Ważą się losy systemu poboru opłat Viatoll. Na jesieni rząd ma zdecydować, kto będzie jego operatorem i w jakiej technologii będzie obsługiwany. - Nie wyobrażam sobie, by ktoś, kto dba o publiczne pieniądze zmieniał teraz technologię. To byłoby wyrzucanie publicznych pieniędzy w błoto - mówi Krzysztof Gorzkowski z Kapsch.
W listopadzie przyszłego roku wygasa umowa z obecnym operatorem Viatoll, czyli austriacką firmą Kapsch. Trwa przetarg na obsługę e-myta w kolejnych latach. A gra toczy się o dużą stawkę - chodzi nie tylko o wybór operatora, ale także technologii poboru. Jeśli więc rząd zdecyduje na zmianę technologii, to będzie oznaczało, że trzeba system tworzyć właściwie od początku.
Czasu jest mało, ponieważ nowy operator ma mieć rok na przejęcie systemu. - Jeśli w przyszłym roku 2 listopada nie będzie nowego operatora, to skarb państwa przestanie zarabiać na tym systemie. A przypominam, że te pieniądze idą na budowę dróg - mówi money.pl Krzysztof Gorzkowski z Kapsch.
W Polsce do poboru e-myta używana jest technologia radiowa. Ale istnieje też technologia satelitarna. I to między firmami oferującymi te technologie rozegra się walka o kontrakt.
- Technologia satelitarna jest tańsza w budowie, ale o wiele droższa w eksploatacji. My mamy ten przywilej, że skarb państwa już wydał pieniądze. Kupił technologię, kupił system i nie wyobrażam sobie, by ktoś, kto dba o publiczne pieniądze zmieniał teraz technologię. To byłoby wyrzucanie publicznych pieniędzy w błoto - mówi Gorzkowski
W 2011 r. państwo wydało 1,1 mld zł na zbudowanie systemu Viatoll. - To się zwróciło po ośmiu miesiącach - zaznacza nasz rozmówca. Jak szacuje, koszty operacyjne stanowią kilkanaście procent przychodu z systemu. Te koszty to rachunki za prąd, pensje pracowników, czy utrzymanie infolinii w siedmiu językach.
Przez sześć lat państwo zarobiło na e-mycie 8,3 mld zł.