.
Sposób w jaki rząd osiąga planowany w 2003 roku w wysokości ponad 38,7 mld zł. deficyt budżetowy woła o pomstę do nieba. Bo gdybym każdy z nas ukrywał dochody lub obroty w taki sposób, w jaki robi to minister finansów z wydatkami i deficytem budżetowym, to już dawno tajemnicza brygada antyterrorystyczna zjawiłaby się u mnie w mieszkaniu, zamknęliby mnie na kilkadziesiąt godzin w areszcie, przeszukali dom łącznie z psią budą, a następnie przedstawili zarzuty ciężarem sięgające zdrady stanu i wypuścili warunkowo za kaucją w wysokości jakiś pięciu milionów złotych.
Ale Panu dr Andrzejowi Raczko wolno wszystko. Wolno mu dotować poza budżetem ZUS, wolno przelewać poza budżetem środki dla upadających zakładów, wolno zmuszać Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, Fundusz Pracy, fundusz emerytalno-rentowy, publiczne zakłady opieki zdrowotnej czy też samorządy lokalne do zadłużania się na własną rękę byle tylko na papierze został osiągnięty cel finalny w zakresie limitu rocznego zadłużenia. Tak naprawdę nie ma więc żadnego znaczenia jaki deficyt zostanie zapisany w 2004 roku i tak Pan dr Andrzej Raczko zrobi wynik księgowy zgodny z życzeniem premiera, na przekór rzeczywistości.
Przyjrzyjmy się bliżej temu wirtualnemu wykonaniu tegorocznego budżetu po jedenastu miesiącach. Otóż z pozoru papierowy wynik jest imponujący – deficyt wynosi 35,54 mld zł. czyli nieco ponad 91,7% planu całorocznego. Jeszcze bardziej imponuje ostatnio zarysowana „tendencja” – we wrześniu deficyt wynosił 3,47 mld zł., w październiku już tylko 1,75 mld zł., a w listopadzie zaledwie 0,72 mld zł. I tylko dzięki takiemu „cudowi” fiskalnemu tegoroczny budżet zostanie dopięty.
Oczywiście, „cud” ten jest tylko na papierze. Który przyjmie każdą bzdurę zapisaną rękami pracowników Pana dr Andrzeja Raczko. Co takiego bowiem działo się w finansach budżetu, iż tak radykalnie spadło zapotrzebowanie na deficyt. Nic się nie stało, po prostu budżet zaprzestał realizować swoich podstawowych dotąd zadań czyli dotować pewnych funduszy.
Fundusz Pracy w sierpniu zobaczył ostatnie pieniądze z dotacji budżetowej, a było to wówczas tylko 0,12 mld zł., podczas gdy średnio w pierwszym półroczu co miesiąc przepływało z budżetu ok. 0,5 mld zł. A już od września Fundusz Pracy radzi sobie sam, tzn. zaciąga samodzielnie komercyjne kredyty w bankach i „jedzie pod kreską”. A pani Wasilewska – Trekner ze spokojem twierdzi, że tak jest lepiej. Do końca roku brakująca suma dotacji sięgnie ok. 2 – 2,5 mld zł.
Spadkowy trend dotacji występuje również w przypadku funduszu emerytalno-rentowego (świadczenia mundurowo-resortowe). We wrześniu wyniosła 1,47 mld zł., w październiku 1,28 mld zł., zaś w listopadzie 1,03 mld zł. Prawdopodobnie wymierają świadczeniobiorcy ... – oczywiście to ponury żart.
Największe moje przerażenie wywołuje jednak błyskawiczna redukcja deficytu Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (ten od ZUS-u i KRUS-u). We wrześniu dotacja wynosiła 3,9 mld zł., w październiku 2,5 mld zł., a w listopadzie 1,6 mld zł. W grudniu nie będzie żadnych dotacji budżetowych, bowiem w 100% wyczerpał się już przewidziany limit. Nie wystarczy również pieniędzy na subwencję do samorządów. Z reguły wynosiły one miesięcznie ok. 2,5 mld zł., a na grudzień wystarczy zgodnie z planami budżetowymi zaledwie 800 mln zł. Można szacować, że na FUS brakło w tym roku ok. 3 mld zł. a na samorządy ok. 1 mld zł.
Jeśli dodam do tego wszystkiego fakt, iż z miesiąca na miesiąc rośnie wielkość kosztów obsługi długu – w listopadzie koszty te były rekordowo wysokie w skali całego roku – to wyłania się jasny obraz wirtualnej księgowości budżetu państwa. Ba, rząd dodatkowo przyznał się, że przenosi na przyszły rok wydatki inwestycyjne na sumę ok. 1 mld zł. Te poukrywane po funduszach pieniądze trzeba będzie spłacić z środków roku 2004, albo też co bardziej prawdopodobne zwiększyć zakres wirtualności budżetu zadłużając fundusze jeszcze bardziej.
Jeśli moje skromne wyliczenia wskazują na ok. 6 mld zł. ukrytego dodatkowego deficytu w wykonaniu tegorocznego budżetu, to dyskusje sejmowe o oszczędnościach kilkuset milionów złotych w przyszłorocznym są doprawdy śmieszne. Jak widać mamy tak dziurawe finanse publiczne, że z łatwością można w nich ukryć sumy wielomiliardowe. I naprawdę zapisy budżetowe o deficycie mają znaczenie dopiero w pewnej skali.