Rządowy program dotyczący przyszłości górnictwa w Polsce budzi sporo kontrowersji. - Diagnoza świetna. Jednak w warstwie realizacyjnej dokument jest oderwany od rzeczywistości - mówi prof. Zbigniew Karaczun z Koalicji Klimatycznej.
Założenia "Programu dla sektora górnictwa węgla kamiennego w Polsce" są proste. Zawiera trzy możliwe scenariusze zapotrzebowania Polski na węgiel kamienny w 2030 r. Pierwszy z nich, tzw. referencyjny, czyli najbardziej wyważony, zakłada, że za kilkanaście lat zużycie węgla będzie na podobnym poziomie co obecnie, czyli wyniesie ok. 70-71 mln ton (z tego 57-58 mln ton to węgiel energetyczny a 13 - koksowy).
Drugi scenariusz, zwany rozwojowym, prognozuje, że zapotrzebowanie na "czarne złoto" wzrośnie do nawet 86,1 mln ton. Na drugim biegunie jest plan "niski". W tym wypadku roczny przerób węgla kamiennego w Polsce może wynieść tylko 56,5 mln ton.
Strategia zakłada także cele, które chce osiągnąć Polska do 2030 r. Podstawowym jest "zaspokojenie krajowego zapotrzebowania na węgiel kamienny i zagwarantowanie niezbędnych dostaw węgla kamiennego na rynek krajowy". Znajdziemy tam także punkt o wspieraniu konkurencyjności krajowego rynku energetycznego.
- Jest to dokument znakomity w diagnozie i identyfikacji problemów i absolutnie oderwany od rzeczywistości w warstwie realizacyjnej - komentuje prof. Zbigniew Karaczun, ekspert od spraw energetyki z Koalicji Klimatycznej.
Polska energetyka węglem stoi
Polska to zdecydowany lider w produkcji węgla w Unii Europejskiej. W 2016 r. wyprodukowaliśmy 70,4 mln ton. Drugie w kolejności Czechy mogą pochwalić się wynikiem ponad dziesięciokrotnie mniejszym, to jest 6,8 mln ton. Oznacza to, że aż 80,5 proc. całej unijnej produkcji "czarnego złota" przypada na nasz kraj.
Jesteśmy jednak kolosem na glinianych nogach.
- Obecne ściany wydobywcze są na wykończeniu i nie inwestuje się w nowe. Rządowe scenariusze są nie do zrealizowania - twierdzi prof. Karaczun.
Podobny ton wybrzmiewa w raporcie "Górnictwo - węglowa przyszłość czy sprawiedliwa transformacja?" autorstwa byłego głównego geologa kraju dra Michała Wilczyńskiego oraz Bartłomieja Derskiego. Oskarżają oni rząd o propagandę sukcesu. Przygotowany przez Ministerstwo Energii program zawiera bowiem informację, że "zasoby operatywne" (czyli przeznaczone do bezpośredniego wydobycia) węgla w Polsce to ok. 3,2 mld ton, co wystarczyłoby, przy wydobyciu na poziomie 70 mln ton, na pół wieku eksploatacji. Tymczasem zdaniem Wilczyńskiego i Derskiego, przy uwzględnieniu rzeczywistego poziomu strat przemysłowych, można mówić co najwyżej o 36 latach (a realnie o 30).
Ciężko będzie także osiągnąć zakładaną w scenariuszu referencyjnym produkcję surowca. Według ekspertów z Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energii Polskiej Akademii Nauk w Krakowie w 2030 r. Polska będzie w stanie wydobywać tylko ok. 50 mln ton węgla rocznie.
- To kolejny dokument rządowy, który ma zaczarować rzeczywistość. Nikt nie będzie realizował programu tam zapisanego, ale rząd uspokoi lobby górnicze w Polsce, że rząd widzi potrzebę rozwoju górnictwa - uważa prof. Karaczun.
Przeciwko dokumentowi przemawiają argumenty nie tylko czysto techniczne. Zmieniły się bowiem nastroje społeczne. Problem smogu nie pojawił się w mediach wczoraj, ale dopiero w zeszłym roku przebił się do świadomości społecznej. W rezultacie trudno teraz o dobre nastroje dla inwestycji w energetykę węglową. Ministerstwo Energii twierdzi, że w 2050 r. udział węgla w naszym miksie energetycznym spadnie z ponad 80 proc. do połowy, ale ma się tak stać głównie dzięki potężnym inwestycjom w energetykę atomową. To jednak bardzo odległa perspektywa.
- Już w tej chwili widać, że kwestie jakości środowiska stały się w Polsce tak ważne, że będzie ciężko przekonać społeczeństwo do dalszego rozwoju energetyki węglowej - zauważa prof. Karaczun.
Świat na wyścigi pozbywa się węgla
Inna sprawa to międzynarodowe zobowiązania klimatyczne. Jeszcze jakiś czas temu łudzono się w Polsce, że to tylko unijna fanaberia, od której się będzie odchodzić. Dziś dekarbonizacja, czyli przestawianie gospodarki z węgla na tory niskoemisyjne, jest światowym trendem, w którego awangardzie są m. in. Chiny, do niedawna mające fatalną opinię w kwestiach dbania o środowisko naturalne.
Należy też zwrócić uwagę na pewnego rodzaju paradoks. Z jednej strony zbudowaliśmy gazoport w Świnoujściu i staramy się maksymalnie zdywersyfikować dostawy gazu i ropy, aby nie być uzależnionym od Rosji, a z drugiej - coraz bardziej uzależniamy się od dostaw węgla z Uralu. Chyba że będziemy upierać się, żeby polskie elektrownie napędzał tylko węgiel z polskich kopalni. To jednak też wiąże się z określonymi konsekwencjami.
Węglowa kula u nogi gospodarki
- Powiedzmy sobie szczerze, że jeżeli chcemy utrzymać energetykę opartą na polskim węglu, to zrobimy to tylko kosztem ogromnego wzrostu cen energii elektrycznej. Węgiel z Rosji czy Australii już teraz jest około dwukrotnie tańszy - podkreśla prof. Karaczun.
A to odbije się na konkurencyjności polskiej gospodarki. Już w 2013 r., przy okazji szczytu klimatycznego w Warszawie, przestrzegano, że zbytnie uzależnienie od węgla może być główną przyczyną wpadnięcia Polski w pułapkę średniego rozwoju. Oznaczałoby to, że nigdy nie przebijemy się przez próg 70 proc. zamożności najbogatszych państw europejskich.