Po górniczych strajkach, które wstrząsały RPA południowoafrykańską zimą, latem przyszła kolej na robotników rolnych z winnic w okolicach Kapsztadu.
Po trwających od października ubiegłego roku strajkach i starciach robotników rolnych z policją, na początku lutego południowoafrykański rząd zarządził, że ich minimalna dniówka zostanie od 1 marca podniesiona z 69 do 105 randów (ok. 12 dolarów).
Robotnicy, którzy domagali się zapłaty 150 randów, przystali na ofertę rządu, jednak zamiast zyskać podwyżkę, raczej stracą pracę, bo biali farmerzy, którzy zatrudniają robotników twierdzą, że nie stać ich na podnoszenie zarobków.
Od lat robotnicy rolni należą do najgorzej opłacanych grup społecznych w RPA. W epoce apartheidu wykonywali niemal niewolniczą pracę, opłacani często w naturze lub w zamian za dach nad głową na ziemi białego farmera. Po upadku apartheidu ich sytuacja niewiele się zmieniła.
Rządzący od 1994 r. Afrykański Kongres Narodowy (ANC) zaniedbuje rolnictwo. Farmy należą wciąż do białych, a czarnym robotnikom pojawiła się nowa konkurencja ze strony sezonowych robotników, przybywających za chlebem z Zimbabwe, Malawi czy Mozambiku. Mając pod dostatkiem gotowych na pracę za pół darmo cudzoziemców, biali farmerzy nie widzieli powodu, by podnosić zarobki miejscowym robotnikom.
W październiku, gdy strajki przerwali górnicy w kopalniach złota i platyny na północy kraju (w zamieszkach i starciach z policją zginęło prawie 70 osób), do akcji wkroczyli robotnicy rolni z okolic Kapsztadu.
Zachodni Kraj Przylądkowy jest sadowniczym zagłębiem Południowej Afryki. Stąd pochodzi prawie dwie trzecie owoców i produktów rolniczych, jakie eksportuje RPA. Tu, zwłaszcza w dolinie rzeki Hex, znajdują się też winnice, w których produkuje się południowoafrykańskie wina, cieszące się ogromnym wzięciem na całym świecie. Poza robotnikami zatrudnionymi na stałe, na czas zbiorów owoców właściciele winnic i farm najmują też robotników sezonowych. W sumie, farmy i winnice dają pracę i utrzymanie prawie pół miliona ludziom.
W październiku jako pierwsi strajk rozpoczęli robotnicy z miasteczka De Doorns. Protesty, które szybko przerodziły się w starcia z policją i zamieszki, objęły całe regiony Paarl i Franshoek. W rozruchach zginęły trzy osoby, a setki zostało aresztowanych. Protestujący przez wiele dni blokowali autostradę z Kapsztadu do Johannesburga, a korzystając z letniej, upalnej i wietrznej pogody, podpalali sady, winnice i magazyny.
Protesty przerwali na czas świąt Bożego Narodzenia, ale w styczniu demonstracje i zamieszki zaczęły się od nowa. Sprawujący władzę ANC nie spieszył się z reakcją, bo Zachodni Kraj Przylądkowy jest jedyną w kraju prowincją, gdzie rządzi opozycyjny Sojusz Demokratyczny kierowany przez białą Helen Zille. Przywódcy ANC wykorzystywali strajki, by krytykować Sojusz i wytykać mu, że popierają go głównie biali. Przywódcy Sojuszu oskarżali zaś ANC o polityczną prowokację i inspirowanie zamieszek.
Dopiero w lutym, centrale związkowe, największa w kraju, sprzymierzona z rządzącym ANC COSATU oraz konkurująca z nią BAWUSA, doprowadziły do ugody. W zamian za przerwanie strajków i zamieszek, rząd zgodził się zrobić wyjątek od ustalania raz na trzy lata minimalnych zarobków robotników rolnych i już teraz podnieść minimalną dniówkę z 69 do 105 randów. Robotnicy nie zdążyli jednak nacieszyć się myślą o podwyżce, gdy biali farmerzy ogłosili, że nie stać ich na wyższe wypłaty.
Zamiast podnosić pensje zatrudnionym na stałe robotnikom, raczej zaczną zwalniać z pracy i eksmitować ich z domów na farmach, a na ich miejsce przyjmować tańszych, sezonowych robotników, którym nie będą musieli budować domów, doprowadzać prądu, ani wody, budować dla ich dzieci szkół na swoich farmach.
_ - Farmerów nie stać na podwyżki, bo sami muszą co roku coraz więcej płacić za prąd i paliwo _ - oznajmił Johannes Moeller ze stowarzyszenia farmerów Agri. _ - Rząd postanowił, że farmerzy muszą płacić więcej zatrudnianym robotnikom, więc aby nie popaść w długi, będą płacić tym, których uznają za niezbędnych, a pozostałych zwolnią z pracy _.
W lutym wypowiedzenia otrzymało ponad 2 tys. robotników rolnych. Utrata pracy oznacza dla nich także konieczność wyprowadzenia się z farm i szukania nowego dachu nad głową. Sami farmerzy ostrzegają władze, że ogłoszone odgórnie podwyżki płac, zamiast uspokoić sytuację mogą ją tylko jeszcze zaognić, bo zwalniani z pracy robotnicy wrócą do akcji protestacyjnych.
Grożą tym zresztą wprost centrale COSATU i BAWUSA, które rywalizując ze sobą, muszą wykazywać się przed robotnikami większą wojowniczością. COSATU, która odegrała kluczową rolę w walce z apartheidem, wzywa nawet, jak w dawnych czasach, świat ogłosił bojkot południowoafrykańskich win.
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Kłusownicy szaleją. Takich strat jeszcze nie było W 2012 roku w RPA kłusownicy zabili rekordową liczbę nosorożców - 668. | |
Mandela po operacji dochodzi do zdrowia Mandelę hospitalizowano na początku grudnia z infekcją dróg oddechowych; przeszedł też operację usunięcia kamieni żółciowych. |