Rosja zażądała od Stanów Zjednoczonych zwrotu nieruchomości, odebranych jej przez poprzedniego prezydenta Baracka Obamę. Chodzi o rezydencje i ośrodek wypoczynkowy zlokalizowane w okolicach Nowego Jorku.
W grudniu ubiegłego roku amerykańskie służby weszły do budynków zajmowanych przez rosyjskich dyplomatów i nakazały natychmiastowe ich opuszczenie. Jednocześnie wydalono ze Stanów Zjednoczonych ponad trzydziestu Rosjan - pracowników placówek dyplomatycznych.
Pięć miesięcy temu Moskwa ograniczyła reakcję do oświadczenia. Jak tłumaczyli wtedy przedstawiciele Kremla, Barack Obama próbował jeszcze bardziej zepsuć stosunki rosyjsko - amerykańskie, dlatego władze Rosji zdecydowały się poczekać na zaprzysiężenie nowego prezydenta - Donalda Trumpa.
Teraz rosyjscy urzędnicy uznali, że przyszedł odpowiedni moment, aby wrócić do tej kwestii. - Nie odpowiedzieliśmy na tamten incydent od razu, ale nikt nie mówił, że zasada wzajemności przestaje działać - oświadczył doradca prezydenta Rosji Jurij Uszakow.
Zapowiedział przy tym, że Moskwa domaga się zwrotu nieruchomości, a jeśli tak się nie stanie, to zostaną podjęte odpowiednie kroki.