Telefony o świcie i w nocy, nachodzenie w domu - to metody działania firm windykacyjnych. Gdy na celowniku mają dłużników, trudno mieć za złe. Gorzej gdy ofiarami są bogu ducha winni ludzie. A to nie rzadkość. - Nie jestem dłużnikiem, ale firmy windykacyjne wydzwaniają do mnie co chwilę i proszą, abym poszła do sąsiada i poprosiła go o kontakt - opowiada pani Adela. Po materiale "Windykacja bez ograniczeń" dostaliśmy od czytelników kilkanaście historii o tym, jak windykatorzy nękali zupełnie niewinne osoby.
Pani Basia ma inną historię. Windykatorzy na drzwiach i skrzynce pocztowej naklejali nalepkę z napisem "dłużnik". - Problem w tym, że żadnego długu nie mam - żali się.
W czwartek w money.pl opisaliśmy szereg praktyk firm windykacyjnych. Wnioski są proste: takie podmioty zrobią wszystko, by odzyskać pieniądze. Jak się okazuje, nie cofają się nawet przed nękaniem przedsiębiorców, których długi już się przedawniły. Prawnicy niektóre zachowania wprost określają, jako niezgodne z prawem. O sprawie można więcej przeczytać w materiale Krzysztofa Janosia, pt. "Windykacja bez ograniczeń. Nawet z przedawnionym zadłużeniem nie możesz czuć się bezpieczny"
Ale na celowniku są nie tylko przedsiębiorcy. Często po prostu nękane są przypadkowe osoby. Tłumaczenia, że sprawa ich nie dotyczy, bardzo rzadko przynoszą jakikolwiek skutek. Oczywiście, długi należy spłacać. Czym innym jednak jest sytuacja, gdy trzeba się tłumaczyć z cudzych problemów.
- Windykatorzy męczyli mnie przez dwa lata. Dzwonili miesiąc w miesiąc i pytali o jakiegoś Tomasza. Nie znam człowieka, nie mam z nim nic wspólnego. Najpewniej odziedziczyłam jego numer telefonu lub po prostu gdzieś podał fałszywy. I to akurat był mój - opowiada money.pl pani Małgorzata.
- Na początku dzwoniły znane firmy windykacyjne. Z czasem jednak wydzwaniały coraz dziwniejsze firemki. Niektórzy konsultanci rozmawiali według scenariusza i w ogóle nie słuchali tego, co im mówiłam. Na moje stwierdzenia, że to zły numer, odpowiadali, że "lepiej się porozumieć, możemy rozłożyć wszystko na raty, będzie dobrze". Człowieka krew zalewała, gdy to słyszał - opowiada. I dodaje, że za każdym razem żądała wykasowania numeru z bazy.
- Jeden z konsultantów powiedział mi nawet, że mam na niego nie krzyczeć i muszę przestać być taka agresywna - opowiada. Po dwóch latach telefony ustały.
Odziedziczenie numeru po dłużniku to częsty przypadek. - Miałem taką sytuację, choć nie zalegam z żadnymi płatnościami. Po prostu otrzymałem kartę telefoniczną po innej osobie, która była zadłużona. Wydzwaniali bez końca. Aż musiałem zrezygnować z tej karty - napisał nam jeden z czytelników.
Nazwisko się zgadza, ale... na tym koniec
Nieco inną historię miał pan Jan. Zaczęło się od porannego telefonu, chwilę po godzinie 8. Nie odebrał, miał w pracy spotkanie. W Google wyszukał numer i wyskoczyła... firma windykacyjna. Oddzwonił.
- Konsultant zapytał, czy rozmawia z Janem S. Nazwisko się zgadzało, miejscowość również, ale na tym koniec. Imię było inne. Nie mam pojęcia kogo szukała firma windykacyjna, ale nie przyjmowała do wiadomości, że to nie ja. Najpewniej myślą sobie, że złapali dłużnika, a on kręci, kłamie i opowiada bzdury. Na pytanie, skąd mają numer, wszyscy odpowiadali, że w bazie taki im się wyświetla. Ciekawe w jakiej bazie - opowiada w rozmowie z money.pl.
W ciągu ostatniego miesiąca odebrał kilkanaście telefonów. Podczas jednej z rozmów usłyszał, że konsultant wpisze do bazy, że to zły numer, że telefony się skończą. Nie skończyły. - Jedno co dobre, że nie dzwonili rano, tylko w godzinach pracy - opowiada.
- Najciekawsze jest to, że o szczegółach przedstawiciele firmy nie chcieli rozmawiać. Wiem jednak teraz, że człowiek o takim imieniu i nazwisku ma dług i powinien skontaktować się z firmą windykacyjną. Nie wydaje mi się to w porządku - opowiada.
Spokój ma od kilku dni. Pomogła groźba zgłoszenia sprawy na policję. I często to jedyne rozwiązanie.
- Miałem trzy takie telefony. Chociaż mam inne dane, to ktoś podał mój numer i wystarczyło. Kobieta z firmy windykacyjnej nie chciała zrozumieć, że to pomyłka. Przy trzecim telefonie poinformowałem, że rozmowa jest nagrywana, a nękanie zgłaszam na policję. Pani przeprosiła, rozłączyła się i już nie dzwonią - opisuje w komentarzu Robert.
Dokładnie ten sam sposób walki z windykatorami wybrała Mika. – Wydzwaniali do mnie codziennie po kilka razy i domagali się spłaty długu. Za każdym razem cierpliwie tłumaczyłam, że to nie ja, że ktoś chyba podał fałszywy numer i teraz mnie nękają. Za którymś razem nie wytrzymałam i postraszyłam policją. Pomogło - opowiada.
Bardziej kontrowersyjny sposób "negocjacji" wybrał użytkownik o pseudonimie Gilgamesh. - Przez dwa tygodnie nękali mnie telefonicznie, pod dom pochodzili też dziwni kolesie. Twierdzili, że mam dług sprzed trzech lat. Nie biorę żadnych kredytów, wszystko opłacam, więc miałem ich w nosie. Aż w końcu nie wytrzymałem. Zostawiłem otwartą furtkę, oni weszli na posesję i przegonił ich mój pies. Na policję też się udałem, złożyłem doniesienie o nękanie telefonami. I skończyły się problemy, mam spokój - opisuje.
Sami internauci dzielą się też sukcesami. - Jeden z operatorów próbował windykować ode mnie nieistniejący dług. Jedynym wyjściem był uproszczony pozew o zadośćuczynienie. Sprawa, wyrok i szybka wypłata zadośćuczynienia - tłumaczy jeden z użytkowników. Dodaje też, że wyrok jest już prawomocny.
- Bądźcie uważni. Firmy windykacyjne mają sporo sztuczek w celu wyciągnięcia adresu korespondencyjnego. Dzwonią niby z sądu i pytają, pod jaki adres wysłać korespondencję, bo ktoś podał ciebie na świadka w jakiejś sprawie i sąd nie mają jak dostarczyć listu. Oczywiście żadnych konkretów sprawy nie można usłyszeć, bo to tajne. Ale o adresik proszą - ostrzega inny czytelnik.
UOKiK ostrzega
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów już wielokrotnie ostrzegał przed nieuczciwymi praktykami niektórych firm windykacyjnych. "Windykatorzy nie mogą wysyłać pism mających na celu zastraszenie konsumentów, wywołanie w nich uczucia lęku oraz wywarcie presji psychicznej - jest to niezgodne z prawem" - zaznaczają przedstawiciele UOKiK.
Co robić? Jeżeli kontakty firmy windykacyjnej coraz częściej przypominają nękanie, to nie powinniśmy wahać się z udaniem do odpowiednich organów. A jest nimi policja.
Zgłaszamy stalking, czyli uporczywe nękanie. To przestępstwo z artykułu 190a kodeksy karnego. W kodeksie karnym nie ma jednak wypisanego konkretnie, ile telefonów i o jakich porach można uznać za stalking.
Jest jedynie określone, że takie zachowanie powinno mieć uporczywy charakter. A to oznacza, że musi pojawiać się w dłuższym okresie czasu. Przykład? Dwa telefony w ciągu roku mogą nie zostać za takie uznane. Ale już dwa telefony w miesiącu przez cały rok, tak. Drugą kwestią jest nieustępliwość tego zachowania, czyli brak reakcji na prośby.
Jednocześnie z wszystkimi wątpliwościami można udać się do UOKiK.
Urząd wielokrotnie nakładał już kary na windykatorów za niezgodne z prawem praktyki. Jedna z firm korzystała z usług biura detektywistycznego i wysyłała do dłużników listy, które bardziej przypominały zastraszanie niż próbę polubownego załatwienia sprawy. Na tym jednak nie koniec. Firma wydzwaniała do sąsiadów dłużników. UOKiK uznał, że to niedopuszczalne.
- W ocenie Urzędu, zarówno pracodawca, jak i sąsiedzi konsumenta (dłużnika) nie są uprawnieni do ingerowania w jego prywatne życie, a w szczególności do przymuszania go do regulowania jakichkolwiek zobowiązań, jak również do udzielania informacji o sąsiedzie/pracowniku jego wierzycielom na ich życzenie - tak decyzję tłumaczyła cztery lata temu Małgorzata Cieloch, rzecznik Urzędu.
Kary nie dotykały tylko firm windykacyjnych. UOKiK walczył też z bankami. W 2011 roku jeden z nich zapłacił milion złotych kary. Dlaczego? Bo windykatorzy działający dla tego banku zastraszali konsumentów.
"Bank jest zmuszony skierować Pana/i akta do Windykacji Ulicznej. Pod podane przez Pana/ią adresy wyślemy jednostkę interwencyjną z naszymi egzekutorami, którzy zajmą się prowadzeniem z Panem/ią negocjacji u Pana/i w domu. Proszę się nie martwić, nasi egzekutorzy są specjalistami w odzyskiwaniu rat, których Klienci nie chcą oddać" - tak mieli mówić telefoniczni konsultanci. Zapis rozmów znalazł się zresztą w decyzji Urzędu. Firma zapłaciła karę, zmieniła praktyki.