O wątpliwościach urzędu informuje "Dziennik Gazeta Prawna". Czytamy w nim, że chodzi przede wszystkim o dwie kwestie.
Po pierwsze, instytucji nie podoba się dyskryminujący charakter podatku, o którego wprowadzeniu myśli rząd Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi o tzw. minimalny podatek od powierzchni handlowej i biurowej, o którym pisaliśmy już w money.pl.
Mieliby go płacić właściciele nieruchomości, w których funkcjonują m.in. centra handlowe, domy towarowe czy sklepy. Zwolnione z daniny byłyby natomiast te budynki, w których mieszczą się urzędy, ministerstwa, sądy czy parlamenty.
Ale jest jeszcze jeden wyjątek. Podatek nie obowiązywałby bowiem tych podmiotów, które na terenie Polski miałyby nieruchomości warte mniej niż 10 mln zł. To sposób na to, by nowy podatek nie uderzył w rodzimych przedsiębiorców, a raczej w zagraniczne korporacje.
Właśnie to nie spodobało się UOKiK. "Wyłączenie spod opodatkowania podmiotów posiadających nieruchomości o niższej wartości, budzi zastrzeżenia pod względem zgodności z prawem pomocy publicznej" - zauważa Urząd. I dodaje, że niektóre firmy byłyby traktowane preferencyjnie. A to "zakłóca konkurencję i może wpływać na handel wewnętrzny między państwami członkowskimi".
Na tym nie koniec. UOKiK uznał również, że wątpliwości budzi sama konstrukcja podatku. "Podatek ten nie jest zatem podatkiem dochodowym, jak wskazano w uzasadnieniu, lecz podatkiem przychodowym. W tym kontekście warto wskazać, iż Komisja Europejska kwestionowała możliwość wprowadzania przez państwa członkowskie progresywnych podatków przychodowych, jako stanowiących niedozwoloną pomoc publiczną dla przedsiębiorstw o niższych przychodach" - czytamy w uzasadnieniu projektu.