Jak już pisaliśmy w money.pl, skala turystyki medycznej do Czech przybiera na sile. Szczególnie jeżeli chodzi o operacje zaćmy. Waldemar Gawrol, prezes OneDayClinic, zaczynał od wożenia pacjentów busami. Biznes uruchomił w maju, w czerwcu miał pierwszego pacjenta, a w lipcu interes ten był już dochodowy.
Na tyle dochodowy, by po dwóch latach wybudować klinikę w czeskiej Ostrawie. Obecnie na zabiegi jeździ tam już około 400 Polaków miesięcznie. Zainteresowanie jest duże, bo w Polsce na ten zabieg czeka się latami, w Czechach kolejek nie ma (nie tylko w tej polsko-czeskiej klinice), a za operacje pieniądze zwraca NFZ.
Mamy tu zatem do czynienia z sytuacją, w której polski przedsiębiorca, budując klinikę w Czechach, zakłada tam firmę. Oczywiście pomaga polskim pacjentom, bo ci nie stoją w kolejkach, tyle że podatki z tej kliniki trafiają do czeskiego budżetu, a płaci za to nasz NFZ.
Wszystko za sprawą niewystarczającej limitów na te zabiegi zaplanowane przez rodzimy Fundusz Zdrowia w polskich szpitalach. Jedynym ratunkiem dla pacjentów, którzy nie chcą stać w kilkuletnich kolejkach, jest możliwość skorzystania z procedury transgranicznej, do której prawo ma każdy obywatel Unii.
Nawet nie trzeba płacić za wszystko
Pozwala ona na wybór kraju, w którym odpowiednia procedura medyczna czy zabieg będą przeprowadzone. Jedyna trudność polega na tym, że za operację trzeba zapłacić z własnej kieszeni, a potem dopiero ubiegać się o zwrot z NFZ.
Rzecz jednak w tym, że coraz częściej firmy takie jak OneDayClinic, płacą za to z własnej kieszeni i same też ubiegają się o refundacje. Pacjent płaci tylko za transport i hotel. Dlatego trudno się dziwić, że chętnych stale przybywa.
- To oczywiste, że to nie jest normalna sytuacja. Wiem, bo dokładnie sprawdziłam, że szpitale, choćby w Jeleniej Górze skąd pochodzę, mają nowoczesny sprzęt i kadrę do tych zabiegów, ale mają za małą liczbę kontraktów na te operacje - mówi Zofia Czernow.
Jak przekonuje, problem obserwuje już od dłuższego czasu. Rozmawiała nie tylko ze szpitalami, ale też z organizatorami medycznej turystyki i zdążyła już sobie wyrobić opinie na ten temat. Nasza publikacja sprawiła jednak, że postanowiła wreszcie zapytać ministra zdrowia, co zamierza z tym zrobić.
- Liczę, że dowiem się jaka jest tego skala. Uważam, że to niedopuszczalne w sytuacji, kiedy nasze szpitale mają problemy finansowe. Przecież na tych operacja to one właśnie mogłyby zarobić, ale nie daje się im tej szansy - mówi Czernow.
Dlatego posłanka zapowiada, że będzie tę sprawę pilotować. Jak zaznacza, nie chodzi jej o niszczenie inicjatywy polskich przedsiębiorców, ale o dobro polskich pacjentów i kondycje służby zdrowia.
To przecież prosty zabieg
- Zrozumiałabym jeszcze, gdyby chodziło o jakieś skomplikowane operacje i nowoczesne procedury, z którymi sobie nie radzimy w kraju. Wtedy jak najbardziej procedura transgraniczna znajduje zastosowanie. Tymczasem operacja zaćmy to dość prosty zabieg. Jednak przez niedostateczne kontraktowanie, polskie szpitale tracą szanse na uczciwy dochód - dodaje Zofia Czernow.
Dlatego posłanka PO w interpelacji pyta "dlaczego NFZ nie zwiększy limitów dla polskich szpitali w celu skrócenia kolejek, a przekazuje miliony złotych dla szpitali czeskich"?
Jak już pisaliśmy w WP, operacje zaćmy nie są jedynym celem turystyki medycznej naszych rodaków. Z innych względów niż kolejki i niewystarczające kontrakty, nawet 800 Polek rocznie jeździ do jednej z niewielkich czeskich klinik, by usunąć tam ciąże.
Wystarczy do tego badanie krwi i około 2 tys. zł w gotówce. Kobiety na miejsce docierają busami, które cyklicznie odjeżdżają z Warszawy i Krakowa.