Atlantic, przez lata jedna z najbardziej znanych polskich firm odzieżowych, wróci na rynek? Wojciech Morawski, założyciel i były prezes firmy chce walczyć o swoją spółkę. I tłumaczy, dlaczego to bank, urząd skarbowy i sąd skazały jego firmę na likwidację.
- Cytując klasyka: mam nadzieję, że nikt więcej żadnej firmy nie pozbawi już życia. Moja spółka została pozbawiona życia niezgodne z prawem. Do dziś walczę o jej odzyskanie. I nie zamierzam się poddać - mówi Wojciech Morawski, założyciel i były prezes Atlantic. Jego zdaniem firmy nie zniszczyły zawirowania na światowych rynkach i wojna Ukrainy z Rosją. Firmę dobiła skarbówka, bank i sąd. - Zamiast miejsc pracy i podatków państwo nie ma nic - dodaje z żalem.
- To klasyczny przykład niszczenia polskich firm, dobrze prosperujących nie tylko w kraju, ale także za granicą. Działanie zagranicznego banku doprowadziło spółkę do upadłości, a brak elastyczności polskiego sądu ją przypieczętował - komentuje Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
ZPP wydał właśnie raport "Bankowa samowola i bezradne państwo. Jak upadają polskie firmy". Materiał powstał właśnie na przykładzie Atlantica.
O co chodzi?
Jaszcze kilka lat temu Atlantic był znaną polską firmą, jednym z liderów wśród producentów bielizny w kraju. Nie było w kraju galerii handlowej, w której by nie było sklepu tej marki. W prawie 200 sklepach spółka sprzedawała bieliznę damską, męską, nocną i kostiumy kąpielowe. Marka była popularna, spółka z powodzeniem podbijała zagraniczne rynki, klienci byli zadowoleni.
Firma była ceniona i nagradzana - na przykład w 2004 r. Atlantic znalazł się na 59. miejscu w rankingu najdroższych polskich marek dziennika "Rzeczpospolita", a w 2003 r. jej właściciel Wojciech Morawski zdobył wyróżnienie w konkursie "Przedsiębiorca Roku" Ernst & Young.
To wszystko jednak przeszłość. Firmy już w Polsce nie ma.
Kilka miesięcy temu sąd ogłosił upadłość likwidacyjną Atlantica. Prezes walczył o upadłość układową, by móc dogadać się z wierzycielami. Zapewniał, że większość z nich chce się dogadać, chce dać firmie szansę. Produkcja nowej kolekcji miała niebawem ruszyć. Sąd nie uwierzył. Morawski nie składa jednak broni. Zapowiada, że będzie walczył o swoją firmę.
Znany producent bielizny to przykład firmy, która wpadła w poważne kłopoty finansowe w wyniku kilku pechowych decyzji, wydarzeń na światowych rynkach i konfliktu ze skarbówką. Spółka jeszcze kilka lat temu realizowała największe kontrakty w Rosji i na Ukrainie. Tam szło 60 proc. produkcji, stamtąd pochodziło 60 proc. przychodów. Szło na tyle dobrze, że władze spółki zdecydowały o inwestycji w wielkim centrum logistycznym w Kijowie. Był 2014 rok.
Wtedy na Ukrainie, w centrum Kijowa wybuchła rewolucja. Chwilę później Rosja zajęła Krym, a do tego wszystkiego doszedł temat sankcji gospodarczych. Unia Europejska obłożła nimi Rosję, kraj Władimira Putina nie pozostał dłużny. Kryzys na wschodzie spowodował najpierw załamanie się ukraińskiej hrywny, a później rosyjskiego rubla. Finanse Atlantica zostały uderzone więc nie tylko przez spadającą sprzedaż, ale również różnice w rozliczeniach walutowych.
Jak wspomina Morawski - sadownicy i rolnicy mogli skorzystać z pomocy państwa, bo powstały dedykowane im programy. Atlantic z takiej pomocy nie chciał korzystać, zamiast tego firma chciała rozpocząć restrukturyzację. To się jednak nie udało.
Niejako drugi cios w finanse firmy wyprowadził bank, który leasingował nieruchomość - magazyn w Pniewach. Przez zawirowania finansowe Atlantic nie spłacił niektórych rat. Dlatego bank zdecydował, że wypowie umowę i zażąda zwrotu pieniędzy. Zdaniem Związku Przedsiębiorców i Pracodawców oraz Morawskiego zrobił to zbyt pochopnie. Ruch banku pociągnął za sobą również inne konsekwencje - wypowiedzenie umowy spowodowało, że po pieniądze zgłosił się też Urząd Skarbowy.
Prezes Atlantica próbował negocjować, ale urzędnicy byli nieugięci i zdecydowali o zablokowaniu kont Atlantica. Ostatecznie firma straciła płynność. Dziś Morawski nie kryje się z tym, że firma upadła przez niekompetencje i niechęć zajmujących się sprawą osób.
- Szybujący kurs ukraińskiej hrywny byśmy przetrwali. Udziałowcy dołożyli kapitału, złożyli odpowiednie poręczenia. Moja firma byłaby w stanie przeżyć też sankcje wobec Rosji. Może bylibyśmy w stanie przeżyć działania partnera bankowego - opowiada Morawski.
- Nie byliśmy w stanie już przeżyć bierności i braku zainteresowania urzędu skarbowego. W ogóle nie rozpatrywał podstaw prawnych zwrotu kilku mln złotych. Negocjując z nami, fiskus postanowił zamknąć nam konta. I wysyłał tego samego dnia listy do kontrahentów o zakazie wpłat. I nie poinformowali o tym prezesa spółki. Była jeszcze szansa, by wymiar sprawiedliwości pomógł firmie przetrwać, przejść restrukturyzację. A państwo nie tylko tego nie umożliwiło. Zrobiło wszystko, żeby przeszkodzić - opowiada.
Zmiany w ustawach
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców na bazie historii Morawskiego proponuje szereg zmian. Przede wszystkim działania Tymczasowych Nadzorców Sądowych, którzy oceniają poziom zadłużenia firmy i jej potencjał, powinny być mocniej kontrolowane - ze swojej pracy powinni być rozliczani. Na dodatek ZPP sugerowałby, żeby nadzorcy nie stawali się później syndykami.
Poza tym ZPP chciałby, by sądy częściej stawiały na upadłość układową. Do tej pory statystyki nie były zbyt optymistyczne. W tej chwili zdecydowaną większość upadłości stanowią właśnie likwidacje. Układy to mniejszość, choć w ostatnim roku się to zmienia.
Na dodatek Związek postuluje wprowadzenie szkoleń dla sędziów orzekających w sprawach gospodarczych i podnoszenie kwalifikacji ekonomicznych osób orzekających. Zdaniem Morawskiego, gdyby takie szkolenia były wcześniej, to żaden sędzia nie zdecydowałby o likwidacji Atlantica.