Liczba upadłości firm w lutym wyniosła 77 wobec 54 rok wcześniej. To przede wszystkim skutek niskiej bazy w zeszłym roku.
Analizę podał Euler Hermes na podstawie oficjalnych danych z Monitora Sądowego i Gospodarczego. Firma podkreśla, że chodzi o upadłości faktyczne - czyli niezdolność do regulowania zobowiązań wobec dostawców w różnych formach prawnych.
"Skala zmiany w stosunku do ub. roku nie jest więc zapowiedzą kontynuacji takiego tempa wzrostu niewypłacalności (+39 proc. rok do roku po dwóch miesiącach), ale efektem niskiej bazy na początku 2016 roku. Tym niemniej wzrost liczby niewypłacalności będzie faktem - spodziewamy się, że w skali całego roku ich liczba będzie wyraźnie wyższa niż w 2016 roku" - powiedział członek zarządu Tomasz Starus, cytowany w komunikacie.
Aż 40 proc. niewypłacalności to przypadki postępowań restrukturyzacyjnych - ich liczba więc cały czas rośnie. Jeszcze dwa lata temu stanowiły 15 proc. do 20 proc., w ubiegłym roku było to już 30 proc. ogólnej liczby przypadków niewypłacalności, podano także.
Jeśli chodzi o firmy produkcyjne, to niewypłacalność dotyka przede wszystkim sektora metalowo-maszynowego: maszyn i części na eksport jak i konstrukcji dla budownictwa. Problemy ma też branża spożywcza. W budownictwie nie wytrzymuje, traci płynność najwięcej firm jak zawsze na "przednówku", po dłuższym okresie dekoniunktury, gdy firmy muszą walczyć o przetrwanie - czytamy też w raporcie.
Według Euler Hermes w najbliższych miesiącach małe firmy budowlane nadal będą upadać zanim rynek budowlany zaskoczy na dobre. Zwłaszcza że inwestycje te nie będą tylko zwykłymi pracami infrastrukturalnymi (dostępnymi dla szerokiego grona podwykonawców), ale też w dużym stopniu specjalistycznymi pracami np. kolejowymi.
Liczba upadłości najszybciej rośnie w woj. mazowieckim, śląskim i dolnośląskim.