Prawie 5 miliardów złotych na walkę z bezrobociem mają w tym roku urzędy pracy. Obecna sytuacja na rynku pracy to już jednak nie to co kiedyś - o prawdziwych bezrobotnych w Polsce jest teraz bardzo trudno i istnienie urzędów pracy coraz bardziej traci sens. Pośredniaki jednak nie poddają się - urzędnicy zamieniają się w łowców talentów, którzy kandydatów na bezrobotnych szukają nawet w... szkołach.
- Nasi doradcy zawodowi odwiedzają już klasy maturalne - mówi szefowa urzędu pracy w Mielcu, cytowana przez "Dziennik Gazetę Prawną". - Podczas spotkań zachęcają uczniów do rejestracji w urzędzie po uzyskaniu dyplomu ukończenia szkoły - wyjaśnia.
Absurd? Nie dla urzędników. Jak przekonują, aktywne poszukiwanie chętnych do zarejestrowania się w pośredniaku ma taki plus, że takie osoby od razu dostają ofertę pracy lub stażu, a nie dopiero po kilku miesiącach.
Słuchając wypowiedzi szefów Powiatowych Urzędów Pracy (PUP) można odnieść wrażenie, że urzędnikom zaczęły mylić się role i traktują poszukiwania kandydatów na bezrobotnych jak wyłuskiwanie z rynku talentów przez firmy. - Przedstawimy naszą ofertę i liczymy, że przysporzy nam to klientów - mówi szef pośredniaka w Kwidzynie.
Pośredniak na targach pracy zachęca do bezrobocia
Niektóre PUP-y ze swoją "ofertą" pojawiają się nawet na targach pracy, gdzie konkurują z firmami poszukującymi pracowników, zachęcając młodych ludzi do przyjęcia statusu bezrobotnego.
Takiej aktywności pośredniaków przyklaskuje resort rodziny i pracy. Wiceminister Stanisław Szwed przyznaje, że sam zachęca urzędy pracy, by ogłaszały się w różnych miejscach. Jak przekonuje, to przygotowuje młodych ludzi do realiów rynku pracy, a nawet pozwala im lepiej wybrać studia.
Przyczyna nadzwyczajnej aktywności pośredniaków w poszukiwaniu bezrobotnych może być jednak bardzo prozaiczna - próba wykazania swojej przydatności w warunkach malejącego popytu na ich usługi i poszukiwanie sposobu spożytkowania olbrzymich sum, jakie otrzymują na walkę z problemem, który realnie już nie istnieje.
Choć bezrobocie w Polsce spada z roku na rok, pośredniaki dostają coraz więcej pieniędzy na "aktywne formy przeciwdziałania" temu zjawisku. W 2017 roku jest to łącznie aż 4,7 mld zł, czyli o 0,6 mld zł więcej niż w zeszłym roku.
Mając takie pieniądze do dyspozycji, PUP-y próbują wciskać się na rynek pracy, oferując różnego rodzaju zachęty finansowe. W arsenale działań jest np. refundacja wynagrodzenia, jaką otrzymuje pracodawca za zatrudnienie bezrobotnego, czy różnego rodzaju bony przekazywane osobom podejmującym pracę.
Polska wśród krajów UE z najniższym bezrobociem
Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, bezrobocie w lutym spadło z 8,6 do 8,5 proc. Jest to pierwszy taki przypadek w Polsce od przeszło ćwierć wieku, ponieważ bezrobocie w okresie zimowym tradycyjnie rosło. - To pokazuje, że rynek pracy jest w bardzo dobrej kondycji, a wiosną ta kondycja będzie się jeszcze szybciej poprawiać - ocenia ekspert rynku pracy Andrzej Kubisiak, rzecznik firmy Work Service.
W rzeczywistości sytuacja z bezrobociem w Polsce jest jeszcze lepsza. Według danych Eurostatu bezrobocie w Polsce w styczniu wyniosło zaledwie 5,4 proc., co stawia nasz kraj w czołówce krajów członkowskich pod tym względem. Średnia dla całej UE wyniosła 8,1 proc., a dla strefy euro aż 9,6 proc.
Eurostat
Skąd te różnice? Podawane w komunikatach GUS dane dotyczą bezrobocia rejestrowanego, czyli liczby osób, które w danym momencie są zarejestrowane w pośredniakach jako bezrobotne. Policzenie bezrobotnych w ten sposób jest banalnie proste, ale ma taką wadę, żewiele osób rejestruje się w pośredniakach np. dla ubezpieczenia lub dotacji, a to bardzo zniekształca realny obraz rynku pracy.
Zdecydowanie bliższe rzeczywistości są dane liczone na podstawie badań ankietowych, w których za bezrobotne uznaje się tylko te osoby, które w ostatnich czterech tygodniach szukały pracy albo znalazły pracę, którą rozpoczną w ciągu trzech miesięcy. Ta metoda jest określana jako Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL).
Mimo że GUS, oprócz bezrobocia rejestrowanego, posługuje się także metodą BAEL, dane liczone w ten sposób nie przebijają się w oficjalnych komunikatach resortu pracy i innych instytucji. W innych krajach Unii Europejskiej to właśnie BAEL jest główną metodą liczenia bezrobotnych. Posługuje się nią także Eurostat.
Firmy nie mogą znaleźć chętnych do pracy
Według wielu badaczy rynku pracy w Polsce problem realnego bezrobocia w naszym kraju - poza nielicznymi wyjątkami regionalnymi - już od dłuższego czasu nie istnieje i jest ograniczony do wąskiej grupy ludzi, którzy nie spełniają podstawowych wymogów rynku pracy. Pozostali bezrobotni to osoby, które nie podejmują pracy z wyboru.
O ile problemu ze znalezieniem pracy w Polsce zasadniczo nie ma, firmy mają coraz poważniejsze kłopoty ze znalezieniem chętnych do pracy. Z opublikowanego przez Work Service na początku marca raportu "Barometr Rynku Pracy" wynika, że pomimo napływu ponad 1,3 mln cudzoziemców w 2016 roku, nadal jedna trzecia przedsiębiorstw w Polsce ma problemy ze znalezieniem pracowników.