- Zaskoczyli mnie. Doradzili, że najlepiej będzie, jak zapłacę jak najszybciej. Straszyli komornikiem. Popłakałam się, pieniądze pożyczyłam i zapłaciłam. Dopiero następnego dnia przeczytałam u was, że źle zrobiłam - mówi money.pl pani Dorota z Olsztyna. Kolejna „ulgowiczka”, która został zmuszona do zapłacenia kuriozalnego podatku od świstka papieru.
Nasza czytelniczka dostała wezwanie do urzędu skarbowego w Olsztynie. Przez telefon dowiedziała się, że musi osobiście wyjaśnić kwestie mieszkania, które otrzymała w 2008 r. w darowiźnie.
- To była dziwna rozmowa. Urzędniczka cytowała jakieś paragrafy i kazała przynieść faktury za remonty. Nie było żadnych konkretów. Dopiero na miejscu dowiedziałam się, że mam do zapłacenia ponad 36 tys. zł zaległych podatków - mówi Dorota.
Jak inne ofiary ulgi meldunkowej pani Dorota również nie przesłała do fiskusa wymaganego oświadczenia. Oświadczenia, o którym jak już pisaliśmy, zwyczajni podatnicy po prostu nie mogli wiedzieć.
Dobrze zaszyty przepis
Niestety robiąc to, nie wiedziały, że dodatkowym formalnym warunkiem zwolnienia z podatku dochodowego jest złożenie oświadczenia w urzędzie skarbowym o tym, że były w tym mieszkaniu zameldowane.
Przepisy o uldze meldunkowej zostały przed obywatelami ukryte, bo nie było ich w ustawie o podatku dochodowym w roku, w którym sprzedawali mieszkanie, co więcej nie ma ich nawet w tekście jednolitym ustawy.
Aby znaleźć ten dziwaczny warunek, należało przeszukać przepisy sprzed wielu lat. Tego pani Dorota, jak i prawie 20 tys. innych podatników, nie zrobiła. Według szacunków FPP oznacza to, że ta pułapka kosztowała podatników około miliarda zł.
Przy takiej grupie poszkodowanych dziwi, że nikt z rządu z ”ulgowiczami” spotkać się nie chce. Inaczej jest z poszkodowanymi przez Getback. Dużo większym zainteresowaniem polityków cieszą się afery Amber Gold czy kłopoty frankowiczów. Ofiary ulgi meldunkowej zostały pozostawione same sobie.
- Jak usłyszałam, ile natychmiast mam zapłacić, popłakałam się. Razem z odsetkami to ponad 36 tys. zł. Presja i wizja komornika, o którym mówili urzędnicy, zrobiła swoje. Pieniądze pożyczyłam i zapłaciłam. Dopiero następnego dnia przeczytałam u was, że źle zrobiłam - wspomina Dorota.
NSA: sztuczny wymóg
Zaraz po lekturze jednego z tekstów ws. „ulgowiczów” na money.pl nasza czytelniczka skontaktowała się z Fundacją Praw Podatników. - Poradzili mi, żebym jeszcze raz złożyła korektę, bo ten podatek nie należy się państwu. Wszystko dlatego, że przecież mieszkałam tam 12 miesięcy, a sądy ostatnio podważają konieczność złożenia dodatkowego oświadczenia w tej sprawie - mówi Dorota.
Rzeczywiście, jak pisaliśmy, kolejne wyroki NSA w sprawach „ulgowiczów” dowodzą niezbicie, że wymóg ten był sztuczny, bowiem ze składanego co roku zeznania podatkowego albo innych dokumentów fiskus mógł wyciągać tę informację.
Tak było np. w sprawie schorowanego emeryta z Lublina, który przez urzędniczą egzekucję niemalże trafił na ulicę. Jednak w kwietniu NSA zdecydował, że Henryk Błasik złożył do fiskusa oświadczenie o zameldowaniu w sprzedanym mieszkaniu w postaci aktów notarialnych.
Podobnie było w grudniu 2017 r. NSA sprawie innego „ulgowicza” potwierdził, że wystarczy zeznanie podatkowe zamiast oświadczenia o zamieszkiwaniu w sprzedawanym lokalu. Zmienia się też postepowanie US w tej sprawie.
Jak już podawaliśmy w money.pl,np. III Urząd Skarbowy Warszawa Śródmieście poinformował podatnika, że jego deklaracja w zupełności wystarczy i oświadczenie nie jest potrzebne. Postępowanie podatkowe tym samym zostało umorzone.
- Wydawałoby się, że skoro żyjemy w samym środku cywilizowanej Europy, to aparat urzędniczy funkcjonuje według jednolitych zasad w całym kraju. Tymczasem okazuje się, że tak nie jest. Kilka dni temu dyrektor izby administracji skarbowej w Warszawie poinformował mnie, że tak naprawdę sprawy „ulgowiczów” meldunkowych już nie ma - mówi money.pl Marek Isański, prezes i założyciel FPP.
Wszystko zależy od urzędnika?
Z rozmowy wynikało, że urzędy skarbowe, powołując się na nowe orzeczenia Naczelnego Sądu Administracyjnego, umarzają te postępowania i nie chcą podatku od osób, które nie złożyły tych kuriozalnych oświadczeń.
- Tymczasem, dosłownie w tym samym dniu, skarbówka w Olsztynie - choć działa przecież w tym samym kraju - jednak najwyraźniej widzi to zupełnie inaczej. Tamtejszy naczelnik Urzędu Skarbowego wezwał podatniczkę, urzędnicy ją przestraszyli, wmawiając jej, że jest oszustką podatkową, że zaraz zaczną egzekucję i będzie płaciła dużo więcej - mówi Isański.
W jego ocenie zupełnie cynicznie wmówili jej, że najlepszym dla niej rozwiązaniem będzie jeśli natychmiast złoży korektę deklaracji, deklarując ten nienależny państwu podatek i bezzwłocznie zapłaci go w całości z odsetkami.
- Co więcej pani naczelnik urzędu w bezpośredniej rozmowie odmówiła umorzenia choćby odsetek. Powiedziała wprost, że podatniczka będąc osobą samotną z dwójką dzieci na umorzenie nie ma szans, bo dzieci są zdrowe. To zdumiewające, bo NSA nakazuje fiskusowi umorzenie nie tylko odsetek, ale i całego zobowiązania, powołując się na interes publiczny - mówi Isański. - Aż chce się zadać pytanie: Czy Olsztyn na pewno leży w Polsce?
Sądy sobie, ministerstwo sobie, a fiskus i tak wie lepiej
Jeszcze raz okazało się, że taktyka przypominająca, jak nazywa to Isański "metodę stalinowską", w której zastrasza się podatnika, jest bardzo skuteczna. Cóż z tego, że dokładnie w tym samym czasie inne urzędy skarbowe, m. in. z Warszawy, umarzają całe postępowania i stwierdzają, ze mimo braku oświadczenia podatku płacić nie trzeba.
- Cóż z tego, że Ministerstwo Finansów zdaje sobie sprawę z tego, że cała ta ulga meldunkowa: sposób zapisania je w ustawie, działania fiskusa oraz zachowanie sądów administracyjnych to jedna z bardziej wstydliwych spraw podatkowych ostatnich lat. A do tego dotyczy bardzo dużej grupy ludzi - blisko 20 tys. osób - mówi Isański.
Niestety to stanowisko MF póki co nie zmienia sytuacji konkretnych „ulgowiczów”, którzy mimo sprzyjającej linii orzeczniczej NSA nadal płacą za to, że dali się złapać w pułapkę tego podatku. O sprawę Doroty z Olsztyna i różne podejście do ”ulgowiczów” zapytaliśmy Krajową Administrację Skarbową, ale do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Nikt nie wie, co z tym zrobić?
- Oczywiście jako Fundacja deklarujemy, że zrobimy wszystko, aby odzyskać dla niej te pieniądze, ale pokazuje to najlepiej, jak nienormalną jest ta sytuacja z „ulgowiczami”. Problem jest bardzo kłopotliwy dla państwa. Podważa zaufanie obywatele do prawa i pokazuje, jak różnie, choć według tych samych przepisów, mogą działać urzędnicy - mówi Isański.
W ocenie prezesa Fundacji najbardziej frustrujące jest to, że zamiast systemowo rozwiązać sprawę, w której swoje pieniądze straciło blisko 20 tys. uczciwych podatników, ciągle zwiększa się liczba poszkodowanych.
- Ponadto pokazuję to smutną prawdę. Okazuje się, że przez długi czas jako państwo nie potrafimy rozwiązać naprawdę dość prostego problemu. To jak mamy sobie radzić z naprawdę dużymi problemami, których nie brakuje? - konkluduje Isański.
Jesteś ofiarą ulgi meldunkowej? Zgłoś się do nas przez * *dziejesie.wp.pl