Krajobraz po wyborach w Polsce zawsze jest taki sam. Miasta oklejone nieaktualnymi plakatami, śmietniki pełne ulotek i brak chętnych do ich posprzątania. W trakcie zbliżających się kampanii politycy na promocję siebie będą mogli wydać o wiele więcej niż cztery lata temu.
Jesienne wybory samorządowe rozpoczną festiwal wyborczy. Do końca 2020 roku zagłosujemy na: samorządowców, eurodeputowanych, posłów i senatorów oraz wybierzemy prezydenta kraju. Kampania wyborcza będzie elementem codziennego życia miast i wsi.
Mury budynków i słupy zostaną zaklejone tysiącami sztucznie uśmiechniętych twarzy polityków, z których każdy będzie przekonywał, że "tylko on". Skrzynki pocztowe zapewne znów zapchają się ulotkami zachwalającymi kandydatów, a ich głos płynący z radia i telewizji w końcu zacznie doprowadzać nas do szewskiej pasji. Ci bardziej zaawansowani technologicznie zapłacą za reklamy w mediach społecznościowych. Zła wiadomość jest taka, że propagandy będzie więcej niż w trakcie poprzedniego cyklu wyborczego.
Ministerstwo Finansów chce podnieść limity wydatków komitetów wyborczych na prowadzenie kampanii. Tego wymaga uchwalony w 2011 r. Kodeks wyborczy. Od dnia jego przyjęcia skumulowana inflacja wyniosła 6,4 proc. i właśnie o tyle mają wzrosnąć limity dla komitetów startujących we wszystkich możliwych wyborach.
Pierwszy efekt planowanej podwyżki zobaczymy już w tym roku. Choć obliczane indywidualnie limity nie rzucają na kolana, to przełożenie ich na skalę kraju daje kwotę kilkudziesięciu milionów złotych. Na przykład: w całej Polsce jest niemal 40 tys. radnych gminnych i miejskich. Gdyby o każdy z mandatów ubiegał się tylko jeden komitet, przed podwyżką wydatki nie mogłyby przekroczyć 45 mln zł, a po niej będzie to 47 mln 879 tys. zł. Niemal 3 mln zł więcej.
Takie wyliczenie to dopiero początek. Wystartuje przecież dużo więcej komitetów. Przyjmijmy średnią liczbę dziesięciu w każdej gminie. W ten sposób okaże się, że kampania samorządowa w wersji maksimum pochłonie niemal pół miliarda złotych. Politycy zupełnie legalnie na promowanie siebie wśród elektoratu będą mogli wydać dodatkowe 30 mln zł.
Tony makulatury
Żeby zrozumieć o jakiej skali mówimy, przeliczyliśmy kwotę na plakaty i ulotki wyborcze, które politycy za nią mogą kupić. Wszystkie wyliczenia dotyczą wersji "premium". Najlepszego druku i papieru o największej gramaturze.
Za 5 tys. sztuk zadrukowanych dwustronnie składanych ulotek w formacie A4 drukarnie życzą sobie od 750 do 900 zł. Średnio - 825 zł. Przy takiej cenie dodatkowe 30 mln zł pozwoli na druk dodatkowych - uwaga - przeszło 180 mln ulotek. Uprawionych do głosowania jest około 30,5 mln Polaków.
Gdyby jednak chętni do rządzenia w samorządach postanowili za pieniądze ze zwiększonego limitu drukować plakaty, sytuacja nie byłaby lepsza. Za 1000 plakatów w formacie A1 drukowanych na porządnym papierze o gramaturze 170 g/m2 trzeba zapłacić mniej więcej 1200 zł. Szybka kalkulacja daje dramatyczną liczbę 25 milionów plakatów, które będą mogły "przyozdobić" miasta.
Oczywiście ostatecznie wydrukowanych zostanie mniej ulotek i plakatów, ponieważ za legalne wywieszenie plakatu trzeba zapłacić. Nie ma jednak wątpliwości, że czeka nas zalew makulatury, ponieważ ceny druku w trakcie kampanii wyborczej w 2014 r. wcale nie były niższe.
Zyskają też konkurenci Dudy
Podwyżki obejmą nie tylko samorządowców. Więcej pieniędzy wydadzą także startujący we wszystkich odbywających się w Polsce wyborach. Każdy komitet startujący w wyborach do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w maju 2019 r., będzie mógł wydać o 4 gr więcej na każdego uprawnionego do głosowania. W efekcie to ponad 60 mln zł dla komitetów, które wystawią kandydatów we wszystkich okręgach wyborczych. Przed czterema laty było takich komitetów dziewięć.
O 4 gr wzrośnie także limit podczas wyborów prezydenckich. Zatem Andrzej Duda i jego konkurencji będą mogli się promować za kwotę o 1,2 mln zł większą niż robili to kandydaci w 2015 r. Na większa podwyżkę mogą liczyć posłowie - chodzi o 5 gr w przypadku jednego uprawnionego do głosowania w danym okręgu.
W wyborach do Senatu kwota wzrasta o 1 gr. W praktyce oznacza to, że kandydaci startujący w okręgu nr 84, gdzie głosować może niewiele ponad ćwierć miliona osób, wydadzą o niemal 2,6 tys. zł więcej niż w trakcie poprzednich wyborów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl