A finału prac nie widać.
Lista uciążliwych sąsiadów jest naprawdę długa. Wystarczy spojrzeć na "Kodeks przeciwdziałania uciążliwości zapachowej" autorstwa resortu środowiska z zeszłego roku. Duże fermy przemysłowe, ubojnie zwierząt, przemysł chemiczny, paszowy, papierniczy, tłuszczowy, przetwórnie ryb, mięsa i mleka, oczyszczalnie ścieków, składowiska odpadów. Gastronomia. One wszystkie mogą dać okolicznym mieszkańcom w kość.
Nie ma jednak instrumentów prawnych, które zmuszałyby do ograniczenia tej właśnie "uciążliwości zapachowej". Innymi słowy: smrodu. A te, które pośrednio odnoszą się do problemu, są za mało precyzyjne. A co za tym idzie, mało skuteczne. Mieszkańcy mogą co najwyżej protestować i nagłaśniać swoje problemy. Czasem się udaje, czasem nie.
Przeciw ściekom i fermom
W zeszłym roku sukces odnieśli mieszkańcy warszawskiej Białołęki, którzy sprzeciwiali się budowie zlewni ścieków przy oczyszczalni Czajka. "Już dzisiaj odór w okolicach Czajki jest nie do wytrzymania. Wyziewy powodują podrażnienia oczu, nosa i gardła, bóle głowy, nudności, duszności i kłopoty ze snem" - pisali w petycji. Pod taką presją miasto wycofało się z inwestycji.
Wciąż trwa bój mieszkańców osiedla w Kawęczynie pod Wrześnią z fermą przemysłowej hodowli zwierząt. Mieszkańcy skarżą się na smród, muchy i gryzonie z istniejących ferm, a na terenach dawnego PGR ma powstać kolejna.
Władze samorządowe miasta i gminy Wrześni próbowały zatrzymać ekspansję ferm miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego trzech miejscowości znajdujących się w okolicach dawnego PGR. Ale zderzyły się z władzami powiatu, które uznały, że ograniczenia będą niekorzystne dla rozwoju gospodarczego i odmówiły uzgodnienia planu. Zaczęła się batalia sądowa. W pierwszym starciu górą był powiat, w drugim gmina. Na tym prawdopodobnie się nie skończy.
To tylko dwie z setek tego typu spraw rocznie. Tylko w zeszłym roku do inspekcji ochrony środowiska trafiło ponad 1,2 tysiąca skarg. W 2015 r. było ich ponad 900, w 2014 r. - ponad 800, a jeszcze rok wcześniej ponad tysiąc.
Zbyt nowatorskie przepisy
Sprawie przyjrzał się Rzecznik Praw Obywatelskich. A właściwie przypomniał, że przygląda się jej od 11 lat.
Zaczął jeszcze jeden z poprzedników Adama Bodnara, a dokładnie Janusz Kochanowski. W 2006 r. zwrócił się do Ministerstwa Środowiska, wskazując, że prawo upoważnia ministra do wydania rozporządzenia, w którym ustaliłby metody oceny zapachowej powietrza. Resortem kierował wówczas - tak jak obecnie - Jan Szyszko. W odpowiedzi rzecznik dowiedział się, że prace trwają. Miały nawet powstać jakieś projekty, ale prace zarzucono "z uwagi na obawy dotyczące nowatorskiego w skali kraju charakteru rozporządzenia oraz brak ogólnie obowiązujących w tym zakresie przepisów Unii Europejskiej".
Minęły lata, zmienił się rząd, ale pod względem uciążliwości zapachowej pozostało jak jest. Rząd PO-PSL przygotował założenia do ustawy. Ale podniósł się krzyk, że koszty wprowadzenia ustawy będą niewspółmierne do korzyści i założenia trafiły na półkę.
Problem, na który zwracają uwagę kolejne rządy, jest ten sam: określenie jednoznacznych kryteriów uciążliwości zapachowej jest niezwykle trudne. Każdy odczuwa inaczej, więc doprecyzowanie, co jest zapachem, a co już smrodem i zapisanie tego w sztywnych normach prawnych, nie jest łatwym zadaniem.
Na razie powstał wspomniany już Kodeks Przeciwdziałania Uciążliwości Zapachowej. Ministerstwo zleciło też ekspertyzę, które substancje i związki chemiczne przeszkadzają najbardziej. A ustawa? W przyszłości.