Brytyjska firma Urenco - drugi producent paliwa jądrowego na świecie – pracuje nad nuklearnymi bateriami. Mają to być de facto mini reaktory jądrowe, które mogłyby zasilać małe miasta i przemysł. Okazuje się, że Urenco rozmawia o mini elektrowniach atomowych z Kanadą i... Polską. Technologia mini reaktorów będzie gotowa co prawda dopiero za dziesięć lat, ale to akurat może być zaletą, a nie wadą.
Urenco jest drugą na świecie firmą, dostarczającą paliwo jądrowe. Żeby powiększyć sobie rynek, firma wspólnie z Amec Foster Wheeler zaczęła pracować nad nową generacją małych reaktorów jądrowych - nazwano je U-Baterie.
- Ten projekt może zająć nam dziesięć lat, ale jestem głęboko przekonany, że doskonale uzupełni dużą energetykę jądrową – powiedział agencji Bloomberg prezes Urenco Thomas Haeberle.
Minielektrownie mają być na tyle małe, by zmieścić się na 324 m2 – to mniej niż obszar pola karnego boiska do piłki nożnej.
Urenco tłumaczy, że mogłyby one powstawać tam, gdzie tradycyjne duże reaktory nie mają szans – ze względu na brak miejsca lub nieopłacalność tak dużej inwestycji. Może to być rozwiązanie interesujące dla niewielkich miast lub dla przemysłu.
Polska kręci się wokół mini reaktorów
Wśród zainteresowanych krajów może być Polska. Według Bloomberga Urenco prowadzi rozmowy na temat prowadzenia testów na prototypie mini reaktora w Kanadzie i właśnie w Polsce.
Urenco nie jest jednak pierwsze. Technologią małych modułowych reaktorów jądrowych kilka lat temu zainteresowana była Polska Grupa Energetyczna, która chciała współpracować z amerykańską firmą NuScale.
- Dotychczas byliśmy bardzo zainteresowana tą technologią, ale ona wciąż jest na etapie prototypowym. Największe nadzieje wiąże się z rynkiem amerykańskim, gdzie niedawno zaczął się proces licencjonowania technologii – podkreśla Justyna Piszczatowska z portalu wysokienapięcie.pl.
W marcu amerykańska agencja nadzoru jądrowego zaakceptowała projekt pierwszego modułowego reaktora, nad którym pracuje NuScale. Ale do wdrożenia tego rozwiązania jeszcze daleko.
- To potrwa pewnie cztery lata i dopiero wtedy technologia będzie wdrażana na własnym, amerykańskim rynku, a potem dopiero gdziekolwiek za granicą – dodaje Piszczatowska. To może potrwać nawet dziesięć lat. Brytyjska firma Urenco szybsza na pewno nie będzie.
Co ciekawe, Urenco pracuje nad U-Bateriami wspólnie z Amec Foster Wheeler – to firma znana w Polsce tym, którzy pracowali nad polskim atomem. To ona miała być inżynierem kontraktu i doradzać PGE EJ1 (spec spółka powołana do budowy polskiej elektrowni atomowej) przy budowie tzw. dużego atomu. Ostatecznie nic w tej sprawie się nie wydarzyło, bo mówiąc oględnie, atom w Polsce zszedł na dalszy plan.
Technologia, której nie ma. A pomoże PiS-owi
Czy minireaktory modułowe są dla Polski jakąś realną propozycją?
- Biorąc pod uwagę, że w Polsce priorytet nadano węglowi, budowanie małych reaktorów może mieć sens – twierdzi Wojciech Jakóbik, ekspert zajmujący się energetyką, red. nacz. Biznes Alert.
- To dlatego, że takie małe jednostki można budować stopniowo jako kolejne bloki energetyczne w starszych, istniejących elektrowniach albo stopniowo wymieniać na nie bloki węglowe - wyjaśnia.
Czy Polska może zatem zrezygnować z wielkiej elektrowni atomowej właśnie na rzecz małych modułowych reaktorów? Czy może stać nas na to, żeby oprócz dużego atomu uzupełnić nasz mix energetyczny reaktorami modułowymi?
- Największy problem z polskim programem atomowym polega na tym, że nikt nie wie, na czym on polega, a polski program jądrowy będzie aktualizowany dopiero pod koniec 2017 roku i dopiero wtedy być może więcej się dowiemy – podkreśla Jakóbik.
- Przy okazji planu Morawieckiego wyszło, że Polska sama nie wie, co zrobić z atomem. Czy budować dwa bloki o mocy 3 tys. megawatów? To raczej nierealne, bo to koszt ok. 50 mld zł i to tylko na początek – podkreśla Piszczatowska. – Małe reaktory co prawda są droższe w przeliczeniu na jednostkę mocy, ale można zbudować mniejsze bloki i robić to stopniowo - dodaje.
- SMR to ciekawa technologia i wszyscy chcieliby ją mieć, tylko ona jeszcze nie istnieje – konkluduje Piszczatowska.
Na rynku nie brakuje jednak opinii, że dla rządu może to być zaleta, a nie wada. Z jednej strony bowiem PiS nie musiałby oficjalnie wycofywać się z niezwykle drogich planów atomowych, z drugiej zaś jeszcze przez wiele lat nikt nie będzie mógł nikogo obwiniać, że nic w tej sprawie się nie dzieje. Na papierze wszystko będzie wyglądało dobrze.