- Tak naprawdę wracamy do pierwotnych założeń programu Mieszkanie Plus. To od początku miał być program realizowany wspólnie z rynkiem na komercyjnych zasadach – mówi informator money.pl.
W ostatni wtorek Rada Mieszkalnictwa zajęła się tematem dopłat do najmu w ramach programu Mieszkanie+. Według naszych informacji z punktu widzenia przyszłych najemców założenia programu, które były przedstawiane w 2016 roku, zostaną utrzymane. Kluczową sprawą jest utrzymanie niskich czynszów w granicy 10-20 zł za metr kwadratowy.
– Pewne jest jedno: nikt nie będzie wynajmował mieszkań poniżej kosztów inwestycji. Ani spółki państwowe, jak BGK Nieruchomości, ani prywatni inwestorzy. Wcześniejsze założenia zakładały w praktyce dotowanie deweloperów, głównie na etapie pozyskania gruntów. Ale to nierealne – mówi nasz informator.
Bez państwowych dopłat i przy cenie czynszu 10-20 zł za mkw. program się nie zepnie finansowo. – Deweloperów nie można dotować, bo to niedozwolona w świetle unijnych przepisów pomoc publiczna. To też nietransparentny i nieefektywny mechanizm. Stąd pomysł dopłat do czynszu, które wyrównają lokatorom koszty najmu – twierdzi informator.
**Dopłaty w praktyce**
Z punktu widzenia rządu to idealne rozwiązanie: deweloperzy wybudują mieszkania, a Polacy dostaną je w obiecanej przez PiS cenie.
Pewne jest też jedno – nie ma powrotu do programów takich jak "Rodzina na swoim" czy "Mieszkanie dla Młodych", w których dotowano właścicieli mieszkań. Ich efekt był taki, że napompowany do granic możliwości popyt doprowadził do jeszcze większego wzrostu cen mieszkań na rynku. A pomoc otrzymywali ci, którzy i tak mogli sobie pozwolić na zakup mieszkania. Natomiast dzięki dopłatom pieniądze trafią do osób słabiej uposażonych, pracujących na śmieciówkach, które mogą tylko pomarzyć o zdolności kredytowej– uważa zaufane źródło.
Jak dopłaty będą działać w praktyce? Spółka zgłaszająca swoją inwestycję będzie sprawdzana pod kątem warunków programu Mieszkanie+. Przykładowe kryteria to standardy budowlane i urbanistyczne. W zależności od tego, na jakim etapie będzie znajdować się inwestycja, spółka będzie mogła dostać gwarancję, że najemcy, którzy będą się kwalifikować do dopłat, otrzymają je bezpośrednio z Banku Gospodarstwa Krajowego. Inwestor określi minimalną zdolność czynszową najemcy, a ustawa lub rozporządzenie – maksymalny próg dochodowo-majątkowy.
Środkowe kryteria mają zależeć od samorządu.Gminy będą mogły premiować ludzi młodych, rodziny z dziećmi, a nawet konkretne grupy zawodowe (np. inżynierów do okolicznych fabryk). Ten model już teraz jest stosowany przez BGK Nieruchomości w ramach komercyjnej części programu Mieszkanie+. Przykładowo w Gdyni, gdzie inwestycje są realizowane na prywatnym gruncie we współpracy z deweloperem, kryteria najmu mają być ustalane przez samorząd we współpracy z BGK Nieruchomości.
Zobacz także: Bezpańskie Mieszkanie+. Kto zajmie się sztandarowym programem rządu?
Kluczowa specustawa
- Tak naprawdę celem programu Mieszkanie+ jest to, aby odblokować podaż mieszkań na rynku i by budować ich więcej. Aby mieszkania były tańsze, musi być ich na rynku więcej niż teraz. By było ich więcej, konieczne jest zasypanie luki w podaży kapitału i gruntów. Pieniądze mają zapewnić m.in. fundusze typu REIT, nad którymi pracuje resort finansów. Grunty ma odblokować tzw. specustawa mieszkaniowa, przygotowywana przez resort inwestycji i rozwoju – mówi informator money.pl.
Kluczowe jest szybkie odrolnienie gruntów rolnych w miastach, które stanowią dziś nawet 30 proc. powierzchni polskich metropolii, takich jak Warszawa. Dziś czeka się na to nawet 2 lata, a przygotowanie inwestycji mieszkaniowej może trwać nawet 5 lat. Te procedury mają być maksymalnie przyśpieszone, tak aby po około pół roku od złożenia pierwszych wniosków inwestor mógł wbijać łopatę.
Pierwszy projekt specustawy zaprezentowali niespełna rok temu posłowie PiS Artur Soboń i Wojciech Murdzek. Wówczas trafił on do kosza, wygrała propozycja ministra Adamczyka, który forsował utworzenie KZN. Ale dziś to właśnie Soboń – już jako wiceminister inwestycji i rozwoju – pilotuje w rządzie rozwój mieszkalnictwa. Jego szef, minister Jerzy Kwieciński, zapowiada zwiększenie liczby budowanych rocznie mieszkań o 100 tys. - do około 250 tys. Czy to się uda? Przykładowo po dwóch latach działania programu i zakończeniu pilotażu spółka BGK Nieruchomości ma w przygotowaniu 25 tys. mieszkań, a łączna wartość przygotowywanych inwestycji przekracza 6 mld zł.
Wielkie obietnice - do tej pory bez rewolucji
Przypomnijmy. Mieszkanie+ to program, który jesienią 2016 roku był hucznie zapowiadany przez Prawo i Sprawiedliwość.Miał być drugim 500+ – poprawić sytuację bytową Polaków i przynieść rządowi poparcie nieprzekonanej części elektoratu. W inauguracji rządowego programu brał udział sam prezes Kaczyński, który wbił łopatę pod inwestycje w Białej Podlaskiej.
Wicepremier Beata Szydło, jeszcze jako premier, obiecywała, że ci, których nie stać na posiadanie własnego lokum, będą mogli wynająć je (także z opcją do własności) w cenie 10-20 złotych za metr kwadratowy. Wiadomo już, że po takiej cenie nie da się budować, ponieważ zwyczajnie to się deweloperom nie opłaca. Problem sygnalizowano od dłuższego czasu, jednak do tej pory rząd pozostawał głuchy na głos rynku.
Od tego czasu niewiele się działo, a minęły już dwa lata. Minister Andrzej Adamczyk, który odpowiadał za program jako szef resortu infrastruktury i budownictwa, nie miał się czym pochwalić. Jego sukcesem było uchwalenie przez Sejm latem ubiegłego roku ustawy o Krajowym Zasobie Nieruchomości w skrócie KZN. To właśnie KZN miał być trzonem rządowego programu. Deweloperzy mieli pozyskiwać od państwa grunty za ułamek ich wartości i w zamian oferować najemcom regulowany, niższy niż rynkowy czynsz. Przedstawiciele ministerstwa infrastruktury i budownictwa w świetle reflektorów podpisywali z kolejnymi gminami listy intencyjne na budowę mieszkań, ale przedsiębiorcy nie chcieli realizować inwestycji poniżej kosztów. Umowy z gminami powstały de facto tylko na papierze.
Prace przyspieszyły od czasu, kiedy schedę po Adamczyku przejął sam premier Mateusz Morawiecki. Powołano Radę Mieszkalnictwa, w skład której wchodzą obok premiera: minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska, minister finansów Teresa Czerwińska, minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, minister środowiska Henryk Kowalczyk oraz minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. W skład rady weszła także prezes Rządowego Centrum Legislacji Jolanta Rusiniak oraz prezes BGK Nieruchomości Mirosław Barszcz, który jest jej koordynatorem. To właśnie BGK Nieruchomości odpowiadała w ciągu ostatnich dwóch lat za budowę mieszkań w części komercyjnej, niezależnej od kierowanego przez Adamczyka resortu budownictwa.