Władysław Frasyniuk został we wtorek doprowadzony na przesłuchanie i obawia się, że to nie koniec nagłych problemów. Opozycjonista z czasów PRL i polityk boi się, że rządzący mogą uderzyć teraz w jego działalność biznesową.
Frasyniuk prowadzi firmę transportową "Fracht" od 20 lat. Zaczynał od dwóch ciągników siodłowych, dziś zatrudnia ponad stu ludzi, a flota liczy 50 samochodów.
- Boję się prowokacji, a władza ma duże możliwości. Prowadzę firmę transportową, więc – niestety - jestem dość łatwy do uderzenia - powiedział money.pl Władysław Frasyniuk. Jak już pisaliśmy w WP, chwilę po 6 rano został on zatrzymany przez policję, skuty i przewieziony do prokuratury w Oleśnicy.
Tam przesłuchano go w związku z oskarżeniem o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy policji podczas czerwcowej manifestacji. Te zarzuty z kodeksu karnego zagrożone są karą więzienia, jednak nie tego obawia się Frasyniuk.
- To wcale nie oznacza, że Frasyniuka zamkną, ale moi pracownicy powinni przygotować się na to, że nastąpią działania uderzające w Frasyniuka, czyli uderzające w firmę, tak jak miało to miejsce w 10 lat temu, kiedy rządziło Prawo i Sprawiedliwość - mówił w rozmowie z money.pl.
We wspomnianym przez Frasyniuka 2006 r., po zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa, prokuratura apelacyjna w Warszawie i okręgowa we Wrocławiu, prowadziła postępowanie sprawdzające dotyczące możliwości "popełnienia przestępstwa korupcyjnego na dużą skalę we wrocławskim urzędzie celnym i izbie celnej".
Tir z narkotykami?
Choć okazało się, że jego firma nie zrobiła niczego niezgodnego z prawem, teraz obawia się, że może być inaczej. - Zawsze może się okazać, że to nie Polacy mnie represjonują, tylko że np. w Niemczech zatrzymano TIR-a Frasyniuka z 400 kg ładunkiem narkotyków - ironizuje. - Wówczas minister spraw wewnętrznych powie, „to koledzy z Niemiec go zatrzymali, a my tylko kontynuujemy śledztwo" - powiedział nam Frasyniuk.
Jak pokazuje nasze polskie doświadczenie, by dopiec lub zniszczyć przedsiębiorcę, wcale nie trzeba do sprawy włączać policjantów. Wystarczy zwykła kontrola skarbowa.
- Aparat skarbowy, nie tylko może zaszkodzić, ale bardzo łatwo może też doprowadzić do upadku firmy. Niestety na przestrzeni ostatnich blisko 30 lat nic tu się nie zmieniło i ciągle firmy mają pełne prawo obawiać się takich działań - mówi money.pl Leszek Szymkowicz, wiceprezes stowarzyszenia Niepokonani 2012 i właściciel firmy Kablotech, która na skutek działań aparatu skarbowego istnieje już tylko na papierze.
Szymkowicz, czekający teraz na wyrok NSA w swojej sprawie, przekonuje, że scenariusz jest w takich przypadkach bliźniaczo do siebie podobny. - Firmy są najpierw wybierane do kontroli, potem zakłada się tezę, że na pewno oszukują i gotowe. Reszta jest stosunkowo prosta, jak urzędnik dobrze poszuka, to zawsze znajdzie coś, co będzie potrafił tak twórczo zinterpretować, żeby wyglądało na nadużycie - opowiada Szymkowicz.
W Sanoku ok. Byle nie w Zielonej Górze
Jak już pisaliśmy w money.pl, rutynowa kontrola skarbowa przyczyniła się do końca świetnie prosperującej firmy TFL, założonej w latach 90. przez Marka Isańskiego. Firma leasingowała autobusy dla PKS, zatrudniała 40 pracowników i miała miliony złotych zysku rocznie. Do czasu - w 1996 r. Isański został oskarżony o oszustwa i aresztowany na trzy miesiące.
Cztery lata później Urząd Skarbowy w Zielonej Górze stwierdził, że TFL oszukiwało przy naliczaniu zwrotu VAT - poszło o to, że TFL siedzibę miała w Zielonej Górze, a autobusy kierowcy PKS przejmowali w Sanoku. Gdyby robili to w Zielonej Górze, wszystko byłoby w porządku.
Po 20 latach zmagań Isański - oczyszczony z zarzutów - dostał zwrot 7 milionów odsetek. Od Skarbu Państwa żąda jednak kolejnych 800 mln odszkodowania. - Kwota odszkodowania to czerwona kartka dla władzy, że nie wolno łamać praw obywateli. Ponadto dla mnie ważne jest, aby wykazać dzieciom, że to ojciec był okradany przez nadużywających swoich kompetencji urzędników znanych z nazwiska - mówił Isański w wywiadzie dla money.pl.
Jak przekonuje wiceprezes stowarzyszenia Niepokonani 2012, zrzeszającego przedsiębiorców poszkodowanych przez urzędników państwowych, aparat skarbowy potrafi dobierać sobie łatwe cele. - Urzędnicy idą na łatwiznę i kontrolują firmy, które mają pieniądze i działają w pełni legalnie. Wszystko dlatego, że one właśnie mają porządek w księgowości, urzędnik przychodzi na gotowe i łatwiej mu szukać - mówi Szymkowicz.
Podstawa to umiejętny dobór celów
Jak dodaje łatwo też z takiej firmy coś ściągnąć, bo ma pieniądze i łatwo też oszacować majątek. Z kolei kontrolerzy rzadko zaglądają , jego zdaniem, tam gdzie naprawdę oszukują, bo tam nie ma księgowości, trudno oszacować zyski i posiadany majątek.
- Nie ma z czego ściągać należności, więc nie ma po co się męczyć. Zwyczajnie aparat skarbowy idzie na łatwiznę, byle tylko wykazać się przed ministrem, ile to udało się odzyskać niezapłaconych podatków. W ten sposób można załatwić każdą firmę - podsumowuje.
Kolejnym głośnym przykładem na to, jak może się zakończyć błędna interpretacja przepisów przez urzędnika, jest sprawa spółki Optimus, stworzonej przez Romana Kluskę. Pod koniec lat 90. firma eksportowała na Słowację produkowane przez siebie komputery, po czym Ministerstwo Edukacji importowało je do polskich szkół.
Ten zabieg powodował, że z perspektywy ministerstwa były one tańsze o podatek VAT. Obowiązujące wówczas prawo dyskryminowało rodzimych producentów, obciążając ich 22 proc. stawką VAT. Pochodzący z importu sprzęt obowiązywała natomiast zerowa stawka.
Po co wymyślać nowe scenariusze?
Urząd Skarbowy stwierdził, że w ten sposób Optimus dopuszcza się przestępstwa, omija prawo i wyłudza zwrot podatku. Zdaniem fiskusa w 2003 roku firma była winna urzędowi skarbowemu 18,5 mln zł. Mimo że Naczelny Sąd Administracyjny w końcu oddalił zarzuty skarbówki, Optimus stracił rynek, co doprowadziło do jego upadłości.
Scenariusz upadku komputerowej firmy z Wrocławia JTT Computer był bardzo podobny. Spółka wysyłała swój sprzęt do Czech i odkupywała go z niewielką marżą sprowadzając do kraju. Fiskus również w tym przypadku zobowiązał JTT do zapłaty od tych transakcji 10,5 mln zł zaległego podatku VAT i zasądził kary.
Konto firmy zostało zamrożone, pieniądze zarekwirowane, zarząd JTT usłyszało zarzuty oszustwa. Ten sam sąd, który uniewinnił Optimusa oddalił zarzuty wobec JTT, ale i w tym przypadku było za późno. W 2003 firma upadła.
Czy w przypadku firmy transportowej również jedna błędna decyzja, może doprowadzić do upadku, jak działo się to z firmami z branży elektronicznej?
Wystarczy blokada konta
- W firmie logistycznej wchodzą w grę przepisy dotyczące transportu i choćby dlatego błyskawicznie można sparaliżować jej działalność. Do tego wystarczy też zablokować rachunki bankowe i firma traci możliwości funkcjonowania. Tym bardziej że do takiej blokady potrzebne jest tylko postanowienie naczelnika urzędu celno-skarbowego - mówi Szymkowicz.
Do stowarzyszenia Niepokonani 2012 dołączyła ostatnio firma MGM. Jej historia to, w ocenie wiceprezesa Niepokonanych, przykład iście kuriozalnej sytuacji, bo tak naprawdę fiskus niczego podczas kontroli nie stwierdził.
- Jednak najwidoczniej urzędnicy doszli do wniosku, że po wieloletniej pracy coś trzeba wykazać. Dlatego postawiono firmie zarzut, że przy sprzedaży towarów za granicę, nie przeniosła prawa własności na swoich kontrahentów. To jest tak, jakby sugerować obowiązek podpisania jakieś oddzielnej umowy po sprzedaniu komuś kilograma jabłek - mówi Szymkowicz.
Jak zapewnia nasz rozmówca, w przepisach podatkowych też nic nie ma na ten temat, to jednak wystarczyło, żeby zawiesić firmie zwrot podatku VAT. Tymczasem MGM zupełnie legalnie kupowała sprzęt w Polsce i sprzedawała za granicę i występowała, również zgodnie z prawem, o zwrot podatku VAT.