Kolejny zwrot w amerykańskiej kampanii wyborczej. Szef FBI James Comey poinformował Kongres, że odnalezione niedawno e-maile nie mogą być podstawą do postawienia Hillary Clinton zarzutów kryminalnych.
Demokraci odetchnęli z ulgą, republikanie krytykują konkluzje Comeya. Dziesięć dni temu James Comey poinformował Kongres o odnalezieniu nowych e-maili z serwera Hillary Clinton. Znajdowały się one na laptopie męża doradczyni kandydatki demokratów Humy Abedin. Informacja o e-mailach zmieniła dynamikę kampanii i przewaga Hillary Clinton nad Donaldem Trumpem zaczęła szybko topnieć. Choć badanie e-maili jeszcze trwało, miliarder powtarzał na wiecach, że Hillary Clinton zostaną postawione zarzuty kryminalne i że Amerykę czeka kryzys konstytucyjny.
W niedzielę dyrektor FBI poinformował Kongres, że śledczy przeanalizowali wszystkie e-maile i nie znaleźli niczego, co by uzasadniało postawienie zarzutów. Według dziennika "New York Times", e-maile zawierały przede wszystkim prywatną korespondencję pomiędzy Clinton a Abedin albo były duplikatami e-maili, które wcześniej przekazała ona FBI.
Donald Trump, który wcześniej krytykował Jamesa Comeya za działania w sprawie e-maili Hillary Clinton, potem chwalił go za wznowienie postępowania, znów zmienił front. Podczas wiecu w Michigan miliarder stwierdził, że jego rywalka jest chroniona przez zmanipulowany system. "Clinton jest winna. Ona to wie i FBI to wie" - wołał miliarder do tłumu skandującego hasło "Osuszymy to bagno".