Walka z fiskusem, czy choćby jej perspektywa, jest koszmarem każdego przedsiębiorcy. Jeśli w dodatku w tle pojawia się choćby podejrzenie wyłudzenia podatku VAT, sprawa może potrwać kilka lat. Niejednokrotnie na kolejnych salach sądowych. Po publikacji tekstu o przełomowym wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z naszą redakcją skontaktowało się kilka firm, które doświadczyły, jak w praktyce wygląda spór z fiskusem uczciwych firm "wkręconych" w karuzelę VAT. Scenariusz jest bowiem powtarzalny.
W skrócie: po zniknięciu z rynku spółki, która wyłudziła nienależny podatek, fiskus zaczyna kontrolować jej kontrahentów. Urzędnicy uznają, że to nieświadomy łamania prawa w chwili zawierania umowy przedsiębiorca nie dochował należytej staranności i musi oddać pieniądze. Nieważne, że to nie on je wyłudził i faktycznie towar odebrał. Nie ma znaczenia, że sprawdził w polskim, a w przypadku międzynarodowych zakupów i europejskim systemie (VIES), czy dostawca jest czynnym podatnikiem VAT. Skarbówka znajduje inne "uchybienie". Np. brak weryfikacji siedziby kontrahenta czy kontakt z zagranicznym dostawcą jedynie za pośrednictwem telefonu czy poczty mailowej.
Jeden z przedsiębiorców, który skontaktował się z nami, opisał kulisy takiego postępowania:
"Wynik kontroli - oczywiście to polska firma musi zapłacić podatek VAT. Urząd Skarbowy zarzucił nam, iż kontrola kontrahentów z mojej strony nie została przeprowadzona rzetelnie/właściwie/ Dochodzenie Urzędów Skarbowych i z Polski, i z Czech, by ustalić, że mamy do czynienia z karuzelą podatkową, trwało kilka lat".
Nieco mniej skarbówce zajmuje wydanie decyzji o tym, że "wkręcony" musi oddać VAT. Przełomowym dla przedsiębiorców w takiej sytuacji okazał się wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. W sprawie o prawo do odliczenia podatku VAT sędziowie wskazali, że "to do organów podatkowych należy dokonywanie niezbędnych kontroli podatników w celu wykrycia nieprawidłowości i naruszeń przepisów prawa w zakresie podatku VAT oraz karanie podatników winnych takich nieprawidłowości lub naruszeń". Zdanie przywołano w kilku kolejnych orzeczeniach. Do serca wzięło je Ministerstwo Finansów i wspólnie z organizacjami przedsiębiorców zajęło się sprawą. W efekcie miały powstać jasne regulacje dotyczące tego, w jaki sposób ustalać, czy przedsiębiorca dochował należytej staranności. Zamiast nich powstał dokument zawierający... wskazówki dla kontrolerów. To liczący 12 stron "Metodyka w zakresie oceny dochowania należytej staranności przez nabywców towarów w transakcjach" krajowych".
Ministerstwo Finansów poinformowało o rozesłaniu go do urzędów w odpowiedzi na nasze pytanie o to, czy planuje podjąć działania, które będą zmierzały do lepszej ochrony przedsiębiorców. Przynajmniej od tygodnia zapoznać mają się z im urzędnicy. Niestety próżno w nim szukać kluczowego zdania podniesionego przez sędziów unijnych. Że to urząd, nie podatnik ma badać rzetelność firm. W opinii rzecznika generalnego TSUE, wydanej w lipcu ub. roku, czytamy czarno na białym, iż zmuszanie przedsiębiorców do zabawy w detektywa "nie byłoby ani praktyczne, ani wykonalne z gospodarczego punktu widzenia".
W dodatku "Metodyka" nie tylko nie jest wiążąca, ale także nie jest zbiorem zamkniętym. Według zawartej w niej deklaracji, ma być na bieżąco aktualizowana. Przedsiębiorcom zatem pozostanie powoływanie się przed krajowymi sądami na orzeczenia TSUE, który okazuje się dla nich bardziej wyrozumiały.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl