W jaki sposób banki i instytucje finansowe starają się ukryć koszt kredytu? O tym w programie #dziejesięnażywo opowiadała Dorota Karczewska, wiceprezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Urząd wskazuje, że powszechną praktyką wśród niektórych firm jest ukrywanie części opłat (za obsługę klienta w domu lub dodatkowe ubezpieczenie, bez którego nie można dostać kredytu), przez co całkowity koszt jest - na przykład w reklamie - wyraźnie niższy. Według prawa całkowitym kosztem powinna być suma wszystkich kosztów, które klient musi opłacić w związku z umową o kredyt konsumencki.
Jak tłumaczy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, chodzi w szczególności o odsetki, opłaty, prowizje, podatki i marże oraz koszty usług dodatkowych w przypadku, gdy ich poniesienie jest niezbędne do uzyskania kredytu (np. koszty składek ubezpieczeniowych). W ocenie właśnie kosztów kredytu bardzo pomocna jest "rzeczywista roczna stopa oprocentowania", czyli w skrócie RSSO.
To wskaźnik, który ma pomóc pożyczkobiorcy wybrać najtańszą ofertę i ułatwić porównywanie różnych kredytów. Jak wskazuje UOKiK nie zawsze jednak pożyczkodawcy uczciwie podchodzą do kwestii wyliczania RRSO - czasami starają się zafałszować wynik i ukrywają opłaty za niektóre usługi, bez których nie ma szans na kredyt.
Wskaźnik ten - jeżeli jest poprawnie wyliczony - doskonale sprawdzi się, gdy chcemy porównać dwie pożyczki na taki sam okres. Ta z niższym RRSO będzie dla nas tańsza. Z kolei im większa rozbieżność pomiędzy RRSO, a oprocentowaniem nominalnym, tym więcej dodatkowych kosztów jest ukrytych w kredycie.
Pożyczkodawca - zgodnie z obowiązującym prawem - zobowiązany jest umieścić wartość RRSO w każdej reklamie kredytu lub pożyczki. W reklamach telewizyjnych najczęściej rzeczywistą roczną stopę oprocentowania można znaleźć drobnym drukiem na dole ekranu. Poza tym RRSO znajdziemy w umowie, a również w formularzach informacyjnych, które udostępniają banki i instytucje finansowe.