Ostatnie wyroki dają nadzieje na odzyskanie pieniędzy przez ofiary ulgi meldunkowej. W grze jest miliard złotych, blisko 20 tys. poszkodowanych i Fundacja Praw Podatnika, która w rewolucyjny sposób podeszła do sprawy.
Sprzedali mieszkanie, mieli nie płacić podatku, a jednak fiskus wyciągnął łapę po pieniądze - tak w skrócie wygląda sytuacja ofiar "ulgi meldunkowej". Pojawiło się jednak światełko w tunelu. W dwóch ostatnich orzeczeniach sądy administracyjne (sygnatury: II FSK 2556/16, III SA/Wa 3991/17) w sprawie „ulgowiczów” nie pozostawiły już żadnych złudzeń. Przepisy były skonstruowane niczym pułapka doskonała.
Orzekający uznali, że w takich warunkach nie można tego prawa interpretować na niekorzyść podatników. Tak np. stało się w sprawie pani Katarzyny, o której już pisaliśmy w money.pl. Podobnie jak inni „ulgowicze” została zaskoczona pismem od skarbówki, które dostała w 2016 r.
Wynikało z niego, że po 5 latach od sprzedaży mieszkania musi zapłacić podatek od transakcji, która według notariusza opodatkowana nie była.
- To był dla mnie prawdziwy szok, bo i suma była potężna. Zupełnie nie rozumiałam, co się dzieje, nie byłam też w stanie znaleźć informacji na ten temat - mówiła nam w kwietniu tego roku Katarzyna, która wpadła w tę podatkową pułapkę.
Nie płacili, bo nie musieli
Przypomnijmy. Zulgi meldunkowej mogły skorzystać osoby, które kupiły albo dostały w spadku mieszkanie w latach 2007-2008, były w nim zameldowane przez ponad rok, sprzedały je przed upływem 5 lat od nabycia. Dodatkowo, jak się teraz okazuje, miały złożyć oświadczenia o tym, że rzeczywiście były w tym mieszkaniu zameldowane.
Problem leży w tym, że ludzie oświadczeń o zameldowaniu nie składali, bo skarbówka tego od nich wówczas nie wymagała. O wymogu składania oświadczeń nie wiedzieli ani pośrednicy, ani urzędnicy, ani notariusze.
Na szczęście dla Katarzyny WSA w Warszawie uchylił decyzję fiskusa o konieczności zapłacenia zaległego podatku z odsetkami. Razem uzbierało się tego 35 tys. zł. Sąd zdecydował, że wadliwa konstrukcja tak stanowionego prawa nie może obciążać podatnika.
Podobnie zakończyły się też inne sprawy przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.Po latach okazuje się, że wymóg składania oświadczeń o zameldowaniu był sztuczny. To z kolei otwiera drogę do sprawiedliwości również i dla tych, którzy stracili już nadzieję.
Jest sposób na fiskusa
- Ostatnie wyroki WSA i NSA pokazują, że toczące się jeszcze sprawy „ulgowiczów” - przy których pomagamy - są już praktycznie wygrane. Doprowadziliśmy do ugruntowania linii orzeczniczej i jeśli ktoś się skontaktuje z Fundacją, to na pewno żadnej sprawy już nie przegra - mówi money.pl Marek Isański, prezes Fundacji Praw Podatnika.
Co również bardzo ważne, jak podkreśla nasz rozmówca, prawnicy FPP potrafią już pomóc uzyskać korzystnie dla „ulgowiczów” umorzenia decyzji podatkowych. Wszystko to w ramach realizacji interesu publicznego. Udało się po prostu wykazać, że państwo tego podatku tak naprawdę nie chciało, bo taka przecież była intencja.
- Co ważniejsze, podatnicy ci byli w zasadnym przekonaniu, że taki podatek na nich nie ciąży. Nawet jeżeli jest decyzja prawomocna w tej sprawie, to jesteśmy w stanie w interesie publicznym doprowadzić do umorzenia w całości takiego podatku - zapewnia Isański.
Co więcej, Fundacja nie zamierza spoczywać na laurach. FPP czeka na kolejne zgłoszenia od ofiar ulgi meldunkowej, nawet tych, które usłyszały już niekorzystne wyroki w swoich sprawach.
"Ulgowicze łączcie siły"
- Chodzi o to, żeby je posortować pogrupować i wypracować zasady działania. Im więcej będzie takich zgłoszeń, tym szybszy i bardziej pewny będzie sukces. Na razie zgłosiło się ponad 110 osób i to już jest jakaś podstawa. Pamiętajmy jednak, że ofiar jest dużo więcej, zatem jest kogo szukać - mówi nam Isański.
Rzeczywiście jak już pisaliśmy w money.pl, według szacunkowych danych ujawnionych wreszcie przez MF, w Polsce mamy około 19 tys. „ulgowiczów”. Z kolei według szacunków FPP z tej liczby i średniej wysokości obciążenia podatkowego można wywnioskować, że Polacy przez to wadliwe prawo stracili nawet miliard zł.
Prezes FPP nie chce zdradzać, przy użyciu jakich procedur sądowych prawnicy Fundacji będą dochodzić sprawiedliwości. Kolejne wygrane sprawy pokazują jednak, że FPP ma pomysły i wiedzę, która ratuje „ulgowiczów” z opresji.
- Pamiętajmy, że jeszcze rok temu wszyscy „ulgowicze” to byli oszuści podatkowi. Tymczasem dziś została nam już tylko kwestia tych, którzy już mają wyroki prawomocne. Sprawy jeszcze niezamknięte udaje się wygrywać - mówi Marek Isański.
Nie jest to jednak rzecz łatwa. W ocenie naszego rozmówcy winne są tu polskie przepisy, które dają mało możliwości powrotu do spraw już zamkniętych i decyzji już podjętych.
"Uwolnienie od lęku"
- Ustawodawca nie brał pod uwagę w swej wyobraźni, że w jakiejś sprawie, tak jak w przypadku „ulgowiczów”, prawie wszystkie rozstrzygnięcia będą niezgodne z prawem. Przeważało przekonanie, że skoro decyzja zapadła w dwóch instancjach, to ona musi być właściwa - mówi Isański.
"Wyrok oznacza dla mnie spokój"
A jak smakuje taki sukces? Najlepiej wyjaśnia to sama Katarzyna w liście do FPP.
„Ten wyrok przede wszystkim oznacza dla mnie spokój, którego nie miałam od 6 grudnia 2016 roku. Uwolnienie się od lęku przed korespondencją z Urzędem Skarbowym, lęku przed sprawą karno-skarbową, którą zamierzali przeciwko mnie wytoczyć, obaw o moją przyszłość i mojej córki, której będę mogła pomóc w sfinansowaniu studiów dziennych.
Gdyby był inny wyrok, musiałabym zaciągnąć kredyty, i być może spłacać je do końca mojego życia, z poczuciem ogromnej krzywdy i niesprawiedliwości. Ogólnie obaw przed zniszczeniem mnie jako człowieka, bo ja od samego początku, nawet przez chwilę nie czułam się winna zaistniałej sytuacji” - napisała Katarzyna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl