Unia otwiera granice przed Ukraińcami. Eksperci obawiają się, że może to pogłębić kryzys związany z brakiem rąk do pracy. - Pokusa jest duża. Wielu moich kolegów rwie się na zachód i już planują, gdzie pojadą - przyznaje Sergiej Ostapczuk, spawacz. Na razie pracujący jeszcze w Polsce. Ale nie wszyscy zamierzają wyjeżdżać. - Tu jest teraz moje życie - mówi Nikita. - Polska zrobiła ze mnie człowieka, który wie, czego chce - dodaje Uliana.
Od 11 czerwca nie ma już obowiązku posiadania wiz w UE. Ukraińcy mogą wjechać do krajów Wspólnoty na 90 dni - w ciągu pół roku - w celach biznesowych, turystycznych lub rodzinnych.
A to może wstrząsnąć naszym rynkiem pracy. Eksperci oceniają, że już w czerwcu zacznie się ostra rywalizacja między naszymi legalnymi ofertami pracy, a dużo lepiej płatnymi możliwościami zatrudnienia w szarej strefie w UE.
W bezpośrednim starciu jesteśmy bez szans. Wprawdzie w Polsce Ukraińcy ciągle mogą zarobić nawet do 5 razy więcej niż u siebie. Ale w Niemczech nawet 4 razy więcej niż u nas.
*Polsko-niemiecka wojna o imigrantów z Ukrainy. Zobacz dlaczego jest nieunikniona *
Jak oceniają eksperci, u naszego zachodniego sąsiada brakuje miliona pracowników. Może to spowodować, że Niemcy będą przymykać oko na nielegalnych pracowników, żeby tylko ratować gospodarkę.
Postanowiliśmy zatem sprawdzić, jak wielu z mieszkających i pracujących teraz w Polsce Ukraińców interesuje perspektywa dalszego marszu na zachód.
Nikita: Tu jest teraz moje życie
W Polsce jest od 15 miesięcy. Na Ukrainie zarabiał, jak na tamtejsze warunki, całkiem nieźle - po przeliczeniu około 1000 zł miesięcznie. Chciał jednak ”innego życia”, a do tego trzeba większych pieniędzy.
- Postawiłem na Polskę. Przez pierwsze 5 miesięcy pracowałem legalnie w McDonald's. To było wygodne, bo załatwili za mnie wszystkie papiery. Ale za 1,5 tys. zł trudno było przeżyć - opowiada Nikita.
Po pierwszych doświadczeniach z legalnym zatrudnieniem zdecydował się większych pieniędzy szukać w dorywczej pracy na czarno. Po kilku kolejnych miesiącach kupił na spółkę z kolegą z Ukrainy dostawczego busa.
- Wynajmujemy się do przeprowadzek i transportu materiałów budowlanych. Nie chcemy się ogłaszać w internecie, bo pracujemy na czarno, ale nasi klienci polecają nas znajomym i mamy wystarczająco dużo zleceń - mówi Nikita.
Zarabia 3-4 tys. zł miesięcznie. Nikita chce zalegalizować swoją działalności i założyć firmę. Liczy, że pomocne będą tu środki, które mógłby pozyskać z funduszy unijnych. Będzie to o tyle łatwiejsze, że niedawno ożenił się z Polką, którą poznał podczas pracy w McDonald's.
- Spotkałem piękną, niesamowitą dziewczynę. Zgodziła się zostać moją żoną, czekamy na dziecko. Dlatego nie jestem zainteresowany dalszą emigracją. Zarobki tam może i większe, ale tu jest teraz moje życie - mówi Nikita, który czeka na kartę stałego pobytu.
Od września chce już płacić podatki i działać legalnie. Wprawdzie ma rodzinę w Szwecji i już dawno mógł tam wyjechać, ale jak mówi, do wszystkiego chce dojść sam. Ponadto podoba mu się w naszym kraju. - Polacy nawet nie wiedzą, jak bardzo są otwarci. Jesteście dla siebie za bardzo krytyczni. Nie chciałbym jechać do Niemiec, czy Wielkiej Brytanii, właśnie ze względu na ludzi - dodaje Nikita.
Jula: Nie znam języków, a tutaj łatwiej mi się dogadać
W Polsce jest od 5 miesięcy. Pracuje legalnie jako kosmetyczka. Zarabia około 2 tys. zł. - Na Ukrainie pracowałam w zawodzie 5 lat. Tuż przed wyjazdem zarabiałam po przeliczeniu zaledwie 300 zł. Za te pieniądze nie można się utrzymać na Ukrainie.
33-latka planuje przedłużyć swoje zezwolenie na pracę o kolejne 6 miesięcy. Zatrudniająca ją właścicielka salonu kosmetycznego również tego chce. Jula podobnie jak Nikita spotkała w Polsce swojego nowego partnera życiowego.
Nie planuje wyjeżdżać, nawet jeżeli w niedalekiej przyszłości w kolejnych państwach, podobnie jak w Polsce, możliwa będzie legalna praca. - Nie znam języków, a tutaj łatwiej mi się dogadać. Nie mam też zamiaru wracać na Ukrainę - dodaje.
Jula ma z kolei nadzieję, że uda jej się ściągnąć do Polski swoją mamę. Mieszka na wschodzie Ukrainy w pobliżu Ługańska, gdzie toczy się wojna.
- Teraz nawet nie mam jak jej przesyłać pieniędzy, bo nie działają tam banki i poczta. A jak jadę do niej, to zajmuje mi to dwa dni w jedną stronę i bardzo dużo kosztuje. Mama ma już swoje lata i wolałabym, żeby mieszkała tutaj ze mną w Polsce - mówi Jula.
Sergiej Ostapczuk: W ciemno do Niemiec nie pojadę
To już jego drugi pobyt w Polsce. W 2015 legalnie przepracował w Polsce swoje pierwsze pół roku. Teraz już od 9 miesięcy jest w naszym kraju po raz drugi. Na Ukrainie pracował jako spawacz w jednym z browarów. Zajmował się konserwacją używanego tam sprzętu.
- Do 2013 r. jeszcze przed rewolucją było całkiem nieźle. Za moje ówczesne zarobki żyłem przyzwoicie. Jednak teraz realne zarobki spadły o połowę, a ceny poszybowały w górę - mówi Sergiej.
Jako specjalista zarabiał w swoim kraju bardzo dobrze. W przeliczeniu było to około 1500 zł miesięcznie. Tymczasem nierzadko w handlu czy gastronomi ukraińskie zarobki nie przekraczają nawet 200 - 300 zł.
W Polsce pracuje na kontraktach oferowanych mu przez pośredników. Jako spawacz na zleceniach zarabia miesięcznie około 5 tys. zł. - Nie dość, że to prawie cztery razy więcej, to jeszcze nie muszę tak długo pracować jak na Ukrainie. Mam czas na relaks, siłownię, zwiedzanie. Na razie nie mam jeszcze żony i dzieci, więc staram się korzystać z życia jak mogę - dodaje 24-latek.
Przelewami na Ukrainę pomaga też swojej mamie, która jednak nie ma zamiaru emigrować w ślad za swoim synem. Sergiej nie do końca też jest pewny, czy zostanie w Polsce. Kusi go perspektywa wyjazdu np. do Niemiec.
Zdaje sobie sprawę, że przynajmniej na razie wiązałoby to się z nielegalnym zatrudnieniem, ale za nawet cztery razy większe pieniądze niż w Polsce. - Pokusa jest duża. Wielu moich kolegów rwie się na zachód i już planują, gdzie pojadą. Mało w tym jednak konkretów i nie mamy tam też żadnych kontaktów - mówi Sergiej.
Tymczasem Ukrainiec wolałby pracy w Niemczech czy Szwecji szukać dopiero wtedy, kiedy byłoby to możliwe legalnie. - W ciemno do Niemiec nie pojadę. Wolałbym znaleźć dobrego pośrednika, jak w Polsce i bez strachu robić swoje - dodaje.
Mykoła: Nie jestem tutaj ze względu na pieniądze
Do Polski przyjechał na studia w 2010. Obecnie pracuje jako specjalista IT. Miesięcznie zarabia około 7 tys. zł netto. - Kupiłem niedawno mieszkanie. Wrocław wybrałem już na etapie studiów. Teraz tylko utwierdzam się w przekonaniu, że to była dobra decyzja. Na razie nie chcę tego zmieniać - mówi 27-letni Mykoła.
W jego przypadku nie ma jednak aż takiej dysproporcji w zarobkach. Prowadząc działalność gospodarczą i wykonując dokładnie tę samą pracę, na Ukrainie mógłby liczyć na podobne zarobki. Powód? Płaciłby o wiele mniejsze podatki niż to, co teraz jest odciągane z jego pensji brutto.
- Życie na Ukrainie jest też dużo tańsze. Zatem miałbym realnie nawet więcej pieniędzy dla siebie. Rzecz jednak w tym, że ja nie jestem tutaj ze względu na pieniądze. Odpowiada mi klimat Wrocławia, mam tu dużo przyjaciół, dobrą pracę. To mi w zupełności wystarcza - mówi Mykoła.
Wcześniej, jeszcze na pierwszym roku studiów, myślał, że już z dyplomem speca od IT wyemigruje na Zachód. Jednak teraz nie ma już takich planów. Wszystko dlatego, że już wie, z czym to jest związane. Jak trudno przystosować się do nowych warunków i odnaleźć w nowym kraju. - Już raz to przerabiałem i nieśpieszno mi do powtórki - dodaje.
Uliana Worobec: Polska zrobiła ze mnie człowieka, który wie, czego chce
W Polsce jest od roku. Już wkrótce czeka ją wielkie święto, bo od września zamieszka z nią czwórka jej dzieci, która obecnie ciągle jest na Ukrainie. Uliana pracuje legalnie w portalu internetowym. Jest dziennikarką i administratorką serwisu.
Zarabia około 2 tys. zł, jak zaznacza za podobną pracę na Ukrainie otrzymywała cztery razy mniej. - Pracuje też dla ukraińskiej firmy jako tłumacz. W połączeniu z pracą w serwisie pozwoli mi to utrzymać moje dzieci i siebie. Na Ukrainie nie było to takie proste - mówi Uliana.
Jako dziennikarka doskonale wie o otwierających się przed Ukraińcami perspektywach na szukanie dobrze płatnej pracy w bogatszych krajach UE. Wprawdzie początkowo nielegalnej, ale jednak lepiej opłacanej.
- Wielu Polaków narzeka na swój kraj, ale ja już wiem, że taka jest wasza natura. Ja tymczasem doceniam możliwości, które tu mam. Przez pierwsze 6 miesięcy imałam się każdej możliwej pracy i okazało się jak wiele mogę. Dlatego wszystkim powtarzam: Ukraina mnie urodziła, a Polska zrobiła ze mnie człowieka, który wie, czego chce - mówi.
Dlatego Ukrainka właśnie w naszym kraju chce się dalej rozwijać i pracować. Dla swoich dzieci znalazła już miejsce w dobrej warszawskiej szkole. - Nie chcę jechać dalej na Zachód, ale znam wielu Ukraińców, którzy mają takie plany. To jednak dotyczy tych, którzy chcą tylko zarobić i wrócić na Ukrainę. Ja planuje już tu zostać - mówi Uliana.