Niskie bezrobocie, rosnące płace i rynek pracownika - takie hasła słyszymy od dawna. Pracodawcy mają tak duży problem ze znalezieniem rąk do pracy, że sięgają po pracowników ze Wschodu. Coraz mniejsze znaczenie ma znajomość języka. Aby pracować, nie trzeba wcale znać polskiego.
- Klienci szukają Polaków na sklepie, żeby się dogadać, bo pani z Ukrainy nie rozumie, czego szukają. Serio? Oni mają nam pomóc? Może i rozkładają cały towar, ale byle gdzie i spędzasz całą zmianę na poprawianiu.. - napisała na Facebooku jedna z pracownic sieci sklepów, komentując znajomość języka wśród pracowników z zagranicy.
- (...) a przed wejściem do sklepu powinna wisieć informacja: obsługujemy klientów znających język ukraiński - dodała inna.
Na rynku pracy sytuacja jest jednak na tyle trudna dla pracodawców, że coraz mniej zwracają uwagę na to czy zatrudniony dogada się z klientem. Dotyczy to szczególnie takich branż jak handel, usługi czy budownictwo.
- Ukraińcy w porównaniu do innych narodowości stanowią ok. 90 proc. ogółu.Dla wielu branż takich jak produkcja, logistyka, magazyny, sektor budowlany stanowią wsparcie, bez którego by sobie nie poradziły. Wypełniają puste wakaty, których pracodawcy nie byliby w stanie wypełnić Polakami. Można powiedzieć, że dopływ Ukraińców jest "bypassem" dla polskiego rynku pracy – argumentuje Adrian Kubisiak, rzecznik prasowy Work Service.
Zobacz: * *Pierwsza niedziela z zakazem handlu. Ukrainka za ladą i właściciel wyrzucający inspektorów
Spytaliśmy największe sieci sklepów: Biedronkę, Lidla, Auchan Polska, Carrefour oraz Leclerc o to, czy zatrudniając pracowników ze Wschodu, oferują im kursy językowe.
Biuro prasowe Tesco Polska odpowiedziało nam, że wymagania, co do znajomości języka są różne, zależnie od charakteru stanowiska.
- Oczywiście w przypadku stanowisk odpowiedzialnych za bezpośrednią obsługę klienta wymagana jest co najmniej komunikatywna znajomość polskiego, co jest weryfikowane na etapie rekrutacji - otrzymaliśmy w odpowiedzi.
We wszystkich sklepach Tesco w całej Polsce ma pracować ok. 400 zatrudnionych zza wschodniej granicy.
- Trzon kadry stanowią Polacy. Zdarzają się również pracownicy innych narodowości w tym Ukraińcy, jest to jednak niewielki odsetek w stosunku do całości zespołu liczącego ponad 15 tys. osób – skomentował z kolei Lidl Polska. - Chcemy podkreślić, że bez względu na narodowość, drzwi do stanowisk w sklepach, centrach logistycznych oraz centrali są otwarte. Liczą się natomiast umiejętności, doświadczenie i zaangażowanie. Oczywiście znajomość języka polskiego jest wymagana - dodano.
**Kursy językowe potrzebne od zaraz**
Choć wszystkie największe sieci spytaliśmy wprost: czy zapewniają kursy językowe dla pracowników z zagranicy, żadna nie odpowiedziała, czy rzeczywiście je organizuje. Zasłaniały się "weryfikowaniem umiejętności językowych podczas rekrutacji".
Rzecznik "Solidarność '80" w Jeronimo Martins Polska, Robert Jacyno twierdzi, że warunki oferowane polskim pracownikom są coraz mniej konkurencyjne, dlatego handel musi sięgać po jakiekolwiek wolne ręce do pracy.
- Tu panuje model oparty na "dzikim kapitalizmie" lat 90. W okresie, kiedy rynek pracownika rządzi się własnymi prawami, to już nie te czasy, żeby pracownik dostosowywał się do miejsca pracy. Coraz więcej młodych wyjeżdża za granicę, coraz więcej osób przechodzi na emeryturę, młodzi nie chcą pracować w takich warunkach – twierdzi w rozmowie z money.pl, Robert Jacyno.
- Mieliśmy zgłoszenia, że kobiety na kasie pracowały po 11 dni z rzędu, bo tak dało się obejść prawo. Nikt nie pozwoli sobie na pracę w takich warunkach - komentuje.
- Ponad 90 proc. przyjeżdżających do Polski na podstawie oświadczeń o powierzeniu zatrudnienia przebywa w Polsce przez pół roku, by potem wrócić do swojego kraju. Trudno oczekiwać od pracodawców, żeby płacili za kursy językowe, kiedy ktoś wkrótce ma wrócić do siebie. Dlatego polecamy pracodawcom zatrudniać pracowników z zagranicy do prac bez kontaktu z klientem, jeśli nie znają języka. Czyli produkcja, magazyny, praca w sektorze budowlanym – stwierdził w rozmowie z money.pl, Adrian Kubisiak, rzecznik Work Service.
Pilnie zatrudnimy
Zainteresowanie pracownikami z zagranicy rośnie – nie tylko w handlu. Można ich spotkać w kawiarniach, taksówkach, w Uberze czy w McDonald's. Pisaliśmy już o tym, że sieć fast foodów przygotowała kwestionariusze dla kandydatów do pracy, do wypełnienia w języku ukraińskim.
"Zatrudnimy sprzedawcę – kasjera. Proponujemy państwu: umowę bez okresu próbnego, elastyczne godziny pracy dostosowane do państwa potrzeb, atrakcyjne wynagrodzenie plus comiesięczną i roczną premię, zestawy dla dzieci dla pierwszoklasistów i noworodków, doładowaną karty Prepaid do użytku w sklepach HEBE i Biedronki, program pożyczek i pomocy, kartę Multisport oraz możliwość skorzystania z prywatnej opieki medycznej i ubezpieczeń na życie plus pakiet szkoleniowy" - zdjęcie ogłoszenia napisanego w języku ukraińskim trafiło do Internetu i wzbudziło niemałe poruszenie.
Solidarność'80
Jeronimo Martins Polska tłumaczy jednak, że "obecnie nie prowadzi rekrutacji w języku ukraińskim a plakat pochodzi z rekrutacji prowadzonej w wybranych lokalizacjach pod koniec 2016 roku".
Sieć podaje, że na koniec stycznia tego roku Ukraińcy stanowili 2,4 proc. ogółu pracowników i że "decyduje się na zatrudnianie ich szczególnie w sytuacjach, gdy nie ma możliwości znalezienia kandydatów z lokalnego rynku pracy". Mają pracować głównie w centrach dystrybucyjnych, a rzadziej w sklepach. Sieć ma zapewniać im przetłumaczone na ich ojczysty język instrukcje i podręczniki dotyczące pracy w firmie.
Firma twierdzi także, że nawiązując współpracę z obcokrajowcami, upewnia się, czy dana osoba potrafi posługiwać się językiem polskim. Na stanowisku związanym z obsługą klientów ma być potrzebna co najmniej komunikatywna znajomość języka polskiego.
Ukraińcy kołem ratunkowym dla rynku pracy
Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli, polskie konsulaty na Ukrainie w latach 2014 – 2016 wydały ponad 3 mln wiz, w tym 1,3 mln wiz pracowniczych. A to tylko oficjalne dane – do tego trzeba doliczyć ok. 2 mln przyjezdnych ze Wschodu, którzy w kraju mogą przebywać nielegalnie.
Od stycznia 2018 wprowadzono uproszczony system zatrudniania cudzoziemców, oparty jedynie na rejestracji oświadczeń o zamiarze zatrudnienia, bez ich weryfikacji. Tylko w styczniu 2018 r. wydano na Ukrainie 61 261 wiz pracowniczych. Zmiany – jak wynika z raportu NIK – miały w dużej mierze niekorzystny wpływ na zjawisko składania nieprawdziwych oświadczeń.
40 proc. ze zgłoszonych nie osiągnęło żadnych przychodów, co oznacza, że wykorzystywali oświadczenia i zezwolenia na pracę jedynie do uzyskania wizy z zamiarem przekroczenia granicy i wjazdu na teren Polski, a więc tym samym do strefy Schengen. 90 proc. cudzoziemców nie zostało zgłoszonych do ubezpieczenia ZUS.
Minister Inwestycji i Rozwoju Jerzy Kwieciński zapowiedział, że rząd przygotowuje pakiet rozwiązań ułatwiających zatrudnianie Ukraińców i zakładanie przez nich firm w Polsce. Można się zatem spodziewać, że ukraiński będzie coraz częściej spotykanym językiem - nie tylko w handlu.