PiS wziął się na poważnie za poprawianie ustawy umożliwiającej wycinanie drzew na prywatnym terenie bez zezwolenia. Projekt zaostrzający obowiązujące od 1 stycznia liberalne prawo przeszedł właśnie przez sejmową komisję.
Od akceptacji projektu do uchwalenia go przez Sejm jest jeszcze długa droga, ale pierwszy krok został zrobiony. Jak deklaruje poseł wnioskodawca Wojciech Skurkiewicz (PiS), projekt uszczelni system tak, by nie dochodziło do wycinki drzew "często wbrew logice".
Nowe prawo ma dać możliwość weryfikacji, czy wycinka była rzeczywiście przeprowadzona w celach niezwiązanych z działalnością gospodarczą.
Właściciel nieruchomości, który będzie chciał wyciąć drzewo lub krzewy na swoim terenie, będzie musiał zgłosić to wcześniej do gminy. W ciągu dwóch tygodni urzędnik gminny będzie musiał dokonać oględzin działki i sprawdzić stan faktyczny np. czy drzewa nie są chronione bądź czy nie mają one znamion pomników przyrody.
Jeżeli gmina w ciągu kolejnych 14 dni nie wyrazi sprzeciwu wobec planowanej wycinki (tzw. milcząca zgoda), to wtedy będzie można ją przeprowadzić.
Kiedy trzeba będzie zapłacić za wycięcie drzewa?
Podczas środowego posiedzenia komisji środowiska wprowadzono poprawkę, która zakłada, że jeśli przed upływem 5 lat od dokonania oględzin przez urzędnika gminnego właściciel wystąpi o pozwolenie na budowę, która będzie miała związek z prowadzeniem działalności gospodarczej i będzie realizowana na części nieruchomości, gdzie rosły usunięte drzewa, będzie musiał uiścić opłatę za usunięcie tych drzew.
Jak tłumaczył Skurkiewicz, nowe przepisy zobowiążą też ministra środowiska do wydania dwóch rozporządzeń. W jednym z nich określi, jakie gatunki drzew i ich wiek będą kwalifikowane jako cenne przyrodniczo. Chodzi o tzw. znamiona drzew pomnikowych. Dzięki takiemu rozwiązaniu gmina będzie mogła wydać zakaz wycięcia takiego drzewa.
W drugim minister określi wysokość stawek opłat za wycięcie drzew czy krzewów.
Zgodnie z projektem minister będzie miał pół roku na wydanie tych rozporządzeń.
Nowe prawo też ma luki?
W trakcie posiedzenia posłowie PO i Kukiz'15 wskazywali, że przepisy noweli będą łatwe do obejścia. Propozycja PiS - jak mówiła Gabriela Lenartowicz (PO) - to "pozorne uszczelnienie przepisów". Posłanka przekonywała, że nowela spowoduje, że właściciele nieruchomości "na wszelki wypadek" wytną drzewa na swoich posesjach i po prostu poczekają 5 lat z wnoszeniem pozwolenia o budowę.
Posłanka Anna Paluch (PiS) podkreśliła, że "wymowa przepisów jest oczywista - jeżeli ktoś wycina drzewa w celu prowadzenia działalności gospodarczej, to musi wnieść stosowne opłaty".
Jan Mencwel ze Stowarzyszenia Miasto jest Nasze podkreślił w rozmowie z dziennikarzami, że zaproponowana przez PiS konieczność zgłoszenia wycinki do gminy jest pozytywna, ponieważ do tej pory właściciele nie mieli jakichkolwiek ograniczeń w wycince.
- Będzie więcej biurokracji wobec kompletnego braku jakiejkolwiek kontroli, która jest teraz, i to jest dobre. Biurokracja nie zawsze jest zła. Kiedy urzędnik może uratować drzewa na skutek swojej decyzji, to my jesteśmy za tym, by tego typu biurokracja działała, bo dzięki temu możemy uchronić drzewa - powiedział Mencwel.
Podobnie jak posłowie opozycji zwrócił jednak uwagę na luki prawne w przepisach zaproponowanych przez PiS. Jak mówił, nie każda działalność gospodarcza ma związek z pozwoleniem na budowę i wskazał, że można wyciąć drzewa, a w ich miejscu postawić reklamę bądź parking.
Skrytykował też półroczny termin, który będzie miał minister środowiska na wydanie odpowiednich rozporządzeń. - Mam obawę, że przez te pół roku wszyscy będą wycinać, co tylko się da, póki minister nie wprowadzi rozporządzenia - podkreślił.
Resort środowiska wyjaśniając półroczny termin na wydanie odpowiednich aktów wykonawczych, wskazał na konieczność przeprowadzenia szczegółowych ekspertyz.