61 lat dla kobiet, 66 lat dla mężczyzn - tak powinien wyglądać wiek emerytalny według Ministerstwa Finansów. W przygotowanym przez resort dokumencie urzędnicy proponują "zamrożenie" obecnych przepisów. Jeżeli w najbliższy wtorek rząd przyjmie Wieloletni Plan Finansowy na lata 2016-2019, to w zasadzie wyrzuci do kosza propozycję emerytalną Andrzeja Dudy.
Obniżenie wieku emerytalnego to sztandarowa obietnica prezydenta Andrzeja Dudy. Prezydent proponuje powrót do poprzedniego systemu, gdy kobiety na emeryturę mogły przechodzić po osiągnięciu 60. roku życia, a mężczyźni 65. Wiele wskazuje jednak na to, że Polacy poczekają jeszcze kilka lat na spełnienie tej obietnicy. Powód? Zbyt wysokie koszty.
Dlatego resort finansów proponuje, by zamiast obniżenia wieku emerytalnego wprowadzić jego zamrożenie na obecnym poziomie. A to znaczy, że kobiety przechodziłyby na emeryturę w wieku 61 lat, a mężczyźni w wieku 66 lat. Ustawa prezydenta utknęła w podkomisji nadzwyczajnej i na razie nie jest dalej procedowana. Złagodzoną wersję reformy emerytalnej można z kolei znaleźć w Wieloletnim Planie Finansowanym na lata 2016-2019, który resort finansów niedawno opublikował.
Rząd odetnie się od pomysłu prezydenta?
Rząd musiał stworzyć podobny dokument i przesłać go do Komisji Europejskiej - zwykle jest przyjmowany do końca kwietnia przez Radę Ministrów. Regułą jest również, że Plan stanowi podstawę przygotowywania projektu ustawy budżetowej na kolejny rok budżetowy. A to oznacza, że jeżeli na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów (przypada na wtorek 26 kwietnia) premier Beata Szydło przyjmie Plan - prezydencki projekt w zasadzie wyląduje w koszu.
W dokumencie Ministerstwo Finansów dokładnie wyjaśnia, dlaczego wolałoby zmodyfikować obietnicę Andrzeja Dudy. "Zamrożenie wieku emerytalnego na obecnym poziomie skutkowałoby znaczącym ograniczeniem skutków dla sektora finansów publicznych. Zgodnie ze wstępnymi szacunkami ZUS, w pierwszym roku reformy zmiany byłyby niemal neutralne dla finansów publicznych" - czytamy w dokumencie.
Ministerstwo Finansów oszacowało, że obniżenie wieku emerytalnego do poziomu sprzed reformy Donalda Tuska i Jacka Rostowskiego kosztowałoby budżet 30 mld zł w ciągu trzech lat. Co ciekawe - projektodawcy sami szacowali, że reforma może kosztować nawet 40 mld w ciągu takiego samego okresu. Ale - jak zaznaczają sami projektodawcy - na tym wydatki się nie skończą. W dłuższej perspektywie obciążenia budżetowe będą rosnąć. Jak bardzo? Tego Kancelaria Prezydenta nie jest w stanie przewidzieć.
To jednak nie koniec propozycji resortu Pawła Szałamachy. "Rozważa się również wprowadzenie wymogu odnośnie do okresu składkowego uprawniającego do przejścia na emeryturę przy jednoczesnym wymogu wypracowania co najmniej minimalnej emerytury" - czytamy w dokumencie.
Resort przyznaje, że chociaż prace nad ostatecznym projektem trwają, to "na chwilę obecną brak jest ostatecznych uzgodnień i rozstrzygnięć w kwestii obniżenia wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn".
Wczoraj w programie #dziejesienazywo minister Henryk Kowalczyk, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, precyzował, że w rządzie myśli się o wprowadzeniu zapisu o konieczności uzbierania 132 proc. minimalnej emerytury. Dziś oznaczałoby to konieczność wypracowania sobie gwarantowanego świadczenia w wysokości przynajmniej 1164 zł.
Co na to związki zawodowe?
Dokument resortu finansów zbiegł się z czasem z dwudniowymi obradami NSZZ Solidarność w Krośnie. W piątkowym głosowaniu związkowcy podtrzymali swoje stanowisko w sprawie prezydenckiej propozycji - popierają ją, ale chcieliby, by w toku prac parlamentarnych do przepisów wprowadzić kryterium stażu pracy. Z prawa do emerytury mogliby skorzystać mężczyźni po przepracowaniu 40 lat, a kobiety 35 lat.
W identycznym tonie wypowiada się Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych i przewodniczący Jan Guz. - Moim zdaniem pomysł ministra finansów jest chybiony, nielogiczny i nie uwzględnia wielu problemów systemu emerytalnego. Ale to nie pan minister będzie decydował o rozwiązaniach, a rząd i parlament. Przepychanki na linii rada ministrów - kancelaria prezydenta nikomu nie służą - komentuje Jan Guz w rozmowie z money.pl.
- OPZZ zgłosił propozycję, by przyznać prawo do emerytury po przepracowaniu odpowiedniego czasu. 35 lat dla kobiet, 40 lat dla mężczyzn. Prezydencki projekt pojawił się niejako obok, bo nasza propozycja uzupełnia dotychczasowy system emerytalny. To ma być prawo przechodzenia na emeryturę po wielu latach ciężkiej pracy, a nie obowiązek. A Ministerstwo Finansów powinno zastanowić się, jak zwiększyć wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, a nie kombinować przy wieku emerytalnym. Od dawna postulujemy przegląd systemu i zwiększenie źródeł dochodów. Wiele grup zawodowych, w tym menadżerowie czy nawet politycy, nie wpłaca do FUŚ składki od wszystkich dochodów, a każdy chciałby czerpać wysoką emeryturę. Tak się nie da - dodaje Guz.
Jak kwestię widzą ekonomiści? Co ciekawe - podobnie jak związkowcy. Wątpliwości ma Maciej Bitner z Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. - To wygląda na próbę wypracowania kompromisu, który absolutnie nikogo nie zadowoli. Takie rozwiązanie oczywiście nie byłoby kosztowne dla budżetu w takim stopniu jak obniżenie wieku do poprzedniego poziomu, ale w dłuższym czasie w zasadzie niewiele zmienia - mówi w rozmowie z money.pl. - Taki wariant wydaje się politycznie trudny do uzasadnienia. W zasadzie legitymizuje to, co zaczęła wprowadzać Platforma Obywatelska i rząd Donalda Tuska - dodaje ekonomista.
Bitner w swoich analizach zwraca uwagę, że ustawienie wieku emerytalnego na zbyt niskim poziomie skazuje sporą część społeczeństwa na bardzo niskie świadczenia. Poza tym tłumaczy, że jest to idealna zachęta do zbyt wczesnego przejścia na emeryturę i dlatego stanowi poważne zagrożenie dla finansów publicznych. Z drugiej strony ekspert podkreśla, że zbyt wysoki wiek zmusza niezdolnych do pracowania i zniechęca do płacenia składek emerytalnych. A to z kolei odbija się na rynku pracy i znów grozi finansom publicznym. Z analiz Bitnera wynika, że spora grupa osób natychmiast po osiągnięciu ustawowego wieku emerytalnego decyduje się na pobieranie świadczeń i łączenie ich z dodatkową pracą. - Z badania, które przeprowadził sam ZUS, wyłania się jasny obraz emerytury jako przywileju, z którego trzeba skorzystać jak najszybciej - tłumaczy Bitner.
Bitner jest zdania, że rząd powinien rozważyć wprowadzenie nieprzerwanego stażu pracy, który uprawniałby do przejścia na emeryturę. W przeciwieństwie do związkowców proponuje jednak, by było to więcej niż 40 lat.
Inny pomysł przedstawia prof. Cezary Mech. - Państwo w celu finansowej stabilizacji systemu, jak i odzyskania mikroekonomicznej efektywności powinno wspierać dzietność, jak i obniżyć wiek emerytalny do poprzedniego poziomu, ale jedynie dla tych, którzy uzbierali środki na kontach w ZUS, KRUS, OFE i PPE gwarantujące im co najmniej minimalny wymiar świadczenia - tłumaczył money.pl kilka tygodni temu prof. Cezary Mech, ekonomista i były wiceminister finansów.