- Po komorniku zostaje mi 1307 zł. Za dużo, żeby umrzeć, a za mało, żeby żyć - mówi money.pl pani Iwona. Kiedy sprzedawała mieszkanie, myślała, że może skorzystać z ulgi i nie płacić podatku. Przekonywali ją o tym wszyscy. Ale po kilku latach skarbówka zażądała pieniędzy.
Kolejna ofiara ulgi meldunkowej skontaktowała się z nami za pośrednictwem platformy dziejesie.wp.pl. Jak napisała pani Iwona, od 8 lat emerytowana nauczycielka, Urząd Skarbowy w Ełku poinformował ją, że ma do zapłacenia ponad 40 tys. zł z tytułu zaległego podatku od sprzedaży mieszkania.
Nasza czytelniczka była zaskoczona, bo mieszkanie sprzedała w 2012 r. i wtedy otrzymała informację, że nic płacić nie trzeba, bo kobiecie przysługiwała tak zwana ulga meldunkowa.
Przypomnijmy. Zulgi meldunkowej mogły skorzystać osoby, które kupiły albo dostały w spadku mieszkanie w latach 2007-2008, były w nim zameldowane przez ponad rok, sprzedały je przed upływem 5 lat od nabycia. Dodatkowo, jak się teraz okazuje, miały złożyć oświadczenia o tym, że rzeczywiście były w tym mieszkaniu zameldowane. Tak przynajmniej mówią obecnie niektóre urzędy skarbowe, żądając od ludzi - w tym od pani Iwony - zapłaty podatku.
Problem leży w tym, że ludzie oświadczeń o zameldowaniu nie składali, bo skarbówka tego od nich wówczas nie wymagała. O wymogu składania oświadczeń nie wiedzieli ani pośrednicy, ani urzędnicy, ani notariusze.
Przypadek pani Iwony to klasyczny przykład tego, jak tysiące Polaków wpadły w tę pułapkę. - Żądają ode mnie podatku, z którego byłam zwolniona. Potwierdziła to agentka z biura nieruchomości, notariusz i urzędniczka ze skarbówki - wspomina w rozmowie z money.pl pani Iwona. A teraz skarbówka jednak chce pieniędzy.
- Kiedy dostałam wezwanie mówiące o konieczności zapłaty, rozmawiałam z naczelnikiem urzędu skarbowego, tłumaczyłam. On jednak decyzji nie zmienił - mówi. Teraz musi oddać skarbówce ponad 40 tys. zł. Komornik co miesiąc potrąci jej "ratę" z jej emerytury. - Po komorniku zostaje mi 1307 zł. Za dużo, żeby umrzeć, a za mało, żeby żyć - przyznaje nasza czytelniczka.
Raz umorzenie, a raz egzekucja
Kolejne wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego dowodzą, że wymóg składania oświadczeń o zameldowaniu był sztuczny, bo ze składanego co roku zeznania podatkowego albo innych dokumentów fiskus mógł sam wyciągać tę informację. Dlatego mamy prawo mówić, że to zmyślony podatek.
Ten konkretny urzędnik, który decydował w sprawie pani Iwony, pozostał niewzruszony na jej argumenty. Jednak niektórzy "ulgowicze" mieli w ostatnich miesiącach więcej szczęścia. Urzędy skarbowe stawały po ich stronie i nie kazały płacić żadnego "zaległego" podatku.
Jak już również informowaliśmy w money.pl, w lipcu III Urząd Skarbowy Warszawa Śródmieście poinformował podatnika, że jego deklaracja podatkowa w zupełności wystarczy i oświadczenie nie jest potrzebne. Postępowanie podatkowe wszczęte w celu naliczenia podatku zostało tym samym umorzone.
Jak to zatem możliwe, że ciągle jeszcze kolejni "ulgowicze" dostają decyzje kończące się, jak w przypadku pani Iwony, egzekucją?
- Prawo podatkowe jest u nas bardzo skomplikowane, a do tego zawsze mieliśmy do czynienia z Polską poszczególnych izb i urzędów skarbowych. Dlatego u nas normą w złym znaczeniu tego słowa jest odmienne postrzeganie przepisów w zależności od lokalizacji - mówi doradca podatkowy Grzegorz Sadura, reprezentujący przed sądem wielu "ulgowiczów".
Wszystko w rękach ministra?
- Mam w toku kilka takich spraw. W jednej z nich organ podatkowy kazał zapłacić podatek, ale dyrektor izby uchylił tę decyzje i zamknął sprawę - mówi Sadura.
- Sprawę definitywnie mógłby zmienić minister finansów. Resort mógłby wydać interpretację ogólną. Wystarczyłoby nakazać interpretować przepisy o uldze meldunkowej, tak jak uczynił to Naczelny Sąd Administracyjny już dwukrotnie - wyjaśnia. O jakie wyroki chodzi?
Przypomnijmy, że NSA postąpiłtak np.w sprawie schorowanego emeryta z Lublina, który przez urzędniczą egzekucję niemalże trafił na ulicę. Jednak sąd zdecydował, że emeryt złożył do fiskusa oświadczenie o zameldowaniu w sprzedanym mieszkaniu w postaci aktów notarialnych.
Podobnie było w grudniu 2017 r. NSA w sprawie innego "ulgowicza" potwierdził, że wystarczy zeznanie podatkowe zamiast oświadczenia o zamieszkiwaniu w sprzedawanym lokalu.
Kłopot dla ministerstwa
Droga do rozwiązania jest więc przetarta. Spytaliśmy Ministerstwo Finansów, czy wyda taką ogólną interpretację, która załatwi wszelkie problemy. Odpowiedź nie napawa optymizmem.
"Każde postępowanie podatkowe powinno być traktowane indywidualnie i nie jest możliwe narzucenie przez Ministerstwo Finansów automatycznego rozwiązania dotyczącego wszystkich przypadków. Kwestia dotycząca tzw. ulgi meldunkowej jest niezwykle skomplikowana przez fakt przepisów sprzed ponad 10 lat, które nakładały obowiązek rodzący spory pomiędzy podatnikami a urzędami. Działania urzędów były jednak podyktowane literą prawa, której urzędnicy administracji podatkowej muszą przestrzegać" - czytamy w odpowiedzi.
- Obawiam się, że minister nie chce jednak tego zrobić, bo grupa już poszkodowanych idzie w blisko 20 tysięcy, a decyzja uratowałaby może kilkaset osób. Potem pojawiłby się problem, co zrobić z tymi, którzy już zapłacili - mówi Sadura.
Nasz rozmówca radzi również pani Iwonie odwoływać się od tej decyzji. W tym też celu skontaktowaliśmy naszą czytelniczkę z Forum Ofiar Ulgi Meldunkowej i Fundacją Praw Podatników Marka Isańskiego.
FPP, jak już pisaliśmy w money.pl, oprócz wsparcia udzielanego ofiarom ulgi meldunkowej, wie również, jak odzyskać pieniądze tych, którzy już ten podatek zapłacili.
A jakie możliwości ma pani Iwona?
- Jeżeli wszczęto egzekucję, to należy wnioskować przynajmniej o jej wstrzymanie do czasu rozstrzygnięcia. Można również, jeżeli decyzja się uprawomocniła, wnioskować o umorzenie podatku wraz z odsetkami ze względu na interes indywidualny tej pani - mówi Sadura.
Kilkanaście miesięcy niepokoju
Podstawą może być tutaj stan zdrowia lub wiek podatnika. Jak długo jeszcze może nas zaskakiwać korespondencja od fiskusa z żądaniem zapłacenia tego dziwnego podatku od świstka papieru?
Niestety skarbówka ma na to jeszcze kilkanaście miesięcy. Wszystko dlatego, że jeśli ktoś nabył lub odziedziczył mieszkanie w 2008 roku i sprzedał przed upływem pięciu lat, to miał na to czas do 2013 r.
Za ten rok rozliczał się do końca kwietnia 2014 r. Od tego dopiero czasu zaczyna się bieg terminu przedawnienia należności podatkowych. W Polsce to 5 lat, zatem w takich przypadkach fiskus może jeszcze sięgać do kieszeni podatników do końca 2019 r.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl