycia
Europoseł Zbigniew Kuźmiuk (PiS) nie wierzy, by jakiekolwiek kary w ogóle mogły zostać na Polskę nałożone, gdyż aktualnie nie ma podstawy prawnej, która by to umożliwiała ("potrzebne są zmiany na poziomie traktatów, a tych nikt nie ruszy"), poza tym jest to procedura na lata.
- Wszystkie te doniesienia o możliwości nałożenia kar to tylko próby zastraszania i wpływania na Polskę – mówi. Gdy pytam, czy nie widzi problemu w polityce obecnego rządu wobec uchodźców, odpowiada, że problem jest – ale dotyczy przyszłości Unii Europejskiej i jej jedności.
List Donalda Tuska, w którym przewodniczący Rady Europejskiej napisał, że wprowadzenie systemu kwotowania uchodźców okazało się nieskuteczne i podzieliło państwa członkowskie, ocenia jako przyznanie się do błędu.
- Tusk zauważył coś, co jest jasne dla krajów Europy Środkowej. Szkoda, że nie mówił tak dwa lata temu.