Na początek na tej słabo kontrolowanej granicy powstaną dwie "dewizowe" stacje benzynowe, na których każdy cudzoziemiec będzie musiał płacić za paliwo obcą walutą. Zostaną utworzone w ramach wydanego przed rokiem dekretu o "nadzwyczajnej sytuacji ekonomicznej" Wenezueli, której gospodarkę rujnowały dotąd m.in. spadek cen ropy naftowej - głównego bogactwa kraju - i trzycyfrowa inflacja.
W ten sposób lewicowy rząd wenezuelski, który wkrótce zamierza uruchomić wzdłuż granicy całą sieć stacji benzynowych, próbuje stworzyć alternatywę dla masowego wywozu do Kolumbii kupowanych poniżej oficjalnej ceny paliw płynnych. Do celów jej przemytu przez praktycznie niemożliwą do kontrolowania granicę Wenezuelczycy i Kolumbijczycy masowo używają specjalnie przystosowanych samochodów z dodatkowymi zbiornikami.
"Będziemy sprzedawali nasze paliwo za kolumbijskie peso, a jeśli ktoś zechce płacić dolarami, to jeszcze lepiej" - oświadczył Nicolas Maduro, prezydent kraju o największych na świecie udokumentowanych rezerwach ropy naftowej.
Płace minimalne w górę
To nie jedyny sposób na poprawę trudnej sytuacji obywateli w tym kraju. We wrześniu podniesiono o 50 procent płace minimalne.
Objęła ona wszystkich pracowników, którzy aktualnie zarabiają "najniższą krajową", osoby zatrudnione w sektorze publicznym, żołnierzy oraz rencistów. To już trzecia podwyżka płac w Wenezueli w tym roku. W ten sposób prezydent Maduro stara się poprawić sytuację najuboższych obywateli pogrążonego w głębokim kryzysie kraju.
Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego gospodarka Wenezueli ma się skurczyć w tym roku o 10 procent. To najgorszy wynik w przygotowanym przez instytucję zestawieniu.
Byłby to największy spadek PKB tego państwa od dekady. W błyskawicznym tempie rosną za to ceny. W tym roku ceny podwyżki w sklepach mają sięgnąć 700 procent.
Głównym problem Wenezueli jest tania ropa naftowa, która jest najważniejszym źródłem dochodów budżetowych tego kraju.
oprac. Anna Frankowska