Minister Rafalska z triumfem ogłasza, że waloryzacja emerytur będzie "najwyższa w ciągu ostatnich pięciu lat" i może wynieść nawet 2,9 proc. Czy emeryci naprawdę mają się czym cieszyć w sytuacji, gdy w ciągu ostatniego roku żywność podrożała dwa razy bardziej? W najlepszym przypadku w kieszeni będą mieć realnie tyle samo, co dotychczas.
Zapowiedziany przez resort Elżbiety Rafalskiej wskaźnik waloryzacji oznacza, że przeciętna emerytura będzie wyższa o niecałe 60 zł miesięcznie. To wzrost, ale tylko nominalny, ponieważ to już nie są te same złote, co rok temu.
Po kilkudziesięciu miesiącach stagnacji, a nawet spadku cen, w zeszłym roku nastąpił nagły nawrót inflacji. Wprawdzie wskaźnik ten w ujęciu całorocznym skoczył tylko do 2 proc., ale to nie oznacza, że wszystkie ceny wzrosły w równie umiarkowany sposób.
Dla wielu, głównie uboższych osób, szokiem okazał się gwałtowny wzrost cen wielu podstawowych artykułów spożywczych. Masło podrożało aż o 35 proc., jaja o jedną czwartą, a owoce średnio o jedną dziesiątą. Wyższe niż wskaźnik inflacji okazały się także podwyżki cen drobiu, warzyw i pieczywa.
Średni wskaźnik wzrostu cen żywności wyniósł 5,8 proc. To dokładnie dwa razy więcej, niż wynosi maksymalny wskaźnik waloryzacji emerytur, jaka ma nastąpić w marcu. Wyższe ceny oznaczają, że realna siła nabywcza emerytów będzie niższa.
Trudno zresztą przedstawiać wysoki wskaźnik waloryzacji emerytur jako sukces w sytuacji, gdy jest to głównie efekt wzrostu inflacji. Waloryzacja jest jedynie ustawowym narzędziem, które ma zapobiegać spadkowi realnej wartości wypłacanych świadczeń.
Takiego mechanizmu nie przewidziano w przypadku sztandarowego programu rządu PiS, czyli świadczenia 500+. Efekt jest taki, że gdyby uwzględnić wskaźnik inflacji, realna wartość tego świadczenia wynosi już tylko 483 zł. Innymi słowy, obecnie za 500 zł można kupić tyle samo, co za 483 zł w momencie uruchamiania tego programu.
Warto jeszcze zwrócić uwagę, że o ile inflacja średnioroczna wyniosła w 2017 r. 2 proc., wzrost cen w ciągu roku przyspieszał, by w ostatnim kwartale wynieść 2,5 proc. Co będzie dalej? Prognoza makroekonomiczna NBP mówi o 2,3 proc. inflacji średniorocznej w 2018 r. Podobnie przewiduje większość analityków.