Od 40 lat działam na rynku energii. Podpisałem dziesiątki umów w różnych częściach świata. Takiego łamania prawa nigdzie nie widziałem - mówi Michael Polsky, założyciel Invenergy, firmy stawiającej w Polce farmy wiatrowe. I dodaje, że nie wyda w naszym kraju ani grosza, póki nie będzie pewien, że inwestycje są bezpieczne.
Jego sprawę opisałśrodowy "Puls Biznesu". Invenergy to amerykańska firma działająca na rynku energii odnawialnej. Polska miała być dla niej ważnym tynkiem: zainwestowała w naszym kraju 2,2 mld zł w farmy wiatrowe i stąd chciała szukać dalszych kierunków rozwoju w całym regionie. Ale to już koniec.
Najpierw Sejm uchwalił restrykcyjne przepisy określające, gdzie można stawiać nowe wiatraki. Przedstawiciele branży przestrzegali, że ustawa rozłoży cały sektor na łopatki. Samorządy wskazywały, że nikt ich nie pytał o zdanie, a podatki od wiatraków są ważne dla spięcia gminnych budżetów. To jednak nie miało większego znaczenia. Ustawa przeszła.
Efekt? W 2016 roku 70 proc. farm wiatrowych zanotowało straty sięgające łącznie 3 mld zł. Wielu inwestorów ledwo może spłacać odsetki od kredytów zaciągniętych na budowę farm. Jak informowaliśmy w money.pl, na spłatę kapitału już nie wystarcza. Wydawało się, że gorzej już być nie może.
Teraz na branżę odnawialnych źródeł energii spadł kolejny cios. W ciągu zaledwie 10 dni, bez konsultacji społecznych i zbędnego rozgłosu przez Sejm i Senat przeszła ustawa o OZE, która zmienia wzór obliczania opłaty zastępczej. Czyli kwoty, która dla firm sprzedających energię, jest alternatywą wobec konieczności zakupu zielonych certyfikatów. Dotychczas opłata opisana była konkretną kwotą, a teraz ma to być 125 proc. ceny zielonych certyfikatów, ustalana raz na rok.
Mało tego. Ustawa otwiera państwowym koncernom drogę do zmiany - albo nawet zerwania - długoterminowych kontraktów na prąd z odnawialnych źródeł. I tu wracamy do historii Invenergy. - Umowa to w energetycznym świecie główne aktywo, podstawa inwestycji i finansowania. Ludzie inwestują, bo wierzą w nienaruszalność umów - mówi Polsky.
Jego firma miała zawarte umowy z Tauronem i Energą, z której teraz koncerny próbują się wyplątać. Ustawa jest dla nich manną z nieba.
- Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie zakładał, że druga strona będzie chciała łamać prawo. Polska jest przecież państwem prawa i członkiem Unii Europejskiej - mówi. - Nie wydamy ani grosza więcej, dopóki nie będziemy mieli pewności, że nasze inwestycje są bezpieczne - dodaje.
Ustawa o OZE czeka na podpis prezydenta. Przedstawiciele branży zaapelowali do Andrzeja Dudy o weto.