Nieoczekiwana przesyłka z armii może zdziwić. Jej treść wygląda jak żart. Wcale nim jednak nie jest.
"... zostało wszczęte postępowanie administracyjne w sprawie przeznaczenia rzeczy ruchomych w ramach świadczeń rzeczowych na uzupełnienie etatowych potrzeb, planowanych do wykonania w razie ogłoszenia mobilizacji i w czasie wojny" - takie pismo od MON-u otrzymuje ostatnio coraz więcej właścicieli samochodów. Zwłaszcza terenowych.
Armia korzysta z prawa gwarantowanego ustawą o powszechnym obowiązku obrony RP i "pożycza" majątek obywateli.
"Wypożyczeniu" podlegają przede wszystkim samochody. - Mówimy tu głównie o autach terenowych i ciężarowych, typu TIR - mówi ppłk Sławomir Rafiński z biura prasowego Sztabu Generalnego WP. - Autobusy, mikrobusy, różne samochody dostawcze. Takiego sprzętu czasem wojsko potrzebuje i może w ramach świadczeń rzeczowych odpłatnie zażądać. - A jak bym miał fiata 500? - dopytuję. - To raczej by nam się nie przydał - uspokaja pułkownik.
Przydać się za to może: koparka, spychacz, ładowarka czy betoniarka. Pojazdy, których wojsko może potrzebować, wpisuje na listę, którą następnie przesyła do lokalnych samorządów.
Samorządy, przeglądając rejestr, typują posiadaczy odpowiednich maszyn i wydają decyzję administracyjną. Kto taką decyzję otrzyma, nie ma wyjścia. Musi wojsku pożyczyć. Chyba, że się odwoła.
- Od każdej decyzji administracyjnej przysługuje odwołanie - mówi ppłk Ratyński. - Jeśli auto jest czyimś jedynym źródłem utrzymania, albo służy do tego, żeby wozić dziecko na rehabilitację, to wiadomo, że go nie zabierzemy. Tu nie chodzi o to, żeby robić komuś na złość.
Cywilne maszyny mogą być "wypożyczane" przez wojsko nie tylko w czasie wojny. Armia ma prawo zabrać je również w czasie ćwiczeń, czy podczas usuwania skutków klęsk żywiołowych. - Ostatnia duża klęska, przy której pracowaliśmy, to burza w Suszku, latem zeszłego roku - mówi ppłk Ratyński. - Ani jedna cywilna maszyna nie była tam wykorzystywana. Takie sytuacje zdarzają się sporadycznie, chodzi przede wszystkim o zabezpieczenie się na czas sytuacji kryzysowej.
Tylko z dokumentem
W czasie pokoju, wojsko może pożyczyć mienie obywatela tylko, jeśli znajduje się ono na liście i samorząd wyda odpowiednią decyzję.
- Te listy są co jakiś czas aktualizowane - mówi ppłk Ratyński. - Prowadzimy też przeglądy takich maszyn, żeby mieć pewność, że są one w pełni sprawne.
Inaczej sytuacja może wyglądać w razie wybuchu wojny. Wojsko ma wtedy prawo do tego, by zapukać do domu niczego nieświadomego obywatela i zażądać wydania samochodu.
Sprzęt na potrzeby wojska jest "wypożyczany odpłatnie. Co roku stawki ustala odpowiednie rozporządzenie Rady Ministrów. Za samochód o ładowności do 2 ton, właściciel dostaje 150 zł. za dobę. Za ciężarówkę powyżej 8 ton - 400 złotych.
- W przypadku uszkodzenia, właścicielowi przysługuje oczywiście odszkodowanie - mówi ppłk Ratyński.
Nie tylko samochody
"Wcielone do służby" mogą zostać nie tylko auta, ale i nieruchomości. Sprawa dotyczy przede wszystkim magazynów.
- Chodzi przede wszystkim o miejsca, w których można składować sprzęt czy paliwo - tłumaczy ppłk Ratyński. - Jako takie polowe magazyny może być też wykorzystywana np. ziemia orna. Ćwiczenia, czy działania wojskowe nie zawsze są prowadzone w pobliżu dróg, czasem po prostu w lesie. A zaplecze zawsze jest potrzebne.
Za użytkowanie budynku wojsko płaci 1,30 za metr kw. Za bocznicę kolejową - 150 zł. za kilometr.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl