W Kopenhadze rusza dziś szczyt Konwencji Klimatycznej ONZ. Światowi przywódcy będą debatować nad sposobami powstrzymania zmian klimatycznych na Ziemi. Gra idzie o duże pieniądze, tymczasem Polskę reprezentować będzie minister środowiskaMaciej Nowicki, który już jutro może zostać zdymisjonowany.
Minister środowiskaMaciej Nowickizłożył rezygnację ze stanowiska - napisał _ Wprost _. Jednak premier wstrzymuje się z ogłoszeniem tej informacji w związku z rozpoczynającą się dziś konferencją klimatyczną. Minister ma ją otwierać.
Były minister środowiskaStanisław Żelichowskiz PSL przyznał, że słyszał w Sejmie pogłoski o możliwości ustąpienia Nowickiego. Żelichowski ocenił, że minister ma dość trudną rolę, bo z jednej strony jest ekspertem, a z drugiej strony - nie jest działaczem żadnej z partii. _ - Podejmując decyzje na rządzie zwykle ten jest w lepszej sytuacji, kto ma jakieś zaplecze polityczne za sobą - _ocenił szef klubu ludowców. **
Zdaniem Żelichowskiego obecnemu ministrowi środowiska trudno utrzymać w resorcie współpracowników. Zauważył, że zarabiają oni mniej niż na przykład urzędnicy na tym samych stanowiskach w ministerstwie finansów.
Rząd: Oficjalne stanowisko we wtorek
Ustalenia dotyczące ministra środowiska Macieja Nowickiego premierDonald Tuskprzedstawi we wtorek po posiedzeniu rządu - zapowiedział rzecznik rząduPaweł Graś, pytany o jego dymisję. Dodał iż rzeczywiście premier rozmawiał z ministrem, ale zaprzeczył doniesieniom o dymisji.
W miejsce Nowickiego jego zastępca?
Jak pisze _ Wprost _, jednym z powodów rzekomej rezygnacji Nowickiego mają być jego napięte relacje z zastępcą,Stanisławem Gawłowskim.
Stanisław Gawłowski był dwukrotnie z wybierany posłem z listy Platformy Obywatelskiej w okręgu koszalińskim. Od 16 listopada 2007 roku jest sekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska.
W Kopenhadze prawie wszystko zależy od USA i Chin
W centrum uwagi w Kopenhadze będą Stany Zjednoczone - nie tylko ze względu na obecność prezydenta Baracka Obamy. USA to drugi światowy emitent CO2, który nie przyłączył się do Protokołu z Kioto. Wprawdzie Obama zapowiedział redukcję amerykańskich emisji CO2 o 17 proc. do 2020 roku w porównaniu z rokiem 2005. Ale w porównaniu do ogólnie przyjętego roku referencyjnego 1990 oznacza to redukcję o zaledwie 3 proc.
[
Ocieplenie klimatu czy "Climategate" ]( http://news.money.pl/artykul/ocieplenie;klimatu;czy;climategate,88,0,564312.html )
Unia Europejska, nie kryje rozczarowania zapowiedzią USA i innych krajów. Australia obiecała redukcję emisji maksymalnie o 11 procent, Kanada o 3 procent, zaś Chiny za swój _ wiążący cel _ uznały ograniczenie do 2020 roku emisji w wysokości 40-45 procent na jednostkę PKB w porównaniu do poziomu z 2005 roku. To oznacza, że i tak będą one rosły, biorąc pod uwagę tempo rozwoju chińskiej gospodarki.
W sumie Komisja Europejska obliczyła, że wszystkie dotychczasowe deklaracje oznaczają maksymalne redukcje globalne o 17,9 procent w 2020 roku. Daleko od wyznaczonego przez naukowców krajom uprzemysłowionym celu 25-40 procent. Z kolei kraje rozwijające się powinny ograniczyć emisje o 15-30 procent poniżej ich poziomu prognozowanego obecnie na rok 2020.
UE zobowiązała się do redukcji emisji o 20 proc. W Kopenhadze jest gotowa do redukcji o 30 proc., ale tylko pod warunkiem, że inne uprzemysłowione potęgi świata zdobędą się na porównywalny wysiłek. Na razie za taki można uznać zapowiedzi Japonii (25 proc.), Rosji (20-25 proc.), Szwajcarii (20-30 proc.) czy Norwegii (30-40 proc.). _ - USA i Chiny są kluczowymi graczami trwających negocjacji _ - przestrzegali we wspólnym komunikacie premier przewodniczącej UE Szwecji Fredrik Reinfeldt oraz przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.
Koszt redukcji to 100 mld euro rocznie
Ale bitwa w Kopenhadze będzie się toczyć nie tylko o pułapy redukcji w roku 2020 i 2050. Sukces konferencji zależy od tego, za ile kraje rozwijające się zgodzą się wesprzeć ambicje uprzemysłowionych potęg. Koszt działań na rzecz ograniczenia emisji oraz dostosowanie do zmian klimatu szefowie państw i rządów na szczycie UE w październiku oszacowali na 100 mld euro rocznie, ale nie ujawnili, jaką kwotę sami są gotowi zapłacić. Wcześniej Komisja Europejska szacowała, że unijny udział mógłby wynieść do 15 mld euro rocznie.
Polska walczy o swoje rezerwy emisji CO2
O ile na poziomie światowym składka ma być dzielona według poziomu emisji CO2 i PKB, o tyle Polska chce, by w UE brana była pod uwagę przede wszystkim zamożność krajów.
Dla Polski kluczowa jest jeszcze jedna kwestia: co zrobić z uprawnieniami do emisji, które zostaną z okresu obowiązywania Protokołu z Kioto. Polska chciałaby mieć możliwość dalszego korzystania z nadwyżek redukcji osiągniętych od 1988 roku, które można sprzedać na rynku.
W sumie polskie emisje spadły o 30 proc., podczas gdy polski cel z protokołu z Kioto wynosił tylko 6 proc. Chodzi o około 500 mln ton CO2, które mogą się bardzo przydać krajom przekraczającym swoje limity.