Wyniki wyborów w Niemczech – skromniejsze niż oczekiwano zwycięstwo Angeli Merkel, a przede wszystkim pojawienie się Afd jako trzeciej siły – wpłynie na polską politykę. I raczej scementuje drogę, którą podąża rząd Prawa i Sprawiedliwości.
Dwucyfrowy wynik i ponad 13 proc. poparcia (wedle pierwszych sondaży). Trzecie miejsce w Bundestagu dla Alternative für Deutschland (AfD) to wielki sukces tej młodej partii. I jednocześnie poważne ostrzeżenie dla świata establishmentu, który żył w iluzji stabilizacji.
Afd to populiści. Sceptycy. Nie chcą euro, psioczą na Unię, po raz pierwszy na poważnie doszli do głosu w 2015 r., podsycając nastroje antyimigranckie i doskonale grając na obawach społeczeństwa. Najważniejsze zagrożenie wewnętrzne? Islam. Dlatego Afd chce prawa muzułmanów ograniczać, także w przestrzeni publicznej.
Będą – wszystko na to wskazuje – pierwszą skrajnie prawicową partią w Bundestagu od... 60 lat. Zajmując ok. 80-90 miejsc. A co ważniejsze, Afd, z takim wynikiem, zyska spore finansowanie z budżetu państwa.
Partia Zielonych otwarcie nazwała ich „nazistami". Podobnie podsumował to – jednym zdaniem - jeden z moich znajomych na Facebooku. „Wygląda na to, że w niemieckim parlamencie zasiądzie po raz pierwszy od II wojny światowej 89 nazistów."
Ten atak i porównania nie przyniosły skutku przed wyborami. Nie przyniesie i teraz. Ćwiczyliśmy to już w Polsce. Środowisko PO czy środowisko prof. Leszka Balcerowicza przestrzegało przed PiS, nie przebierając w wyrafinowanych epitetach. Szukało demonów 500+, typowało, w którym miesiącu zawali się gospodarka, a przedsiębiorcy uciekną z Polski.
Ani w Niemczech, ani w Polsce nie podziało. I nie podziała.
PiS wygrał, nie ignorując biedy i wyczuwając potrzeby tej "odrzuconej" części społeczeństwa. Afd, które w całych wyborach ma trzeci wynik, we wschodnich landach, w dawnym NRD, niemal wygrało.
A dla PiS wyniki z Niemiec to sygnał, by – przynajmniej na razie - nie zmiękczać ścieżki. Unia to dla obecnego polskiego rządu konieczny partner, choć tam gdzie możemy, zaznaczamy swoje zdanie. Od euro trzymamy się na dystans (mimo entuzjazmu prezydenta Andrzeja Dudy, który raczej warto rozpatrywać w kategoriach zaznaczania odrębności i niezależności).
A w przypadku imigrantów twarda postawa Afd będzie podstawą, by PiS utrzymał swój kurs.
Kurs, który najlepiej oddał chyba Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości w nowym programie Wirtualnej Polski „Kto nami rządzi". Prowadzącemu Łukaszowi Mężykowi wyłożył dość jednoznacznie stosunek do imigrantów. Dodając, że wcale nie gra na strachu. Bo gdyby wygrała wybory Platforma, to wtedy "przyjęlibyśmy każdą ilość" i dopiero byłby problem. W Polsce jest więc bezpiecznie i spokojnie dzięki temu, że nie ma uchodźców. A uchodźców nie ma, bo PiS wygrał władzę.