Ochrona roszczeń pracowniczych w razie niewypłacalności pracodawcy - taką rolę ma pełnić Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, na który ZUS zbiera składki od pracodawców. Łącznie to pół miliarda złotych rocznie. Teraz jednak rząd nie tylko ustawowo utrudnił wielu poszkodowanym pracownikom dostęp do tych pieniędzy, ale także postanowił wykorzystać je do liftingu finansów publicznych.
Olbrzymi wzrost wydatków budżetowych, głównie na cele socjalne, grozi złamaniem reguły wydatkowej, która ma zapobiegać nadmiernemu zadłużaniu się państwa. W tej sytuacji Ministerstwo Finansów nie wzbrania się przed stosowaniem kreatywnej księgowości.
W taki sposób można określić przesunięcia wydatków, jakie w ustawie budżetowej na 2018 rok resort Mateusza Morawieckiego zastosował w odniesieniu do Funduszu Pracy oraz Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Ponieważ bezrobocie spadło do rekordowo niskiego poziomu, rząd postanowił obciąć przyszłoroczne wydatki z Funduszu Pracy na aktywne przeciwdziałanie bezrobociu o niemal miliard złotych.
Choć pieniądze z Funduszu Pracy - wbrew ustawie - są wydawane też na różne niezwiązane z bezrobociem cele, jak na przykład na program "Za życiem", przyszłoroczne wydatki z tego funduszu będą mniejsze aż o ok. 3,5 mld zł. Jak to możliwe?
Jak ominąć regułę wydatkową
Wyjaśnieniem tej zagadki jest przesunięcie do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych wydatków związanych z wypłatą zasiłków i świadczeń przedemerytalnych. W 2018 roku FGŚP wyda na ten cel niemal 2,1 mld zł.
Co daje rządowi taka żonglerka pieniędzmi pomiędzy dwoma funduszami celowymi? To proste: Fundusz Pracy podpada pod regułę wydatkową, ale FGŚP już nie.
Jeden z artykułów ustawy o FGŚP mówi o tym, że ze środków Funduszu mogą być wypłacane także inne świadczenia niż np. zaległe wypłaty, "o ile Fundusz otrzyma dodatkowe środki finansowe przewidziane na ich wypłatę". FGPŚ nie dostał jednak żadnych dodatkowych środków.
Ministerstwo Finansów problem postanowiło załatwić za pomocą zdumiewająco prostego, ale brutalnie skutecznego posunięcia. W projekcie ustawy okołobudżetowej zapisało po prostu, że w 2018 r. nie stosuje tego artykułu ustawy o ochronie roszczeń pracowniczych w razie niewypłacalności pracodawcy.
Pieniędzy może zabraknąć
Działania resortu Mateusza Morawieckiego dotyczące funduszy spotkały się z ostrą krytyką nie tylko organizacji pracodawców, ale także związków zawodowych, które - co zdarza się rzadko - podpisały się pod wspólnym dokumentem w tej sprawie.
22 września strony pracowników i pracodawców Rady Dialogu Społecznego przyjęły wspólną uchwałę, w której nie tylko ostro skrytykowały sposób wydatkowania pieniędzy z Funduszu Pracy, ale także jako "niezrozumiałe" określiły przesunięcie z tego funduszu do FGŚP zasiłków przedemerytalnych i świadczeń przedemerytalnych.
Sygnatariusze listu ostrzegają, że koszty obsługi tych zasiłków i świadczeń niemal czterokrotnie przekroczą całkowite wpływy FGŚP, które w 2018 r. mają wynieść 585 mln zł. Strona społeczna RDS obawia się, że w wyniku takiego drenażu Funduszu "istnieje ryzyko szybkiego jego wyczerpania".
Problem polega też na tym, że takie działanie rządu jest łataniem dziur w systemie ubezpieczeń społecznych kosztem pracowników upadających firm, którzy często nie dostają należnych im wypłat.
Pracownicy, którym upadająca firma przestaje płacić, są zazwyczaj postawieni w trudnej sytuacji, ponieważ skuteczne wywalczenie pieniędzy z FGŚP wymaga dobrej orientacji w przepisach i wytrwałości w pokonywaniu biurokratycznych barier.
Na początku września weszła nowelizacja ustawy o FGŚP, która miała ułatwić i przyspieszyć wypłatę środków dla pracowników, ale w niektórych sytuacjach mogą mieć oni problem z otrzymaniem pieniędzy.
Sądy zbyt często po stronie pracowników
Chodzi o wykreślenie z ustawy artykułu 8a pozwalającego chronić pracowników nie tylko tych firm, które formalnie znalazły się w stanie upadłości, ale także tych, w przypadku których nastąpiło "faktyczne zaprzestanie działalności" na dłużej niż 2 miesiące. Taki przypadek dotyczy np. Bezpiecznego Listu, czyli byłej spółki-córki InPostu Rafała Brzoski.
W zamian wprowadzono zapis o możliwości ubiegania się u marszałka województwa o zaliczkę na poczet niezapłaconych pensji, ale został on obwarowany trzema warunkami dotyczącymi pracodawcy, które muszą być spełnione jednocześnie. Co więcej, zaliczka nie może przekraczać ustawowej pensji minimalnej.
Dlaczego resort rodziny i pracy zdecydował się na wykreślenie artykułu 8a? Z wyjaśnień zawartych w uzasadnieniu do ustawy wynika, że autorom nowelizacji nie podobało się to, że sądy - zbyt często ich zdaniem - przyznawały pracownikom pieniądze z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
"Z dotychczasowej praktyki wynika, że sądy nagminnie traktują faktyczne zaprzestanie działalności jako równoprawną przesłankę niewypłacalności pracodawcy" - pisali autorzy ustawy, dodając, że w praktyce oznacza to "prawo do wypłaty wszystkich dostępnych świadczeń zamiast jedynie zaliczek".
- Uchylenie art. 8a jest niewątpliwie niekorzystnym rozwiązaniem dla pracowników, gdyż w wielu przypadkach w praktyce zamyka im to drogę do korzystania ze środków Funduszu - oceniał dla money.pl mec. Adam Kostrzewa, ekspert prawa pracy, Partner w kancelarii SPCG.