Liczba "447" znów rozpala polską sieć. To numer nadany amerykańskiej ustawie, która reguluje kwestię zwrotu pożydowskiego majątku. Także w Polsce. Dyskusja jest nieco przesadzona – dokument do niczego nas nie zmusza.
Przyjęty przez obie izby Kongresu i skierowany do Białego Domu projekt ustawy o rekompensatach dla tych, którzy przetrwali Holocaust, przedstawiany jest po prawej stronie polskiej opinii publicznej jako bat na Polskę. Jako dokument, który zmusi nas do wypłacenia setek miliardów złotych.
Niewielu jednak zauważa, że w dokumencie nie ma żadnego "twardego" zapisu. Nie ma w nim nawet apelu o to, by stosować wobec krajów, które się nie rozliczyły ze swoich zobowiązań. Jest jedynie zobowiązanie do tego, by Departament Stanu przygotował za półtora roku raport w tej sprawie.
Potwierdza to amerykanista, prof. Zbigniew Lewicki z UKSW. - W tej ustawie nie ma żadnych twardych środków. To tylko wyraz pewnego stanowiska, a my przywiązujemy do tego zdecydowanie za dużą wagę. Najlepiej uznać to za akt wyrażający pogląd, który w żaden sposób nie powinien wpływać na nasze postępowanie. Oczywiście niezależnie od tego, że restytucja mienia czy jego odpowiedniej części jest zagadnieniem, którym trzeba się zająć - podkreśla ekspert. O tym samym w rozmowie z Wirtualną Polską mówił także Jonny Daniels.
Temat wywołuje ogromne emocje nie tylko ze względu na historię, która odciska bardzo silne piętno na sprawie. To także problem tego, ile Polskę może kosztować zaspokojenie żydowskich żądań. Rozpiętość szacunków w sprawie kwot, które Skarb Państwa musiałby wypłacić, jest gigantyczna.
Ich skala zaczyna się od kilku miliardów złotych, choć to kwota najmniej prawdopodobna. Wynika z szacunkowego kosztu wprowadzenia tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej autorstwa Patryka Jakiego. W jej obecnej formie rekompensaty za stracone mienie mogą wynosić 15-20 mld zł. Problem w tym, że ciężko oszacować odsetek, który trafiłby do społeczności żydowskiej. Co więcej, istnieją duże wątpliwości, czy w ogóle uda się ją wdrożyć. Uwagi do niej zgłosiła m.in. Prokuratora Generalna. Po przyjęciu jej uwag kwota do spłaty sięgnęłaby nawet 100 mld zł.
Kontrowersje wśród ekspertów budzi także sposób przejmowania majątków przez Skarb Państwa, na co już w lutym uwagę zwracał Radosław Wiśniewski, prawnik i ekspert ds. reprywatyzacji.
Kolejnym "progiem" jest oszacowana w 2005 r. kwota 30 mld dol. - informował o niej izraelski dziennik "Haaretz". Obliczyli ją eksperci pracujący na zlecenie władz Izraela. Po uwzględnieniu inflacji 30 mld sprzed 13 lat zmienia się dziś w 39 mld dol. Według aktualnego kursu dolara to około 134,5 mld zł.
Największe wrażenie robią jednak szacunki Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego. Ta organizacja z siedzibą w USA wskazała, że Polska musi oddać nawet 300 mld dol. Ponad bilion złotych i 2/3 PKB Polski. Sytuacja wygląda jeszcze gorzej, jeśli porównamy to żądanie z rocznymi wpływami do budżetu, a więc pieniędzmi, którymi rząd dysponuje. Gdyby Polska zdecydowała się przekazywać ich całość na zaspokojenie roszczeń, robiłaby to przez ponad 3 lata. Pieniądze kierowane powinny być do osób uznanych za spadkobierców.
I tu właśnie pojawia się gigantyczny problem. Amerykański projekt ustawy odnosi się do tzw. Deklaracji Terezińskiej. Ten dokument w skład majątku, za który zapłacić musi także Polska, wlicza również tzw. mienie bezdziedziczne, czyli takie, którego właściciele nie pozostawili po sobie żadnego dokumentu. W większości przypadków ofiar Holocaustu mamy do czynienia z dokładnie taką sytuacją. Według Światowego Kongresu Żydów w przypadku Polski wartość takiego mienia to 65 mld dol. – około 224 mld zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl