Gdyby przygotowane przez Mariusza Kamińskiego przepisy obowiązywały już teraz, za spóźnienie z wpisem do rejestru korzyści, groziłoby nawet więzienie. Po wizycie na Węgrzech kłopoty mogłyby czekać również samego premiera.
Kosztowne podarki, które otrzymał premier Mateusz Morawiecki podczas wizyty na Węgrzech, zostały przez szefa rządu ostatecznie zgłoszone do rejestru korzyści. Premier zrobił to jednak już po 30-dniowym terminie. W myśl przygotowywanych przepisów groziłoby mu za to więzienie – pisze "Rzeczpospolita".
Aż 5 lat kary pozbawienia wolności przewiduje bowiem ustawa o jawności życia publicznego autorstwa Mariusza Kamińskiego. Kara będzie dotyczyć wszystkich podających nieprawdę, albo spóźnialskich.
A tych drugich, jak pokazała gazeta, nie brakuje w rządzie. Nie tylko premier nie wywiązał się z terminowego wpisu do rejestru korzyści. Nie zrobili tego ministrowe zaprzysiężeni 11 grudnia – wicepremier Piotr Gliński, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, czy minister Rodziny i Pracy Elżbieta Rafalska.
Lekceważenie rejestru wydaje się znacznie większym problemem, bowiem również niektórzy nowi ministrowie, powołani po rekonstrukcji rządu 9 stycznia, również się nie wywiązali z terminu. O kogo chodzi? To Jerzy Kwieciński, który objął resort inwestycji i rozwoju, Łukasz Szumowski, szef ministerstwa zdrowia, oraz Andrzej Adamczyk kierujący resortem infrastruktury.
Jak dowiedziała się "Rz", szefowie ministerstw właśnie uzupełniają braki, albo zrobią to niebawem. Centrum Informacyjne Rządu natomiast nie odpowiedziało na pytania gazety w kwestii spóźnienia premiera.
Obecnie obowiązuje ustawa antykorupcyjna sprzed 11 lat. W niej jednak nie ma określonych sankcji za nieterminowość. Projekt ustawy Kamińskiego ma zmobilizować i urealnić przepisy.