Zabawa w kotka i myszkę. Tak wygląda walka Ministerstwa Finansów z nielegalnymi firmami bukmacherskimi. Do Polaków w ostatnim czasie wydzwaniają przedstawiciele podmiotów bez licencji - wynika z informacji money.pl. I przekonują, że gra u nich jest bezpieczna.
Przed laty obstawiali zakłady u bukmacherów, teraz dostają telefony z propozycją powrotu do gry. Jak wynika z informacji money.pl, w ostatnim czasie niektóre zagraniczne firmy bukmacherskie uaktywniły promocje dla polskich graczy. Dzwonią, przekonują, namawiają. Jak? A na przykład darmową stówką, taką w ramach bonusu. Warunek? Wystarczy wrócić do gry, a dodatkowe pieniądze na zakłady się szybko znajdą.
W ten sposób o polskich klientów walczy na przykład międzynarodowa firma Unibet. To jeden z ważniejszych graczy na światowym rynku zakładów. W ofercie ma też internetowe kasyno, pokera, zdrapki, bingo i automaty do gry. Liczba aktywnych graczy przekracza 1,5 mln. Spora część pochodzi z pewnością z Polski.
"Dzwonię z Malty z propozycją"
Fragment rozmowy konsultantki firmy bukmacherskiej otrzymaliśmy od jednego z czytelników - pana Przemysława - za pośrednictwem formularza dziejesie.wp.pl.
Stówka brzmiała interesująco, ale pan Przemysław postanowił zapytać o legalność gry. W odpowiedzi usłyszał, że nie ma powodów do zmartwień. Dlaczego? Bo inni grają.
Przemysław: To jest legalne wszystko?
Konsultantka: Tak. Panie Przemysławie, niestety ta sytuacja nie jest do końca jednoznaczna. (...) Większość konkurencji w ogóle wycofała się z rynku polskiego, bo tutaj to dostanie licencji no nie jest, nie jest takie proste. (...) Staramy się o licencję. Na ten moment jej nie mamy, przy czym cały czas działamy. Nie mamy żadnych informacji, żeby działo się coś złego.
Konsultantka bez problemu przyznaje, że dzwoni wprost z Malty. Na ekranie komórki pana Przemysława wyświetlił się polski numer tylko dlatego, bo innego klienci nie odbierali. "Jak komuś się wyświetla zagraniczny numer, to podchodzi nieufnie" - tłumaczy wprost konsultantka. I dopytuje, czy przedstawiona oferta się podoba.
W rozmowie nie byłoby nic złego, gdyby nie fakt, że Unibet... nie ma polskiej licencji. A ta jest niezbędna, by zgodnie z prawem (i wprowadzoną w 2017 roku ustawą hazardową) prowadzić na terenie naszego kraju zakłady wzajemne. W tej chwili na liście legalnych firm jest tylko 10 podmiotów. To: E-toto, Fortuna, Milenium, STS, Traf, Totolotek, LV Bet, Superbet, Totalbet oraz forBet. Część zagranicznych firm z Polski się po prostu wycofała. Zrobił tak np. gigant internetowych zakładów bet365. Poza tym zniknęło np. Rivalo, Betano, WilliamHill, 888sport. A to tylko kilka serwisów, które postanowiły wycofać się z naszego kraju przez nową ustawę hazardową. W sumie exodus bukmacherów liczył kilkadziesiąt podmiotów. Niektórzy jednak działają dalej. I nic sobie z przepisów nie robią.
źródło: Ministerstwo Finansów
Branża żąda skuteczności
- Szara strefa i nieuczciwa konkurencja od lat są głównym problem rodzimej branży bukmacherskiej. Nadal ponad połowa zakładów zawierana jest u nielegalnych w Polsce operatorów. Działania zagranicznych bukmacherów uderzają nie tylko w uczciwie działające firmy, które płacą podatki, zatrudniają tysiące osób i przestrzegają prawa, ale przede wszystkim w graczy. To oni są najbardziej narażeni na negatywne konsekwencje aktywności tych operatorów. Właśnie takie działania budują potem negatywny obraz całego sektora - mówi money.pl Mateusz Juroszek, prezes STS.
"Nadal ponad połowa zakładów zawierana jest u nielegalnych w Polsce operatorów"
- Nagranie rozmowy biura obsługi Unibet pokazuje, że mamy do czynienia z brakiem jakichkolwiek granic. Potencjalny klient jest wprost wprowadzany w błąd i nakłaniany do złamania prawa. Taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. Tym działaniom powinny przyjrzeć się urzędy i organy powołane do pilnowania prawa - zaznacza.
- Sytuacja jest wysoce niebezpieczna, gdyż nieświadomi klienci są jawnie wprowadzani w błąd. Kontaktuje się z nimi polska obsługa klienta, która korzysta z polskiego prefixu, co uwiarygadnia, że działa na terytorium Polski legalnie. Ponadto pracownik dodatkowo wyjaśnia potencjalnemu klientowi, że w zakresie korzystania z usług firmy Unibet nic się nie zmieniło. De facto jest wprost zachęcany do łamania polskiego prawa. Tymczasem w rzeczywistości graczowi grozi odpowiedzialność karnoskarbowa, a co za tym idzie wysokie kary - dodaje w rozmowie z money.pl Łukasz Borkowski ze stowarzyszenia Graj Legalnie.
Co do powiedzenia ma w sprawie zainteresowana firma? Nic. Odpowiedzialna za Unibet spółka Kindred Group nie komentuje swoich działań w Polsce. Firma nie odpowiedziała na pytania, czy działa tutaj legalnie, czy otrzymała niezbędną licencję, czy stara się o wydanie pozwolenia i czy jej konsultanci faktycznie dzwonią do graczy z Polski.
- Nie komentujemy tych spraw do momentu wydania ostatecznych wyroków w sprawie przepisów przez sądy i europejskie trybunały - tłumaczy money.pl Alexander Westrell, który odpowiada za komunikację grupy. Spółka już raz za pośrednictwem Trybunału Sprawiedliwości UE walczyła z podobnymi regulacjami na Węgrzech. Teraz czeka na rozstrzygnięcia w Polsce. I ciągle oferuje własne usługi.
Zobacz także: Lotto. Tego nie wiesz o grach liczbowych
- Do tej pory żaden kluczowy, zagraniczny bukmacher nie zalegalizował działalności w Polsce. Odstrasza ich wysoki, bo 12 proc. podatek obrotowy, który uniemożliwia tym podmiotom kontynuowanie agresywnej polityki marketingowej. Przedstawiciel Unibetu twierdzi, że spółka jest w trakcie uzyskiwania polskiej licencji. Trudno sobie wyobrazić sytuację, że firma działająca nielegalnie, i to w tak bulwersujący sposób, mogłaby niebawem uzyskać zezwolenie na działanie w Polsce od Ministra Finansów - dodaje Borkowski.
Ministerstwo nie wypowiada się w sprawie. Nie udzieliło odpowiedzi na pytania, czy firma jest w trakcie wydawania licencji, czy już ją otrzymała. Pytaliśmy resort również o to, czy znane są praktyki wydzwaniania do byłych klientów firm bukmacherskich z propozycją powrotu.
"Do tej pory żaden kluczowy zagraniczny bukmacher nie zalegalizował działalności w Polsce"
Rejestr widmo
Sprawa Unibet doskonale pokazuje, że rząd walczy z nielegalnym hazardem w sieci nieskutecznie. Od dawna żalą się na to polskie firmy bukmacherskie. Trudno im konkurować w sytuacji, gdy wygrane w legalnych podmiotach są opodatkowane, a wygrane w nielegalnych o 12 proc. wyższe. W czym jest problem? Przepisy można banalnie ominąć.
3545 stron firm bukmacherskich i pokerroomów znajduje się już w Rejestrze Domen Zakazanych, które prowadzi Ministerstwo Finansów. Zasada jest prosta: kiedy strona ląduje w rejestrze, wszyscy polscy operatorzy muszą zamknąć do niej dostęp. Muszą, bo inaczej zapłacą gigantyczne kary. Problem w tym, że ominięcie rejestru jest banalnie proste. Bukmacherzy z zagranicy po prostu zmieniają adres stron. Urzędnicy są spóźnieni, więc nielegalnych firm wcale nie ubywa.
"Uwaga! Strona internetowa, z którą podjęto próbę połączenia, jest wykorzystywana do nielegalnego oferowania gier hazardowych" (pisownia oryg.) - tak wygląda początek komunikatu, który wyświetla się na niezarejestrowanych w naszym kraju serwisach hazardowych. Wszystko zaczęło się od 1 lipca ubiegłego roku. Wtedy w życie weszły przepisy o blokowaniu stron.
Wspomniany Unibet jest w rejestrze na 38 pozycjach. Część adresów jest z polski, część ma zagraniczne końcówki. Jedna z nich to Unibet-2. W tej chwili gracze bez problemu korzystają z usług serwisu za pośrednictwem strony Unibet-3. Inny przykład? Polscy gracze z serwisem Betsson łączą się przez adres Betsson-8.
źródło: Ministerstwo Finansów
Sam mechanizm blokowania przyjęty w ustawie jest w swoim założeniu nieskuteczny i nieefektywny, o czym pisaliśmy przy okazji pomysłu blokowania działań Ubera w Polsce. Zapytany przez nas programista opowiedział wtedy, w jak prosty sposób można poradzić sobie z państwowymi blokadami sieci.
- Szara strefa w zakładach bukmacherskich nadal jest bardzo duża i sięga 60 proc. wartości całego rynku. Oznacza to, że polski budżet stracił tylko w zeszłym niemal 600 mln złotych z tytułu podatku od gier - tłumaczy Borkowski. I żali się, że czas reakcji urzędników jest po prostu zbyt długi. Bardzo często zgłoszenia o nielegalnych podmiotach wysyłają legalni przedstawiciele branży. I wcale się z tym nie kryją. Dla nich to biznesowa konieczność. Szacuje się, że polski rynek e-bukmacherski wart jest ok. 5-6 mld zł.
3,3 mld zł - tyle wyniosły w 2017 r. obroty bukmacherów legalnie działających w Polsce. Rok wcześniej było to "zaledwie" 1,7 mld. To efekt zmian w przepisach. Wzrost branży nie jest nowym zjawiskiem, ale rok do roku jego poziom zmienił się z 34 proc. w 2016 r. do 94 proc. w 2017 r. To już rekord. I zasługa Ministerstwa Finansów. Skarb państwa wzbogacił się o 396 mln zł. Z szacunków "Graj Legalnie' wynika, że całkowita likwidacja tych "nielegalnych" bukmacherów przyniosłaby budżetowi dodatkowe 594 mln zł.
Ilu jest graczy? W połowie 2018 roku cztery największe serwisy bukmacherskie mogły się pochwalić ponad 3 mln użytkowników.
Kolejną gorzką do przełknięcia w Ministerstwie Finansów pigułką jest fakt, że zagraniczni operatorzy nie postanowili rejestrować swojej działalności w Polsce, na co liczyli urzędnicy ze Świętokrzyskiej. Z klasycznych bukmacherskich rajów podatkowych - takich jak Malta i Cypr - nie zarejestrował się w Polsce nikt. Do wchodzenia na nasze podwórko nie zachęca stawka podatku.W Austrii ten podatek to 2 proc., w Irlandii 1 proc., na Słowacji 5,5 proc., a w Niemczech 5 proc. U nas 12 proc.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl