Do tego stopnia, że znaczna ich część nie korzysta z tego przywileju. - Na pewno nie pomaga tu nazywanie go "kacowym". Wielu pracowników nie chce, żeby ich nieobecność kojarzyła się z imprezą - mówi WP money Marcin Furmański, trener biznesu.
O tym, że Polacy zaczęli interesować się tym, jak wziąć "urlop na żądanie", świadczy ich aktywność w internecie. Gdyby prześledzić wyniki wyszukiwania w Google, to okaże się, że w ostatnich dniach fraza ta zyskuje na popularności.
Daleko co prawda do rekordów z końca grudnia, gdy zapewne wielu z nas chciało sobie przedłużyć przerwę świąteczną, ale wzrost jest zauważalny.
W firmach jednak rzadko zdarza się, żeby pracownicy wykorzystywali urlop na żądanie w pełnym stopniu. Jeśli już ktoś się na to zdecyduje, to raczej bierze jeden, maksymalnie dwa takie dni z przysługujących czterech.
- Wiele zależy od kultury organizacyjnej. Znam firmy, gdzie sam szef mówi pracownikowi: "weź dzień urlopu, odpocznij" - komentuje w WP money Marcin Furmański, który na co dzień zajmuje się prowadzeniem szkoleń dla firm i pracowników. - Ale są też takie, w których pracownicy zwyczajnie się tego boją. Bo terminy, projekty i później ostracyzm ze strony tak szefa, jak i współpracowników.
Zdaniem eksperta sporo złego zrobiła w tym kontekście nieoficjalna nazwa urlopu na żądanie, czyli tzw. "kacowe". Przyjęło się bowiem, że skorzystanie z tego przywileju musi niemal na pewno oznaczać, że poprzedniego dnia przesadziło się z alkoholem.
- Są takie branże czy firmy, w których może to nie być najlepiej widziane przez przełożonych, stąd obawy - wskazuje Furmański. - A jak weźmie się urlop na żądanie w poniedziałek, to we wtorek od rana można słyszeć docinki w stylu "co, zachlałeś w niedzielę?".
Sposoby na "kacowe"
Nic dziwnego, że pracownicy, którzy potrzebują niespodziewanego wolnego, często wymyślają różne powody. Choć trzeba przyznać, że instytucja "urlopu na żądanie" nie wymaga podawania przyczyn.
- Często pracownicy wymyślają problemy rodzinne, pogrzeby i sprawy prywatne. Szef nie dopytuje wtedy zbyt mocno i nie trzeba się specjalnie tłumaczyć - wymienia Furmański.
Ale są też inne sposoby. Niektórzy wykorzystują fakt, że przepisy nie są w tej kwestii precyzyjne, o czym pisaliśmy już kiedyś w WP money.
- Przepisy Kodeksu pracy nie precyzują w jakiej formie należy zgłosić wniosek o udzielenie urlopu na żądanie ani w jakim terminie - wyjaśniał nam wtedy mecenas Grzegorz Trejgel z Kancelarii Prawa Pracy Wojewódka i Wspólnicy. Można więc zgłosić to nie tylko osobiście, ale również przez telefon, mailowo, na Facebooku czy wysłać sms. Najważniejsze, żeby poinformować szefa najpóźniej w momencie rozpoczęcia pracy danego dnia.
Ten ostatni sposób jest najbardziej popularny. W internecie można przeczytać, że niektórzy pracownicy wysyłają sms szefowi, po czym wyłączają telefon na wypadek, gdyby przełożony chciał dopytać o szczegóły lub, co gorsza, odmówić udzielenia urlopu. Podobny sposób można wykorzystać, wysyłając wiadomość e-mailem.
Na żądanie nie znaczy "bezwarunkowo"
Wbrew obiegowej opinii bowiem, urlop na żądanie wcale nie oznacza, że szef nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia. Choć w teorii jest to urlop "na żądanie", to są przypadki, gdy przełożony może się na niego nie zgodzić.
Chodzi o "szczególne przypadki", na które wskazują chociażby wyroki Sądu Najwyższego. Jest nim chociażby fakt, że nieobecność pracownika może zaburzyć ciągłość pracy w firmie. Gdy zatem w zakładzie produkcyjnym wystąpią problemu z zasilaniem, to szef może nie zgodzić się, by udzielić jedynemu elektrykowi urlopu.
Innym przypadkiem jest organizowanie strajków w firmach, gdy jednocześnie urlop na żądanie wezmą niemal wszyscy pracownicy. Wtedy również szef nie musi się na to godzić.
Jeśli natomiast w przypadku odmowy pracownik i tak nie pojawi się w pracy, uratować może go już tylko zwolnienie lekarskie. Jeśli go nie przedstawi, nieobecność będzie nieusprawiedliwiona i może stanowić podstawę do zwolnienia dyscyplinarnego.
Trzeba też pamiętać, że urlop na żądanie to nie jest dodatkowy przywilej, ale wlicza się już w urlop wypoczynkowy. Jeśli więc pracownikowi przysługuje 26 dni wolnych w ciągu roku, to te cztery na żądanie już wliczają się w tę liczbę. I w przeciwieństwie do normalnego urlopu, nie przechodzą na kolejne lata.