To on rozpoczął środową konferencję dotyczącą nowego projektu Anny Streżyńskiej, byłej minister cyfryzacji. Przeprosił za błędy językowe i w dosłownie kilku zdaniach opowiedział o przyszłości gier i e-sportu na świecie. Później oddał mikrofon Streżyńskiej. Przejęła show, ogłosiła powstanie spółki MC2 Solutions. O wspólnym biznesie Streżyńska opowiedziała w wywiadzie dla money.pl (ma zapewniać zaplecze technologiczne dla platformy dla graczy, którą stworzył Romaniuk).On się tylko przysłuchiwał. Jednak bez niego nie byłoby tego projektu w takiej formie.
Wanli poznał Annę Streżyńską niedawno i mówi o tym otwarcie. Zanim zdecydował się na wspólną działalność, dokładnie przetestował jej zespół. Skąd decyzja o wspólnym biznesie?
- W tej chwili znalezienie na rynku dobrych specjalistów IT i twórców oprogramowania nie jest łatwe. Anna Streżyńska ma już zespół sprawdzonych osób, a do tego przyciąga jak magnes największe talenty. Nie miałem wątpliwości, że z tego połączenia może wyjść wiele dobrych rzeczy - tłumaczy w rozmowie z money.pl.
Do Polski przyjechał dla żony
Ale kim właściwie jest inwestor i wspólnik w nowym biznesie Anny Streżyńskiej? Viktor Romaniuk Wanli to twórca platformy do sprzedaży gier Kinguin i szef e-zespołu Team Kinguin. Z jego serwisu na całym świecie korzysta 7 mln osób. Kupują i sprzedają gry, handlują wirtualnymi przedmiotami.
Team Kinguin walczy w turniejach na całym świecie, a w cały projekt zaangażowanych jest aż 25 pracowników. Są też skauci, którzy niczym ich piłkarscy odpowiednicy, wyszukają najlepszych młodych na rynku.
Ile jest warta firma? Wanli o tym rozmawiać nie chce, bo sprzedawać biznesu po prostu nie zamierza. Ale nie chce też zgodzić się ze stwierdzeniem, że siedzi na prawdziwej żyle złota.
- To perspektywiczna branża, to prawda. E-gaming rośnie na całym świecie, rośnie też dynamicznie w Polsce. Przez lata narrację w grach i tego, jak toczy się rozgrywka, tworzyli producenci. Wszystko było z góry założone i ustalone. Teraz to się zmienia. To sami gracze często są głównymi bohaterami. Zespoły walczące ze sobą przyciągają widzów, ludzie im naprawdę kibicują. Branża bukmacherska przyjmuje zakłady na spotkania pomiędzy graczami. Tak daleko wszystko zaszło. To istotna zmiana, która w tym sektorze się rozgrywa i wcale nie skończyła - opowiada.
I jego zdaniem to właśnie dlatego miliony chcą już nie tylko grać w gry, ale oglądać jak inni się w nich mierzą. Wanli jest też inwestorem, aniołem biznesu. Wyłożył pieniądze m.in. na niemiecką firmę tworzącą odżywki dla zawodowych graczy komputerowych. Sprzedaje głównie w Niemczech, Austrii i Szwajcarii.
Biznes związany z grami zaczął ponad 14 lat temu w Czechach. To stamtąd pochodzi. - Rzuciłem korporację w 2003 roku i zacząłem organizować imprezy dla graczy. Wcześniej pracowałem w branży marketingowej, telefonii komórkowej, nawet trochę w sektorze związanym z drukiem w Czeskich Budziejowicach. Uznałem, że przyszedł czas na pasję. A były nią gry - opowiada.
- Więc przeprowadziłem się do Pragi i zacząłem działalność ze skromnym budżetem. I już wtedy cieszyły się sporym powodzeniem, to były największe takie turnieje w kraju - dodaje.
Z sukcesów cieszył się tylko do czasu. Pierwsze problemy przyszły w czasie światowego kryzysu. Firma straciła sponsorów, bo ci nie mieli już zamiaru wykładać pieniędzy na reklamę. Każdą złotówkę wydaną na marketing oglądali kilka razy. I wszyło im, że gry trzeba odpuścić. I zaczęły się problemy z fakturami.
- Musiałem ratować biznes, pojawiły się kredyty. Uznałem, że czas na zmiany. Podczas organizacji imprez zauważyłem, że najlepiej na grach wychodzą ich sprzedawcy. Dlatego skierowałem się na rodzący się e-commerce. To mniej więcej zbiegło się z przeprowadzką do Polski - tłumaczy. I to chwyciło. Na nowy początek i spłatę kredytu pożyczył trochę pieniędzy od mamy. Zyski pozwoliły na pozbycie się balastu w banku, oddanie pieniędzy mamie i dalszy rozwój.
- Dlaczego właściwie znalazłem się w Polsce, a nie robiłem biznesu dalej w Czechach? Wszystko przez kobietę, moją przyszłą żonę - śmieje się.
Dziś razem prowadzą biznes. Sylwia Romaniuk jest projektantką mody, prowadzi własne atelier. I na koncie ma wiele sukcesów - ubierała m.in. polskie gwiazdy muzyki oraz arabskie księżniczki. W prowadzeniu biznesu pomaga mąż. Ona tworzy kolekcje, on dba o zaplecze biznesowe. I jeździ na pokazy mody. - Lada moment wybieramy się na Fashion Week do Paryża, później lecimy do Arabii Saudyjskiej i robimy pokaz tylko dla kobiet. To dla mnie czas pracy, a nie zabawy. Ale muszę przyznać, że to naprawdę wyjątkowe widowisko - opowiada. I widać, że jest dumny z żony. Chwali jej kreacje, przywołuje opinie krytyków.
Nowe inwestycje
"E-sport to jest i będzie duża kasa, ale to także świadectwo pewnej patologii" - napisał na początku stycznia prezes PZPN, Zbigniew Boniek. Wanli natychmiast zareagował, odpowiedział listem otwartym.
- Z mojego punktu widzenia, to czy e-gaming jest sportem, czy nie jest, nie ma zupełnie znaczenia. Nie mam problemu z osobami, które widzą w tym tylko rozrywkę. Rozumiem taki punkt widzenia. Z punktu widzenia samych graczy to też mało istotna sprawa, bo im zależy na wynikach i rozwoju, a nie jakiejś klasyfikacji. Ale mówienie, że to patologia, było po prostu niepotrzebne. Dlatego wziąłem udziął w dyskusji - tłumaczy.
Biznes idzie na tyle dobrze, że w Warszawie Kinguin otwiera "centrum esportowe". To miejsce do treningów dla graczy z całego świata. Wanli ma plany ściągać do stolicy Polski największe gwiazdy internetowych rozgrywek. Otwarcie centrum ogłosili w środę, rozmowy o gościach się już toczą. - Inne drużyny są zachwycone, będą korzystać. Jestem pewien, że prędzej czy później Polskę odwiedzą wszystkie topowe drużyny na świecie - dodaje. O roli Streżyńskiej w tym projekcie można przeczytać tutaj.
Platformy handlujące grami od dłuższego czasu oskarżane są o wykorzystywanie luk w unijnych przepisach podatkowych. Te same zarzuty dotykają i małych firm, i gigantów na rynku. O co chodzi? Klienci mają deklarować, że mieszkają poza Unią Europejską i w ten sposób do ich produktów nie jest doliczany podatek VAT. W ten sposób oferta platform handlujących może być lepsza od stacjonarnych. Co na to Wanli?
- Działamy od początku zgodnie z prawem, spełniamy wszystkie europejskie regulacje i dyrektywy. Od lat zarejestrowani jesteśmy w systemie MOSS, który pozwala na świadczenie usług drogą elektroniczną w całej UE. Do obliczenia należnego podatku wykorzystujemy lokalizację. Żadnych luk w przepisach nie musimy szukać, żeby działać na rynku. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby kwestie podatkowe dotykające europejskiego rynku gier zostały jeszcze mocniej usystematyzowane. System unikania opodatkowania należy usprawniać i uszczelniać. Nie mam żadnych wątpliwości - wyjaśnia. I tłumaczy, że rynek UE mógłby być objęty np. wspólną stawką na tego typu usługi.