- Najpierw jest szok. Góry śnieg, a wokoło nikogo. Od razu pytasz się siebie, czy dobrze zrobiłeś. Jednak jest już za późno, bo samolot odleciał - tak wspomina swój pierwszy kontakt z Laponią Michał Makowski. Poznaj historię finansisty, który łączy pasję z biznesem i zarabia na namiotach stojących w śniegu.
Podróż do Laponii na północnym skraju Europy jest bardzo kosztowna. Można jednak za znacznie skromniejsze środki poczuć atmosferę tam panującą. Wszystko za sprawą bohatera tej niezwykłej historii, który sprowadził do Polski oryginalne, opalane drewnem, fińskie sauny, chaty do biesiadowania i grillowania i specjalne ogrzewane piecykami namioty chroniące nawet przed 20 stopniowym mrozem.
- Wszystko zaczęło się na studiach. Symbolicznie, bo 6 grudnia czyli w mikołajki, pojechaliśmy ze znajomymi do muzeum opowiadaczy historii pod Warszawą. Tam pierwszy raz usłyszałem fiński epos o Kalevie, mitycznym lapońskim bohaterze i zacząłem się interesować tym krajem. Pierwszy raz pojechałem tam w 2011 i z miejsca zakochałem się po uszy - wspomina Makowski.
Zanim jednak pod Karpaczem stanęły pierwsze lapońskie namioty, Michał skończył filologię polską, dziennikarstwo i ekonomię. Potem przez 10 lat zajmował się bankowością. Przez pierwsze 5 lat pracował dla banków, a przez drugie kolejne lata rozwijał swoją firmę doradztwa kredytowego.
Cisza, spokój, błogostan
- Wreszcie znalazłem swoje miejsce, ale też i takie, w którym mogę wykorzystywać doświadczenie zdobyte w branży finansowej. Bo to nie jest tak, że Makowski nagle zwariował i postawił na śniegu namioty. Myślę, że jeżeli coś się robi dobrze i uczciwie, to przy odpowiedniej wiedzy z zakresu sprzedaży, nawet wyglądające na najbardziej egzotyczne projekty mogą się udać - mówi Makowski.
Twórca wioski daleką północ odwiedził 7 razy. Jak wspomina, wcześniej już widział Laponię na zdjęciach, ale nie był przygotowany na to, co zobaczył tam na własne oczy.
- Najpierw jest szok. Góry śnieg, a w koło nikogo. Od razu pytasz się siebie czy dobrze zrobiłeś. Jednak jest już za późno, bo samolot odleciał. Szybko jednak urzekły mnie te widoki i przestrzenie, o które ciężko gdziekolwiek indziej. Człowiek czuje się tam sam ze sobą, ale w pozytywnym sensie. Jest cisza, spokój, rodzaj błogostanu – mówi Makowski.
Potem do tego bukietu pozytywnych doznań dołączyli jeszcze mieszkający tam ludzie. Jak mówi też niezwykli. Finowie i mieszkańcy Laponii innych narodowości są bardzo specyficzni. Słowni, uczciwi, nienarzucający się, nikogo nie udający, bardzo naturalni w swoich zachowaniach i reakcjach.
Stokrotka w śnieżnej Laponii
- Zaprzyjaźniłem się tam ze świetną parą. Tommi i Kajta prowadzą w Laponii wioskę turystyczną z reniferami. Przy pierwszym kontakcie pomogło nam jedno polskie słowo, które znali: stokrotka. Okazało się że mieli znajomych z Polski, którzy podróżowali po Europie starym Volkswagenem garbusem pomalowanym właśnie w stokrotki - wspomina Michał Makowski.
Pomogło coś jeszcze. W wiosce Tommiego i Kajty pobyt trzeba rezerwować z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. - Nas przyjęli prosto z drogi. Być może dlatego, że dotarliśmy tam na piechotę idąc przez śnieg 25 km. Tommiemu szczena opadła i zostaliśmy tam na trochę - dodaje Makowski.
Wioska należącą do pary Lapończyków zainspirowała Michała, ale jak podkreśla ta pod Karpaczem nie jest jej kopią.
- Zakochałem się w tym klimacie. Potem projekt zaczął kiełkować w głowie. Kupiłem działkę w górach. Potem pomyślałem, że postawie tam prawdziwą fińska saunę z grillem i będę ze znajomymi biesiadował podczas weekendów. Potem zaczęło się już na dobre - mówi z szerokim uśmiechem Michał Makowski.
Saunowanie i grillowanie
W tym miejscu warto dodać, że prawdziwe fińskie sauny z Laponii inaczej niż w przypadku tych standardowych znanych ze SPA i hoteli nie służą tylko do wygrzewania się. W tych w wiosce lapońskiej pod Karpaczem i w Finlandii spędza się całe dnie ucztując w większym gronie, dogrzewając się od czasu do czasu.
Kiedy już pomysł sprowadzenia takiej oryginalnej fińskiej konstrukcji do Polski na dobre zagościł w głowie Michała, zaczął zastanawiać się nad jego rozwinięciem.
- Pomyślałem sobie, że to mi się może przecież zwrócić. Raz w miesiącu ja będę tam przyjeżdżał z przyjaciółmi, a trzy raz w weekendy będę wynajmował. Zacząłem głośno o tym mówić analizować i wtedy ktoś powiedział: ale jak masz już saunę to weź zrób jeszcze spanie i zacznij zarabiać - mówi Makowski.
Nasz rozmówca nie chciał jednak brnąć w długoletnie kredyty i walczyć o pozwolenia na budowę. Doskonałym rozwiązaniem całego problemu okazały się być namioty stojące na solidnych drewnianych podbudowach, które widział w Laponii.
Mimo tego, że konstrukcje okryte są tylko jedną warstwą specjalnego materiału, to świetnie izolują od zimna wszystkich znajdujących się w środku. Do ogrzewania każdego namiotu służy piecyk na drewno. Popularną ”kozę”, jak wszystko w wiosce lapońskiej, też sprowadzana jest prosto z Finlandii.
Namiot na każde warunki
- Oczywiście, że wszyscy w koło pukali się znacząco w głowy. Nie mogli uwierzyć, że chce ludzi zimą zapraszać na noclegi do namiotów. Ja jednak dokładnie zbadałem sprawę i dotarłem wreszcie do właściwego człowieka, który je wszystkie zrobił. Spałem w nich przy siarczystym mrozie. Przy minus 20 w środku było plus 20, a ciepło dawał jeden piecyk - mówi Michał Makowski.
Namioty wykonał Michał Siedlecki, który projektował też namioty Wikingów do serialu BBC i uchodzi za międzynarodowego eksperta w tej dziedzinie. Ostatecznie w wiosce będzie 10 namiotów, w każdy z nich spać może do 5 osób. Jest też jeden duży stojący na środku wioski. Służy oczywiście do ucztowanie.
W Kalevali poza częścią lapońską zobaczyć można też "małą Skandynawię". Zakochani w odległej północy będą tu mogli przespać się w namiocie Wikinga z pełnym umeblowaniem albo zamówić nocleg w ręcznie wykonanym przez cieślę z Finlandii "Domku Muminka". Wszyscy goście będą też mogli oczywiście korzystać z dwóch saun i balii. W sumie miejsc noclegowych ma być ponad 50.
- Zgodnie z turystycznym savoir-vivre chcemy móc przenocować jeden pełen autobus, czyli 56 osób i takie też będą nasze możliwości już od połowy stycznia. Wtedy ostatecznie zakończymy budowę wioski. Jesteśmy już w kontakcie z biurami podróży i mamy pierwszych chętnych - mówi Makowski
Franczyza na wioskę
Zresztą jeszcze zanim pod Karpacz przyjechały namioty zarezerwowane były już wszystkie miejsca na całe święta i sylwestra. Co dalej? Twórca wioski nie zamierza jej dalej rozbudowywać. Jest jednak przekonany, że będzie mógł już w niedalekiej przyszłości cały koncept sprzedawać jako model franczyzowy.
Makowski w wioskę zainwestował wszystkie swoje pieniądze i częściowo wspomagał się kredytem. W sumie inwestycja kosztował blisko 2 mln zł. Jak ocenia pieniądze zaczną się zwracać za około 4 lata.
A jak bardzo to kosztowne dla zainteresowanych ekstremalnymi wakacjami w górach? Nocleg w namiocie z pełnym dostępem do saun i balii i całej wioski kosztuje 500 zł. Za tę cenę otrzymujemy 5 miejsc noclegowych na specjalnych materacach z pościelą. Nie musimy przywozić ze sobą sprzętu kempingowego.
- Chcemy odczarować namioty. Tak naprawdę te u nas, to pokoje hotelowe pod namiotem. Są gniazdka na prąd, meble, oświetlenie i oczywiście wifi – mówi Makowski.